Czy myśleliście kiedyś, skąd jesteście i kim jesteście?
Czy słysząc w telewizji słowa: - „Jesteśmy patriotami”..nie zastanawiacie się nad tym, co to znaczy?
Ja mam wrażenie, że słowo „patriota”, „patriotyzm” stało się w naszym języku sloganem, czymś, czego już nie rozumiemy, tylko powtarzamy jak mantrę, bo tak wypada.
Zastanawialiście się, co to znaczy?
Czy jesteśmy patriotami ?
Co to znaczy być nim...może to znaczy kochać swoją ojczyznę...
...ale co jest moją ojczyzną w dzisiejszych czasach - spyta ktoś?
Czy Polska? A może Europa?
Może jestem obywatelem świata...?
Co to znaczy? Może hymn, który śpiewam i wcale go nie rozumiem, być może bardziej przemawiają do mnie słowa „Roty”?
Zastanawialiście się nad tym, który hymn porusza wasze serce bardziej, przed która z flag chylicie czoło, z jakich barw jesteście dumni i jakim język szanujecie?
Cofając się o kilka, a właściwie kilkadziesiąt lat wstecz, a nawet i kilkaset, można powiedzieć, że w obronie ojczyzny POLSKI umierali ludzie, broniąc naszego języka, przekazując historię, ratując polskie książki.
Czy na pewno wszyscy ci, którzy w telewizji, gazetach krzyczą: - „Jestem patriotą!” są nimi naprawdę?
Czy tylko tak mówią, bo tak jest łatwiej...bo na niego patrzą ..co sobie pomyślą, jak powie, że interes Polski to nie jego sprawa?
On musi dbać o to, by Polska była pełnoprawnym członkiem Unii Europejskiej, ale czy członkostwo oznacza wyrzeczenie się polskości?
Nie !
Czemu politycy o tym zapominają. Słowa „Roty”, tak chętnie śpiewanej przez nasz naród w czasie zaborów, jasno mówią: - Nie wyrzeknę się tego, kim jestem, nie porzucę ziemi, z której pochodzę.
A może zastanawialiście się kiedyś, co sami możemy zrobić, by być Polakiem przez takie wielkie „P”, co trzeba zrobić...?
Ja powiem wam, co ja robię, a wy możecie napisać, co wy robicie i co czujecie?
Ja wiem że jestem Polką, jestem z tego dumna, choć nie zawsze mi to wychodzi na przysłowiowe zdrowie.
Kiedy śpiewany jest nasz hymn państwowy, ja też go śpiewam i stoję na baczność, chodzę na wybory, uczę swoje dzieci polskości, tego by szanowały język i kochały swój kraj, bo po to, by one mogły chodzić do szkoły, kiedyś ginęli ludzie.
Uczę je historii, zwracam uwagę na literaturę piękną, wiersze Mickiewicza, Słowackiego, Norwida, Szymborskiej. Pokazuję historię naszego miasta.
Czytam i tłumaczę.
Bo w taki sposób stajemy się nie tylko obywatelami Polski, ale obywatelami świata i regionu.
Wiedza i umiejętność obserwacji, analizy, a przede wszystkim świadomość, pomagają nam w ocenie tego KIM JESTEŚMY.
środa, 29 lutego 2012
wtorek, 28 lutego 2012
Czy być to wierzyć?
...Witajcie moi czytelnicy...
...a może pozwolicie nazywać się znajomymi?
Bardzo wam dziękuję za to, że czytacie to, co piszę - dzięki wam siadam wieczorem przy komputerze i piszę.
Cieszę się, że czytacie, dzięki temu też poznajecie mnie.
Może nie stoi nic na przeszkodzie byśmy się ,,poznali...”
Chciałabym przeczytać komentarze do swojego bloga.
Wiecie co...?
Dziś zastanawiałam się nad tym, jakby wyglądało nasze życie, gdybyśmy nie wierzyli w nic.
To znaczy nie wierzyli w Boga, w miłość... w nic.
Jak by wyglądało nasze życie... chyba byłoby bardzo ubogie.
Mam wrażenie, że musimy w coś wierzyć. Chociażby w anioły, które czuwają nad nami.
Jak to jest, że wiara pomaga...
