środa, 17 kwietnia 2013

Moja powieść rośnie....

I
Ranek leniwie się budził.
Niebo zasłonięte chmurami ciężkimi, ołowianymi, z których krople deszczu spadały na ziemię w niebywałej ilości.
Na ulicy ludzie śpiesznie przemieszczający się do pracy, inni znów chowający się przed deszczem. Pomiędzy nimi lekko pochylona sylwetka, otulona płaszczem, idąca pod parasolem, spokojnie, wręcz nie pasując do tego miejsca i czasu.
Mężczyzna podszedł do kamienicy, w której mieścił się jego sklep, sięgnął do kieszeni, wyjął klucz, wsunął go do zamka.
Ten w odpowiedzi zazgrzytał i otworzyły się drzwi. Oczom Andrei ukazało się jego królestwo, miejsce, w którym spędził całe swoje życie, poświęcił się temu sanktuarium.
Wszedł do środka, drzwi zamknęły się i Andrea powiesił płaszcz na wieszaku, stojącym w pobliżu.
Odstawił parasol, odwiesił kapelusz i ruszył w stronę lady. Ta stała po prawej stronie od wejścia.
Była dość nietypowa, gdyż pochodziła z XIV. wieku, a właściwie było to ciężkie, dębowe biurko.
Za nim stało krzesło, na którym czasem zasiadał Andrea.
Sklep był wypełniony zapachem starej, wyprawionej skóry, papieru, atramentu, tytoniu.
Gdzie nie gdzie dało się wyczuć delikatny zapach perfum. Wokół wnętrza sklepu ustawione były regały zastawione książkami.
Tomami, które miały różną historię, które opowiadały opowieści z życia, czasem przenosiły do świata bajek, innym razem sprawiały, że świat stawał się bardziej znośny. Wśród tych tomów można było znaleźć księgi naukowe, stare woluminy, pamiętniki i dzienniki.
Andrea kochał to miejsce, poświęcił się jemu bez granic.
Oddał całe swoje życie, zdobył oczywiście szacunek, autorytet w środowisku bibliofilskim, antykwarycznym, ale zapłacił dość wysoką cenę - został sam.
Pasował do tego miejsca jak mało kto, lekko pochylony, niezbyt wysoki, siwy mężczyzna w okularach w rogowej oprawie.
Na twarzy mężczyzny czas wyrzeźbił swoje reliefy, dodając mu tym samym powagi i swoistego uroku. Mimo upływu czasu, był nadal przystojnym mężczyzną. Zawsze szarmancki, w dobrze skrojonym garniturze. Za ladą swojego sklepu wyglądał bardzo elegancko, nie jak sprzedawca, ale jak koneser.
Prawdziwy mecenas sklepu.
Codziennie przed otwarciem Andrea porządkował rachunki, dokumenty, przechadzał się między regałami napawając się zapachem tak różnym od codzienności.
Zapach wielkich historii miłosnych, zawodów, zapach porażki i zwycięstwa, zapach zdrady i wiary, zwątpienia. Tym właśnie przesiąknięte było powietrze w sklepie.
Ten sklep był jedynym, który zachował swój wygląd z wczesnego okresu swej działalności. Wszystkie sklepy zmieniły się nie do poznania, a ten jakby zatrzymał się w czasie, jakby lata dwudzieste zeszłego wieku nigdy się nie skończyły.
To, że sklep był inny powodowało, że zaglądali do niego wszyscy: młodzi, starsi, dzieci. Jedni zaglądali tu z ciekawości, inni dobrze znali właściciela, wpadali tu by zakupić prezent, uzupełnić swoja kolekcję. Kupić dziecku pierwszą książkę.
Starsi wpadali na pogawędkę, zamienić kilka słów ze swoim przyjacielem.
Andrea był znany z rzadkiej umiejętności słuchania.
Znał więc historie ludzi,którzy go odwiedzali, ale nikt nie znał historii jego. Nikt jednak nie wiedział o nim nic, poza tym co sam uznał, że można o nim wiedzieć.
Wiadomo było, że jego rodzina pochodzi z okolic Montalcino. Jak trafili do Rzymu, tego nikt nie wiedział, to była jedna z tych tajemnic Andrei, których strzegł jak swojego sanktuarium.
Nie wiadomo było też, czy kiedykolwiek nasz antykwariusz zakochał się , choć miejscowe kobiety stworzyły setki opowieści o nieszczęśliwej miłości, porzuceniu, a nawet tragicznej śmierci wybranki naszego amanta.
Nikt nie znał rodziny naszego sklepikarza. Mówili ludzie,że dwa razy w miesiącu przychodzi do niego listonosz z dziwną przesyłką. Nie jest to duża przesyłka - właściwie gdybyśmy rozsądnie spojrzeli na tę materię, to mogły by być książki,ale wścibscy sąsiedzi uważają, że są to listy z jakiegoś odległego kraju, a sam właściciel sklepu nie czyta ich, tylko chowa do specjalnej szuflady i zamyka na klucz, z którym się nie rozstaje.
O każdym można stworzyć historię....ale o naszym antykwariuszu krążążne historie...
















poniedziałek, 15 kwietnia 2013

Samotnia...?

Leżą, stoją, odpoczywają
w równych stosikach
w równych rzędach
na regałach,
półkach,
stolikach
papier,

 stary druk
odrobina kurzu
ciemne pomieszczenie
lekki zapach starego papieru
jedne ubrane w sztywną oprawę
inne w skórę
jeszcze inne w zwykłą pospolita okładkę
te opowiadają historie miłosną
inne opowiadają o dalekich lądach
dawnych czasach
śmieszą
bawią uczą
wszystkie czekają
na dotyk
na przekładanie kartek
na miłosny uścisk... by swą historie opowiedzieć tobie.

