środa, 13 lutego 2013

Walety?

Kiedyś , wpadłeś na mnie
Mój świat szary i bez emocji
Płynął dając mi jakąś radość
pukałam do drzwi
nikt nie chciał otworzyć
nie szukałam
ty znalazłeś mnie...
gdzie byłeś
nie wiem !
Zjawiłeś się w moim życiu
i....
i zostałeś
dobrze mi z tym
nie będę ukrywać jak dobrze mi z tym...
czasem twe serce mówi coś
\ coś czego nie rozumiem
ale jestem obok..
czy pragniesz mnie ?
Nie wiem...
wiem czego chce ja!
Wiem czego pragnie me serce
ma dusza!
Wiem, że kocham cię....
Wiem, że chcę dotykać twojej dłoni
wiem,że chcę ujrzeć twój siwy włos na twej skroni
Wiem,że chce zatańczyć kolejny taniec z tobą
i spacerować trzymając cię za dłoń
wiem że chcę twej obecności....
Wiem ,że kocham ciebie …
w każdej minucie
w każdym geście...
każdego dnia gdy oczy otwieram, by ujrzeć ciebie....
by cieszyć się dniem...
gdy jesteś obok...

poniedziałek, 11 lutego 2013

***

Cisza króluje.
czasem słychać szelest kartek
Tu promienie słońca wpadają
by rozświetlić mrok
Są jedynymi gośćmi
którym wolno zmieniać wystrój wnętrza
Wpadają ukradkiem
by skraść dotyk
choć na sekundę
musnąć grzbiet księgi
tu w promieniach słońca
kurz walca tańczy,
a kiedy otworzysz drzwi....
leniwie unosi się
by majestatycznie opaść.....

poniedziałek, 4 lutego 2013

Chochlik...

W wielkim świecie, a może wcale nie tak wielkim...
Za wysokimi górami, a może niskimi, w pewnym ogromnym stawie, a właściwie może nie, albo tak... w wielkim stawie, pod wzburzoną taflą wody, mieszkał mały chochlik...Chochlik złośnik...
Mieszkał sobie pod liściem trzcinowym.
Mieszkał sobie tam, do momentu, gdy nad stawem pojawiła się pewna rodzina...
Do stawu zaczęły lecieć kamienie, puszki po napojach, papierki po cukierkach i inne osiągnięcia cywilizacji.
Na polanie rozbili namiot, rozpalili ognisko i bawili się świetnie.
Gdy wstali rano, przed ich namiotem znajdowała się wielka góra śmieci...
Wszyscy zastanawiali się, kto to wszystko zrobił. Nie mieli pojęcia.
Poszli do lasu, zostawiając w nim mnóstwo śmieci.
Nad stawem i w lesie zrobiło się bardzo brudno. Ptaki przestały śpiewać, zwierzęta leśne pochowały się w głąb lasu.
Chochlik postanowił działać... Zebrał śmieci z brzegu stawu i zaniósł je na stół piknikowy.
Słysząc nadchodzące kroki schował się w mchu.
Ludzie strasznie się zdenerwowali, zastanawiali się, kto im tak śmieci...
Jednak żadne z nich się nie przyznało, a nikt nie wiedział o istnieniu chochlika. Nasz chochlik był strasznie złośliwy...
Ludzie nadal śmiecili.
Gdy zaczęli się zbierać do odjazdu i spakowali swoje rzeczy, chochlik był czerwono-granatowy ze złości....
Siedział pod drzewem i myślał...
Myślał energicznie, aż powiedział w pewnej chwili sam do siebie:
- Wiem, na zawsze oduczę ich śmiecenia w lesie...
Udał się do leśnych zwierząt, które skryły się na leśnej polanie i poprosił je o pomoc.
Na samym początku zwierzaki nie bardzo chciały pomóc chochlikowi, ale dały się przekonać.
Poszli więc razem na polankę, gdzie spali ludzie, zbierając wszystkie śmieci po drodze.
Śmieci zostały wyrzucone na polankę. Wtedy okazało się, że zajmują całą polanę.
Namiot, samochód, wszystko było przykryte śmieciami.
Gdy ludzie wstali rano, nie mogli uwierzyć, sprzątnęli wszystko, wsiedli do samochodu i odjechali.
Chochlik siedział pod krzaczkiem borówki i uśmiechał się … Czy on na pewno był złośliwy?

niedziela, 3 lutego 2013

Bajka.....