Mówi się, że wiara przenosi góry.
Coś w tym musi być, prawda?
Że czyni cuda …
Wyobrażacie sobie świat realny - taki materialny, bez świata duchowego?
No doktor Freud nie miałby co robić - to jest pewne, albo i nie może by miał więcej roboty?
Właściwie to nie wiadomo.
Psychika ludzka jest tak skonstruowana, że musi mieć przed sobą świat materialny i duchowy.
Im uboższy świat duchowy, tym mniej chęci do życia dla materialnego świata.
Zobaczcie - czy pieniądze daja szczęście?
Mówi się że nie.
Rozważająć to zdanie, możemy zauważyć, że pieniądze to wartość materialna - można za nie kupić samochód dom, diamenty dla żony,
Pojechać na wyśnione wakacje.
Ale co dalej...?
Co może kupić jeszcze człowiek?
Czy kupi sobie żonę...? Niektórzy powiedzą, że tak.
Tylko jaka ta żona będzie?
Czy jak on zachoruje, to ona będzie się o niego troszczyć?
Współczuć...
Czy będzie kochała bardzo męża, czy jego pieniądze...
ale tu dotykamy już moralności.
No tak, ale czy można rozdzielić moralność od uczuć?
To też dobre pytanie.
Z której strony by nie ugryźć, to wychodzi na to, że jednak jesteśmy skazani na naszą psyche..
Na nasze uczucia i wiarę...
Musimy w coś wierzyć - czy to będzie Bóg...
Czy to będzie miłość...
Czy coś innego...ale musimy wierzyć, by wyznaczać sobie cele i realizować je...
Czy tylko to...?
...a może pozwolicie nazywać się znajomymi?
Bardzo wam dziękuję za to, że czytacie to, co piszę - dzięki wam siadam wieczorem przy komputerze i piszę.
Cieszę się, że czytacie, dzięki temu też poznajecie mnie.
Może nie stoi nic na przeszkodzie byśmy się ,,poznali...”
Chciałabym przeczytać komentarze do swojego bloga.
Wiecie co...?
Dziś zastanawiałam się nad tym, jakby wyglądało nasze życie, gdybyśmy nie wierzyli w nic.
To znaczy nie wierzyli w Boga, w miłość... w nic.
Jak by wyglądało nasze życie... chyba byłoby bardzo ubogie.
Mam wrażenie, że musimy w coś wierzyć. Chociażby w anioły, które czuwają nad nami.
Jak to jest, że wiara pomaga...
Mówi się, że wiara przenosi góry.
Coś w tym musi być, prawda?
Że czyni cuda …
Wyobrażacie sobie świat realny - taki materialny, bez świata duchowego?
No doktor Freud nie miałby co robić - to jest pewne, albo i nie może by miał więcej roboty?
Właściwie to nie wiadomo.
Psychika ludzka jest tak skonstruowana, że musi mieć przed sobą świat materialny i duchowy.
Im uboższy świat duchowy, tym mniej chęci do życia dla materialnego świata.
Zobaczcie - czy pieniądze daja szczęście?
Mówi się że nie.
Rozważająć to zdanie, możemy zauważyć, że pieniądze to wartość materialna - można za nie kupić samochód dom, diamenty dla żony,
Pojechać na wyśnione wakacje.
Ale co dalej...?
Co może kupić jeszcze człowiek?
Czy kupi sobie żonę...? Niektórzy powiedzą, że tak.
Tylko jaka ta żona będzie?
Czy jak on zachoruje, to ona będzie się o niego troszczyć?
Współczuć...
Czy będzie kochała bardzo męża, czy jego pieniądze...
ale tu dotykamy już moralności.
No tak, ale czy można rozdzielić moralność od uczuć?
To też dobre pytanie.
Z której strony by nie ugryźć, to wychodzi na to, że jednak jesteśmy skazani na naszą psyche..
Na nasze uczucia i wiarę...
Musimy w coś wierzyć - czy to będzie Bóg...
Czy to będzie miłość...
Czy coś innego...ale musimy wierzyć, by wyznaczać sobie cele i realizować je...
Czy tylko to...?
poniedziałek, 27 lutego 2012
Prawdziwy czy wirtualny?
