niedziela, 23 kwietnia 2017

Królewski dystans po raz trzeci

Jak zawsze - na to, że pobiegnę maraton, wpadłam tak po prostu. Wcale długo się nie zastanawiałam.
Padło hasło: Biegniemy maraton, a ja już byłam zapisana. Treningi do niego rozpoczęłam więc za późno, ale z wielką nadzieją, że dam radę .
Gdy tygodnie mijały, a ja nie czułam wcale mocy, która by zaczęła mi towarzyszyć, zaczęłam myśleć, że to był bardzo zły pomysł.

Na tydzień przed maratonem poszłam na ostatni ważny trening... Niedziela wielkanocna, każdy w domku otulony kołderką, nakryty po same uszy, a ja w ciuchach biegowych na trening...
Wiatr wiał taki, że myślałam, iż stanę się latawcem....
Na treningu było wszystko: wiatr, deszcz śnieg i grad, a nawet na chwilkę wyszło słoneczko...
Po powrocie do domu czułam się, jakbym pokonała 50 km, a to było tylko 20 km.

Pomyślałam wtedy że maraton będzie wielką masakrą... brak mocy, brak wytrzymałości i siły :(
W końcu nadszedł dzień sądu ostatecznego. 23 kwiecień...

Maraton.
Królewski dystans...

Miałam stanąć na stracie tego pięknego dystansu po raz trzeci i myślałam, że to będzie wielka klęska.
Nadszedł ten dzień.
Pobudka o 6:30, śniadanko, jakie zaleca nasza klubowa torpeda Magda - buła z dżemem i do przodu.
Ubranko, prowiant na drogę, dobra kawa zrobiona przez mojego męża i podana do łóżka... i można startować.

Na miejsce startu - czyli do Atlas Areny - dotarliśmy spacerkiem...
Tam spotkaliśmy Monikę, Maćka i Zbyszka, a po chwili zadzwoniła Emilka mówiąc, że też już dotarła z Błażejem.
Oczywiście pomyliliśmy miejsca startu i na początku udaliśmy się na miejsce startu dyszki.

Szybko przemieściliśmy się na właściwe miejsce startu.
Tam ustawiliśmy się w strefach startowych.
Jeszcze chwilka z Emilką, która dziś była naszym wsparciem technicznym, ale przede wszystkim psychicznym.
Powitaliśmy biegnących na dyszkę.
Oni przywitali nas i wystartowaliśmy :)

Na starcie przybijaliśmy piąteczki z biegaczami dyszki i tam też wypatrzyłam Madzię.
Nie ukrywam, że było to dla mnie wielką i miłą niespodzianką, gdyż myślałam, że Madziula dziś nie biegnie…
Przez moment biegłam z Moniką, jednak okazało się, że nasze założenia na dzisiejszy dzień są niekompatybilne.
Namierzyłam Adama, z którym miałam biec pierwszą połówkę, ale szybko się okazało, że tempo jest troszkę za niskie...
Podjęłam więc próbę samotnego pokonania królewskiego dystansu.

Bawiłam się biegiem, starając się utrzymywać tempo 5:30, z założeniem, że jak się uda, to druga połówka będzie szybsza, a jak nie, to trudno... polecimy tak, jak na początku.
Trasa była super - szkoda tylko, że muzyka cicha, słabo słyszalna i długie odcinki ciszy....na trasie.
Poradziłam sobie z tym... miałam ze sobą muzyczną perełkę, IRĘ.
Moja ukochana kapela towarzyszyła mi do 32 km. , później rozładowała mi się MP3.
Na 39. km. złapał mnie skurcz. ale to już tak blisko mety, że dałam radę.

To pierwszy maraton, na którym ani razu nie szłam... a trzeci w mojej biegowej historii...


Przebiegłam go z uśmiechem na twarzy, przybijając piątki z ludźmi, którzy wyszli kibicować biegaczom...
Dziękuje wszystkim, którzy stali na trasie i wspierali okrzykami, oklaskami ;)
Dziękuję Eli, która na rowerze zaopiekowała się moimi rękawiczkami i serdecznie dziękuję tacie i mężowi Moniki za przygarnięcie mojej odzieży na ulicy Północnej.
Dziękuję tez Państwu Chmielom. którzy wspierali nas na 25. km biegu i robili zdjęcia...

Emilka!
Wielkie dzięki za otuchę wlaną w moje serce tekstem, że dobrze wyglądam na 23. km...
Atmosfera na trasie była cudna - kawałeczek biegłam z Donatą, którą pozdrawiam bardzo serdecznie i mam nadzieję, że udało jej się złamać cztery godzinki...


Ostatnie dwa kilometry pokonał ze mną Mariusz.
Dobrze, że był na rowerze, bo gdy okazało się, że skurcz w prawym udzie jest uroczo upierdliwy i daje coraz mocniej o sobie znać, rozmowa z Mariuszem odwróciła trochę uwagę od tego dziwnego bólu.
Z tego miejsca bardzo dziękuję za wszystko, co Mariusz zrobiłeś, by ten maraton w moim wykonaniu wyglądał właśnie tak.... Ukończony z wielką radochą.

Mariusz!
Bardzo dziękuję – jesteś wielki :)
Wpadłam na metę z czasem 3:51:28
K40/14
A miała być masakra :) !!!!
Takie masakry to ja mogę przeżywać :)