Dawno, dawno temu... a może wcale nie tak dawno...
Może wczoraj albo dziś. Daleko, bardzo daleko, za siódmą górą i rzeką, a właściwie może nie tak daleko?
Może pod naszym nosem...?
Tak właśnie wcale nie dawno i wcale nie daleko, tuż pod naszym nosem, w naszej kuchennej szafce zamieszkał krasnoludek.
Krasnoludek z dumą wdziewał granatowe spodenki, żółtą czapeczkę i czerwone, ogromne buty. Nasz przyjaciel nie od razu był przyjacielsko nastawiony do nas.
Na samym początku, gdy otwieraliśmy szafkę, rzucał w nas okruszkami cukru. Zastanawialiśmy się, dlaczego gdy otwieramy szafkę, coś nam wpada do oka. A to był tylko nasz przyjaciel.
Teraz już między nami jest wszystko poukładane, tak jak powinno być.
Nasz krasnal dostał do spania filiżankę z grzybkami i mieszka w szafce, śpiąc w niej. Rzadko wychodzi na spacery, ale kiedy już postanowi się przejść, zawsze coś zbroi...Najlepsze jest to, że nasz gość nigdy się nie przyznaje.
Pewnego razu, gdy postanowił spacerować po naszym mieszkaniu, natknął się na pudełko z nićmi do szycia. Wyjął z niego szpulki z nićmi, ustawił w równym szeregu, igły powbijał w poduszeczkę i zrobił sobie tor przeszkód. Zapewne bawił się doskonale, ale szybko się znudził i poszedł szukać sobie nowego zajęcia. Wpadł na pomysł urządzenia sobie zawodów sportowych z rybką z naszego akwarium...
Zestawił kilka książek z regału, przyniósł miskę z kuchni, w naparstku nanosił do niej wody. Ze śmietnika wyciągnął skórkę od pomarańczy, z dwóch wykałaczek zrobił wiosła i tak powstała łódka...w zasadzie kajak do zawodów.
Zaprosił rybkę na pokład, Gdy dopłynęli na miejsce, krasnoludek wpadł na pomysł, by wykonać kilka skoków o tyczce, więc znalazł długą szaszłykową wykałaczkę, przyciągnął gąbkę do mycia, ułożył sobie tor i zaczął skakać. W końcu nasz krasnal zmęczył się i zasnął.
Gdy wróciliśmy do domu okazało się że panuje delikatny bałagan w salonie. Po niedługim czasie dokonaliśmy makabrycznego odkrycia . Znaleźliśmy zwłoki naszej rybki. To było okropne, wszyscy płakali. A nasz krasnoludek, patrzył na nas, i z wyrzutem w głosie spytany, dlaczego to zrobił? Odpowiedział to nie ja....
Bardzo byliśmy na niego źli, ale po jakimś czasie nasz krasnoludek postanowił przyznać się do błędów i bałaganu w domu..., a my mu wybaczyliśmy i nadal mieszka w szafce, nad zlewem w filiżance w grzybki.....

sobota, 2 lutego 2013

Ranek

Sobota, rano …
Wstałam, przetarłam oczy... za oknem nadal leje, deszcz ze śniegiem...
Myślę: - Masakra...
Wstałam.
Kawa - bez niej nie można rano odpalić...
Wypita. Teraz trzeba udać się na zewnątrz. Zakładam sweter, kurtkę , szalik. Przebiega mi myśl: - Boże, kiedy się to skończy? Jak długo trzeba jeszcze tak się dozbrajać?
Ale wkładam rękawiczki i wychodzę.
Na klatce schodowej przypominam sobie, że nie mam telefonu.
Wracam, ale w połowie schodów dochodzę do wniosku, że chyba lepiej jak zostawię go w domu. Schodzę po schodach, a za mną człapie się moja córka...
Idziemy do sklepu. Będziemy „robić za gwiazdy”, jak to mówi mój kochany mąż.
Idę, brnę w deszczu... Boże! Kalosze to za mało, potrzebny ponton, by doczłapać się na ryneczek...
Idę, idę...
Mojej córce przypomniał się chyba cały tydzień w szkole - idzie i gada, gada gada... wciąż mówi...
Części nie rozumiem, ale części nawet nie staram się zrozumieć. Natalka, Sandra, Wiktoria... Jakieś imiona padają, a ja nadal nie wiem, o czym ona mówi.
Kaptur naciągnięty na czapkę utrudnia percepcję. Boże! Czy nie można opowiedzieć tego w domu,tam gdzie jest ciepło, a matka słyszy...? Nie, to zbyt ułatwiłoby życie takiej matce.... Prawda. Idziemy dalej.
W sklepie mięsnym kolejka. Stoję więc i odpowiadam na pytania mojego dziecka…: - A co to za mięso? A z czego, mamo, to się robi? A jak gotuje się flaki? A kupisz mi rybki na obiad? A może kupisz dla kotka wątróbkę?
- Boże! Czasem mam wrażenie, że dzieci układają takie listy w myślach. Listy pytań do... i kiedy im się nudzi, zadają nam pytania, nie czekając na odpowiedzi...
- Macie też czasem tak?
W końcu moja kolej... kupuję, w międzyczasie odpowiadam na pytanie, dlaczego mielone?
- Mielone na obiad... a to ziemniaki będą...
Nie odpowiadam, a co?
- Lasagne … a lasagne ? A ja to już jadłam?
- Tak, kochanie, jadłaś …
- ...a to te kluski, no można tak powiedzieć ...
Zapłacone. Wychodzę.
Teraz w ręku dźwigam reklamówkę z zakupami,a na tej samej ręce wisi moje dziecko, które już nie ma siły iść, ale ma siłę skakać...Dzielnie przemierzam następne metry naszego pięknego osiedla.
Po drodze wpadam do piekarni.
Tu kupuję chleb, ku rozpaczy mojego dziecka zwyczajny długi bochenek, nie tygrysi.
- Miał być tygrysi... mamo obiecałaś... No tak, ale cóż kochanie, dziś Panowie nie upiekli twojego chlebka...
- To kup mi ciastko!
Stoję w piekarni przy ladzie, a moje dziecko po raz czwarty zmienia decyzję, dotyczącą wyboru ciastka.
Nareszcie się udało.... zapłacone.
Idę do domu. Mokra siadam na krześle, myślę sobie: - Napiję się herbaty, ale nie ma już czasu... i idę gotować obiad...
Czy wy też tak macie?