Ostatnio zastanawiałam się nad fenomenem portali społecznościowych, takich jak Nasza Klasa czy FB.
Jak to się dzieje, że przypadkowo poznanej osobie, której nie widzimy - przecież nie wiemy, co kryje się za awatarem prawda? - jesteśmy w stanie powierzyć najskrytsze tajemnice swojego życia, a osobie, z którą żyjemy, ciężko nam czasem powiedzieć „dziękuję”, albo „kocham cię”.
Trudno jej lub jemu powiedzieć, że lubię kawę z mlekiem i bez cukru.
Prawda?
Choć codziennie przynosi nam ją do łóżka z cukrem...jak ciężko powiedzieć bliskiej osobie - „Kurczę, wkurzają mnie twoje skarpetki czy rajstopy rzucone na podłogę”...
Jak trudno powiedzieć „Może pójdziemy razem do kina?” Dlaczego komuś, kogo nie znamy, tak łatwo o tym wszystkim opowiadamy?
Zastanawialiście się kiedyś nad tym?
Ja lubię szukać takich odpowiedzi. No i chyba czasami udaje mi się rozwiązać jakiś tak mały mój kłopocik.
I ten też staram się przeanalizować...
Może wynika to z tego, że w pewnym stopniu nie chcemy urazić osoby, z którą jesteśmy, wysyłamy jakieś tam sygnały, wydaję nam się ze ona powinna je odczytać, i strasznie jesteśmy rozczarowani że ona tego nie widzi.
Powiedziałabym wręcz, jesteśmy wściekli, że on/ona tego nie widzą i nic z tym nie mają ochoty zrobić.
Jaki to fenomen pozwala na to, by kochająca żona nie powiedziała swojemu mężowi, że wkurza ją to, że siedzi wieczorami przed kompem, a tu raptem poznaje jakiegoś gościa i opowiada mu o wszystkim.
Uważacie, że to dobre rozwiązanie?
Biorąc pod uwagę to, że czasem warto ochłonąć i łatwiej pogadać z kimś, kogo prawdopodobieństwo spotkania jest jak prawdopodobieństwo szóstki w totka to fajnie... ale czy takie podejście jest obiektywne?
Przecież my - jako istoty ludzkie - mamy skłonności do uniewinniania się i wybielania, zawsze winien jest ktoś inny tylko nie JA...
Prawda?
Dlaczego mnie to tak nurtuje...
Chciała bym dowiedzieć się, a właściwie zrozumieć, co to za fenomen, że ludzie otwierają się jak na kozetce u psychologa.
Choć myślę, że na tej kozetce niejednokrotnie jest trudniej się otworzyć niż tu...
Może dlatego, że na kozetkę wracamy co dwa dni, albo przynajmniej raz w tygodniu?
Pewnie tak.
Może wiele prościej byłoby, gdybyśmy nauczyli się rozmawiać ze sobą.
Zaczęli dostrzegać potrzeby - nie tylko te materialne - drugiej osoby.
Może zauważylibyśmy, że mąż właśnie przeszedł i dotknął cię...a on może by zwrócił uwagę, że założyłaś sexy majteczki i wyłączyłby tego kompa.
Może zapytał /zapytałabyś, co zrobił ciekawego i co chciałby/ chciałaby zrobić w najbliższych dniach?
Może warto zainwestować w butelkę dobrego wina, a nie w nowy komputer (zawsze taniej)...
Resztę zostawiam do waszego przemyślenia...
Idę po wino...
Jak to się dzieje, że przypadkowo poznanej osobie, której nie widzimy - przecież nie wiemy, co kryje się za awatarem prawda? - jesteśmy w stanie powierzyć najskrytsze tajemnice swojego życia, a osobie, z którą żyjemy, ciężko nam czasem powiedzieć „dziękuję”, albo „kocham cię”.
Trudno jej lub jemu powiedzieć, że lubię kawę z mlekiem i bez cukru.
Prawda?
Choć codziennie przynosi nam ją do łóżka z cukrem...jak ciężko powiedzieć bliskiej osobie - „Kurczę, wkurzają mnie twoje skarpetki czy rajstopy rzucone na podłogę”...
Jak trudno powiedzieć „Może pójdziemy razem do kina?” Dlaczego komuś, kogo nie znamy, tak łatwo o tym wszystkim opowiadamy?