Ludzie....

Zatraceni
w myślach
w sobie
obojętni
samotni
porośnięci nienawiścią
zazdrością
Bez korzeni.
Tacy są !
Patrz uważnie!
Pod maską
współczucia
bezinteresowności
przyjaźni
dusze sprzedadzą by cel osiągnąć
obietnice niedotrzymane
chwile zwątpienia
łzy wylane
choć oni są a nie ma ciebie
pytasz czy to futurystyczna wizja ?
o ironie
to dziś!

niedziela, 14 kwietnia 2013

pozytywnie...?

Życie... kawałek egzystencji osobnika.
... w sumie to stwierdzenie równie dobre, jak każde inne...
Los nie zawsze nam sprzyja - czytanie artykułów, książek o pozytywnym myśleniu pomaga na samym wstępie.
Im częściej po nie sięgamy, tym gorzej się czujemy.
Kiedy zaczynamy analizować swoje dotychczasowe dokonania, często dochodzimy do zgubnych wniosków i pogrążamy się dalej.
Brniemy w błotnistym, zagmatwanym świecie problemów wykreowanych przez siebie, przez otoczenie i Bóg jeden wie, kogo jeszcze.
Oczywiście są między tymi idiotycznie wykreowanymi problemami też te, które wymagają pochylenia się nad nimi i rozwiązania ich.
Wiedzmy jednak, że w prawdziwych problemach, w zasadzie w rozwiązaniu tych prawdziwych, najczęściej zostajemy sami.
Rzadko mamy do pomocy prawdziwego przyjaciela .
Zastanawialiście się kiedyś nad taką pozycją w literaturze?
Ile razy kiedy coś wam nie wychodziło, trafiała w wasze ręce książka o pozytywnym myśleniu, o gotowym planie na życie... Oczywiście nie dosłownie, ale każda książka podpowiada nam jak żyć...
Zastanawialiście się, co nam taka książka daje?
Słowa, które ktoś spisał, by pomóc innym... nie zastanawiało was to?
Mnie zastanawia.
Przeczytałam kilka takich pozycji i jedyny efekt, jaki one osiągnęły, to moja irytacja.
Że pomimo pozytywnego myślenia, entuzjazmu, ciężkiej pracy i systematyczności i innych takich...
Nie mogę osiągnąć celu.
Jak to jest, że tym jednostkom, które tworzą takie buble książkowe, się udało?
Czy ja jestem już totalnym nieudacznikiem, czy może niczego nie potrafię?
Zadajemy sobie takie pytanie coraz częściej... aż tracimy nadzieję.
I co?
Kupujemy kolejny bubel wydawniczy, stosujemy cudowne recepty na życiowe sukcesy i znów nasza irytacja i rozczarowanie.
Ostatnio po swoich przemyśleniach doszłam do wniosku, że te bestsellery literatury robią w naszych głowach więcej szkody niż pożytku.
Zobaczcie.. ktoś kto czyta taka receptę... stara się, pracuje i widzi,że to nie przynosi efektu, ale nie poddaje się, idzie do przodu … ale nic nie osiąga.
Nie może złapać wiatru w żagle.. dlaczego?
Wcale nie dlatego, że jest nieudacznikiem, wcale nie dlatego, że nie potrafi...
... po prostu dlatego, że idzie sam... sam i nie ma pomocy znikąd.
Brak mu środków, na osiągnięcie celu bo świat nie jest książką, a życia nie da się przeżyć z „gotowcem” pod poduszką.
Sami musimy sobie wypracować nasze cele!
Sami!
Nie czekajcie na to, że ktoś da wam gotowa receptę, a wy jak aptekarz odmierzycie wszystko i będzie dobrze!
Nigdy tak nie będzie.
Każdy z nas jest indywidualną i niepowtarzalną jednostką.
Statystycznie i teoretycznie każdy zasługuje na szczęście. Każdy!
Musimy nauczyć się dostrzegać to szczęście i doceniać je.
Pamiętajcie... rynek jest taki ,że buble wydawnicze będą się pojawiać …. i będą tacy, którzy je będą kupować!
Tylko zanim sięgniesz po literaturę tego typu, zastanów się, czy na pewno chcesz to czytać!

sobota, 13 kwietnia 2013

Veritas



Dobro, czym jest?
Wartością dodaną z matematyki
czy może wymierną?
Wiarą w istnienie bliźniego?
Niesieniem zakupów sąsiadce?
Czy może otarciem czoła chorego z potu?
Świat pędzi, nie ma zamiaru się zatrzymać.
Pędzi a my z nim.
Tracimy siebie.
Tracimy światło życia.
Tracimy dobro.

Czym jest dobro...
Czymś potężnym,
wielką siłą, która daje moc niezmierzoną,
potęgą wszechświata,
miłością do życia.
Stoję dziś pośrodku wszechświata,
unoszę ręce w hołdzie.
Chcę wiedzieć, czy żyję godnie,
chcę wiedzieć,
wiedzieć, że stojąc kiedyś
u brzegu swej mogiły,
pochylając się nad swym życiem
nie usłyszę, żem zła!

Chcę patrzeć na światło.
Chcę by mym życiem było.
Chcę by czyny me mówiły za mnie.
Nie chcę pomników ni wielkich pochwał.
Chcę zostać sobą !
Chcę zostać światłem, co dobro czyni,
bo wierzę ,
że dobre uczynki świat lepszym czynią,
życie cudowną przygodą ...
Wiem, że ja odejdę,
Dobro zostanie...