Zastanawialiście się kiedyś nad tym?
Ja lubię szukać takich odpowiedzi. No i chyba czasami udaje mi się rozwiązać jakiś tak mały mój kłopocik.
I ten też staram się przeanalizować...
Może wynika to z tego, że w pewnym stopniu nie chcemy urazić osoby, z którą jesteśmy, wysyłamy jakieś tam sygnały, wydaję nam się ze ona powinna je odczytać, i strasznie jesteśmy rozczarowani że ona tego nie widzi.
Powiedziałabym wręcz, jesteśmy wściekli, że on/ona tego nie widzą i nic z tym nie mają ochoty zrobić.
Jaki to fenomen pozwala na to, by kochająca żona nie powiedziała swojemu mężowi, że wkurza ją to, że siedzi wieczorami przed kompem, a tu raptem poznaje jakiegoś gościa i opowiada mu o wszystkim.
Uważacie, że to dobre rozwiązanie?
Biorąc pod uwagę to, że czasem warto ochłonąć i łatwiej pogadać z kimś, kogo prawdopodobieństwo spotkania jest jak prawdopodobieństwo szóstki w totka to fajnie... ale czy takie podejście jest obiektywne?
Przecież my - jako istoty ludzkie - mamy skłonności do uniewinniania się i wybielania, zawsze winien jest ktoś inny tylko nie JA...
Prawda?
Dlaczego mnie to tak nurtuje...
Chciała bym dowiedzieć się, a właściwie zrozumieć, co to za fenomen, że ludzie otwierają się jak na kozetce u psychologa.
Choć myślę, że na tej kozetce niejednokrotnie jest trudniej się otworzyć niż tu...
Może dlatego, że na kozetkę wracamy co dwa dni, albo przynajmniej raz w tygodniu?
Pewnie tak.
Może wiele prościej byłoby, gdybyśmy nauczyli się rozmawiać ze sobą.
Zaczęli dostrzegać potrzeby - nie tylko te materialne - drugiej osoby.
Może zauważylibyśmy, że mąż właśnie przeszedł i dotknął cię...a on może by zwrócił uwagę, że założyłaś sexy majteczki i wyłączyłby tego kompa.
Może zapytał /zapytałabyś, co zrobił ciekawego i co chciałby/ chciałaby zrobić w najbliższych dniach?
Może warto zainwestować w butelkę dobrego wina, a nie w nowy komputer (zawsze taniej)...
Resztę zostawiam do waszego przemyślenia...
Idę po wino...
niedziela, 26 lutego 2012
W imię Jego...
….Religia ?
Zadawaliście sobie kiedyś pytanie: - Co to jest...?
Ja często zadaje sobie takie pytanie i wcale nie dlatego, że jestem super wierzącą istotą, przesiadującą w kościele lub modlącą się przed każdą czynnością.
...Ale jest to temat ,który przewija się w wielu dziedzinach naszego życia. Czytając książkę, gazetę, oglądając wiadomości, czy jakiś film zawsze znajdziemy informacje czy choćby nawet wzmianki na ten temat.
Dziś na przykład byłam w Synagodze...miejscu modlitwy Żydów.
Tak. Powiem wam, że to wyjątkowe miejsce i - jak nasz kościół - miejsce, w którym można się skupić i użyję stwierdzenia, że właściwie to lepiej jest to rozwiązane, niż u nas.
A wiecie czemu? Pewnie niektórzy z was wiedzą, a tym, którzy nie wiedzą, śpieszę z wyjaśnieniem - otóż w synagodze mężczyźni w czasie modlitwy nie są „narażani” na wdzięki niewiast.
Kobiety mają swoje pomieszczenie, a panowie swoje, w którym mogą prowadzić dialog z Panem.
Ciekawe, prawda? Musicie jednak przyznać, że rozwiązanie jest dobre - każdy skupia się na czynności, na której powinien... ta modlitwa jest pełniejsza, bo myśli nasze nie krążą wokół nawet najbardziej wzniosłej seksualności a wokół Pana.
Nie mam nic przeciwko seksualności i wdziękom jednej czy drugiej płci, ale to rozwiązanie jest - powiedziałabym - uczciwsze i pozwalające na pełniejszą modlitwę.
My idziemy do Kościoła i panowie zerkają na damy, a damy na płeć przeciwną...
No tak... ale nie tylko o to mi chodzi.
Często zadajemy sobie pytania, czemu ten jest Żydem, ten wyznaje prawosławna religię, inny wyznaje Islam i tak dalej...
Zastanawialiście się kiedyś, czemu ludzie różnych, a zarazem tak do siebie podobnych religii nie potrafią się porozumieć...?
Może dlatego, że podobieństwa się odpychają, a może dlatego, że nie umiemy się pogadać, że tak naprawdę to wszyscy wierzą w tego samego Boga, tylko inaczej Go nazywają...
Przecież BÓG to istota nadprzyrodzona, która w każdej z religii, - zwłaszcza monoteistycznych - jest
obecna i obowiązkowa.
Atrybutami boskości są między innymi:
· immortalizm (bóg jest nieśmiertelny)
· omnipotencja (bóg jest wszechpotężny)
· omniprezencja (bóg jest wszechobecny)
· omniscjencja (bóg jest wszechwiedzący)
· omnibenewolencja (bóg jest wszechmiłosierny)
· immanencja (bóg jest źródłem wewnętrznym istoty rzeczy)
· transcendencja (bóg wykracza poza istotę stworzenia i nie może być pojęty rozumem)
· świętość
· sprawiedliwość
Ta istota - czy to w jednej czy innej religii – wymaga, byśmy w nią i tylko w nią wierzyli, stąd każda religia ma swoje wyznanie wiary...
Byśmy poddawali się jego woli i wierzyli że zawsze jest przy nas. Jest Sędzia dobrym, ale sprawiedliwym, wszystkowidzącym i miłosiernym, który cieszy się z każdej nawróconej duszy.
Bardzo jestem ciekawa, jakie wy macie zdanie na temat poruszony teraz tu na blogu.
Na 100% NIE PORUSZYŁAM WSZYSTKICH ASPEKTÓW ALE MOGŁOBY TO OKAZAĆ SIĘ ZBYT NUDNE.
Zadawaliście sobie kiedyś pytanie: - Co to jest...?
Ja często zadaje sobie takie pytanie i wcale nie dlatego, że jestem super wierzącą istotą, przesiadującą w kościele lub modlącą się przed każdą czynnością.
...Ale jest to temat ,który przewija się w wielu dziedzinach naszego życia. Czytając książkę, gazetę, oglądając wiadomości, czy jakiś film zawsze znajdziemy informacje czy choćby nawet wzmianki na ten temat.
Dziś na przykład byłam w Synagodze...miejscu modlitwy Żydów.
Tak. Powiem wam, że to wyjątkowe miejsce i - jak nasz kościół - miejsce, w którym można się skupić i użyję stwierdzenia, że właściwie to lepiej jest to rozwiązane, niż u nas.
A wiecie czemu? Pewnie niektórzy z was wiedzą, a tym, którzy nie wiedzą, śpieszę z wyjaśnieniem - otóż w synagodze mężczyźni w czasie modlitwy nie są „narażani” na wdzięki niewiast.
Kobiety mają swoje pomieszczenie, a panowie swoje, w którym mogą prowadzić dialog z Panem.
Ciekawe, prawda? Musicie jednak przyznać, że rozwiązanie jest dobre - każdy skupia się na czynności, na której powinien... ta modlitwa jest pełniejsza, bo myśli nasze nie krążą wokół nawet najbardziej wzniosłej seksualności a wokół Pana.
Nie mam nic przeciwko seksualności i wdziękom jednej czy drugiej płci, ale to rozwiązanie jest - powiedziałabym - uczciwsze i pozwalające na pełniejszą modlitwę.
My idziemy do Kościoła i panowie zerkają na damy, a damy na płeć przeciwną...
No tak... ale nie tylko o to mi chodzi.
Często zadajemy sobie pytania, czemu ten jest Żydem, ten wyznaje prawosławna religię, inny wyznaje Islam i tak dalej...
Zastanawialiście się kiedyś, czemu ludzie różnych, a zarazem tak do siebie podobnych religii nie potrafią się porozumieć...?
Może dlatego, że podobieństwa się odpychają, a może dlatego, że nie umiemy się pogadać, że tak naprawdę to wszyscy wierzą w tego samego Boga, tylko inaczej Go nazywają...
Przecież BÓG to istota nadprzyrodzona, która w każdej z religii, - zwłaszcza monoteistycznych - jest
obecna i obowiązkowa.
Atrybutami boskości są między innymi:
· immortalizm (bóg jest nieśmiertelny)
· omnipotencja (bóg jest wszechpotężny)
· omniprezencja (bóg jest wszechobecny)
· omniscjencja (bóg jest wszechwiedzący)
· omnibenewolencja (bóg jest wszechmiłosierny)
· immanencja (bóg jest źródłem wewnętrznym istoty rzeczy)
· transcendencja (bóg wykracza poza istotę stworzenia i nie może być pojęty rozumem)
· świętość
· sprawiedliwość
Ta istota - czy to w jednej czy innej religii – wymaga, byśmy w nią i tylko w nią wierzyli, stąd każda religia ma swoje wyznanie wiary...
Byśmy poddawali się jego woli i wierzyli że zawsze jest przy nas. Jest Sędzia dobrym, ale sprawiedliwym, wszystkowidzącym i miłosiernym, który cieszy się z każdej nawróconej duszy.
Bardzo jestem ciekawa, jakie wy macie zdanie na temat poruszony teraz tu na blogu.
Na 100% NIE PORUSZYŁAM WSZYSTKICH ASPEKTÓW ALE MOGŁOBY TO OKAZAĆ SIĘ ZBYT NUDNE.
sobota, 25 lutego 2012
Problemy matki
Jak
już wspominałam, życie to huśtawka na wietrze.
Raz
jest dobrze, raz źle.
Nie
wiem już, jak to wszystko ma wyglądać?
Nie
wiem już nawet, jak mam się zachowywać.
Świat
jest niedobry.
Świat
jest zły.
Dlaczego
jednemu wolno wszystko, a drugiemu nic nie wolno.
Tak...
świat jest dziwny... nader dziwny.
Trzeci...
nie, czwarty dzień mam swojego bloga i powiem wam szczerze, że
jestem zaskoczona.
Jest
kilka odsłon mojej strony, a myślałam, że nie będzie nikt tego
czytał.
Tu
pozdrawiam wszystkich czytelników, tych którzy zaczynają czytać
i tych, co już czytają.
….tak
sobie siedzę i zastanawiam się, co ma zrobić matka nastolatki,
której w ogóle nie chce się uczyć ?
Kurcze,
moje dziecko ma 15 lat i nie chce się uczyć, i to wcale nie jest
tak, że nie może, bo jest niezdolna. Ona jest – przepraszam -
była jedna z najlepszych uczennic w klasie w podstawówce, a teraz
już jej się nie chce, nie chce się uczyć w ogóle.
Nie
ma ochoty, mówi o szkole... studiach... dobrej pracy.
A
oceny ma... masakra!
Jedynki...
Królowa
nauki czyli matma jest w tym roku dla mojego dziecka toksyczna.
I
co począć?
Nie
działają kary, rozmowy, nic nie działa...
Może
macie jakiś sposób na moje dziecko...?
Może
ktoś z was ma też mały problem ze swoją dzieciną?
Chętnie
skorzystam...
Tak
sobie myślę, że gdyby moje podejście do wiedzy, właściwie do
zdobywania wiedzy, było takie jak u mojego dziecka, to dziś bym
siedziała w domku na kurzej łapce i liczyła szczeliny pomiędzy
deskami...
Kurczę,
przecież to nie chodzi o to... a może się mylę?
czwartek, 23 lutego 2012
Dylemat
Nie wiem jak wy... ale
moje życie jest jak huśtawka na wietrze.
Spytacie dlaczego?
Wy też macie czasem takie
uczucie, że robicie wszystko, żeby było dobrze, a jakaś osoba -
czasem najbliższa waszemu sercu - robi wszystko, by puzzle, które z
taką pieczołowitością układałyście, zostały znów rozwalone.
I taki właśnie dzień
mam dziś.
No właśnie - jak sobie
radzić z takimi dementorami naszego życia?
Jak ich przekonać, że
właściwie z niczego robią mega sprawę?
Jak wytłumaczyć, że nie
zawsze to co widzą, jest tym, co im się wydaje.
Straszne, prawda? Taka
niemoc, by zmienić coś w życiu, jest okropna.
Niesamowite jest to, że
człowiek nie wie czasem, w czym tkwi problem...
Czasem nawet nie wiesz,
jak wytłumaczyć, bo wszystko to co widzi ktoś inny, jest zupełnie
inaczej odbierane przez ciebie.
Nie macie czasem wrażenia
że ktoś opierdziela was za coś, czego nie zrobiłyście, nie
zrobiliście?
Ja od jakiegoś czasu mam
wrażenie, że muszę oglądać się dziesięć tysięcy razy za
siebie, że wszystko co robię jest inwigilowane, że nie ma już
żadnej sfery życia, która by była tylko moją.
Tu nie chodzi o
tajemnice, czy brak zaufania, ale o odrobinę świata takiego
swojego... każdy chciał by mieć swoją bajkę.
Która z nas nie chciała
być księżniczką?
Który z was nie chciał
chodzić z mega gwiazdą?
Ale w całej tej sprawie
też nie chodzi o spełnianie marzeń, czy urzeczywistnianie bajek,
tylko o zwyczajne zaufanie i dobrą zabawę.
Co z nami jest nie tak, że
wszędzie doszukujemy się jakiś zdrad, podstępów... czegoś, co
generalnie jest przeciwko nam?
Hm...myślę sobie że to
wina po troszku naszego świata, który wprowadził ciągły stres
na śniadanie, kawę na obiad i biegiem na kolację...
Po troszku pewnie też
brak takiej wielkiej romantycznej miłości... choć tu bym chyba
przystopowała, bo przecież kochamy się, a jednak krzywdzimy...
Nie rozumiem tego świata!
I na 100% to nasza wina bo
czujemy się mało atrakcyjni, niewartościowi i nie potrafimy ze
sobą rozmawiać...
Uciekamy przed sobą...
Ganiamy się wkoło i nie
możemy się dogonić...
środa, 22 lutego 2012
Trudne początki.
Kto
mnie zna wie, że jestem dość energiczna osóbką. No tak... znów
zaczęłam od nie wiadomo czego.
Przepraszam
was. Wszyscy, którzy mnie znają wiedzą, jaka jestem. Mam 35 lat,
kochającego męża, którego bardzo kocham i dwie córki - jedna
10-letnią, a druga ma już latek 15.
Mam
jakąś tam działalność gospodarczą, którą w dzisiejszych
czasach bardzo trudno prowadzić,..
...no
ale biorąc pod uwagę czasy komunizmu w Polsce, dzisiejsze
prowadzenie działalności to bajka.
Ale
chyba nikogo z was nie interesuje, jak prowadzi się działalność
gospodarczą, ani jak układa się w mojej rodzinie.
Ciekawa
jestem, co skłania ludzi do czytania bloga...
...jaki
to fenomen, czy raczej istotny element jest potrzebny, by taki blog
stał się popularny.
Zastanawialiście
się na tym?
Ciekawe,
prawda?
To
tak, jak z Naszą Klasą czy Fb... zaiste fenomen Internetu.
Portale
społecznościowe, które dają możliwość kontaktowania się z
ludźmi, pisania i o tym co się myśli, co się robi...nawet co się
czuje w danym momencie.
Ciekawe
doznanie.
Ale
żeby mieć takie doznania, to trzeba zacząć ...bawić się tym i
tak właśnie jak ze wszystkim, ważny jest ten pierwszy raz...
to
wrażenie, które robi się za pierwszym razem...
Jak
już wspomniałam to ważny jest początek...
wtorek, 21 lutego 2012
Początek
Ale czad...nie mogę uwierzyć, że mam swojego bloga...to niesamowite.
Jeśli ktoś to przeczyta , to normalnie chyba oszaleję...nie wiem nawet, co mam robić dalej ...ale może dam radę...
Jeśli ktoś to przeczyta , to normalnie chyba oszaleję...nie wiem nawet, co mam robić dalej ...ale może dam radę...
Subskrybuj:
Posty (Atom)