Dawno,
dawno temu, za górami, za lasami, za wielkimi morzami rósł
ogromny las. Wielki stary bór,w którym drzewa pamiętały
zamierzchłe
czasy smoków. W sercu lasu była
polana. Na niej rósł
dąb.
Potężny
stary. Nie wiadomo kto i kiedy go zasadził.
Jedno jest pewne, drzewo to było
najstarszym w tym lesie. Królowało
koroną
ponad wszystkimi innymi drzewami.
W
zasadzie wyglądało
zwyczajnie , ale nie było
zwyczajne. Legendy głoszą
,że
dąb
został
zasadzony przez króla ptaków, potężnego
i bardzo walecznego orła.
Dzięki
temu drzewo to było
wyjątkowe.
Gdy tylko promienie słoneczne
otulały
jego koronę,
pod jego korzeniami zaczynało
tętnić
życie.
Zapewne
nie uwierzycie, ale pod ziemią
pomiędzy
korzeniami drzew znajduje się
królestwo zwane Dębinowem,
zamieszkałe
przez małe
kilku milimetrowe skrzydlate elfy zwane Dębinkami.
Tymi
małymi
istotkami rządził
mądry,
potężny
i sprawiedliwy król Ryszard IV . Władca
miał
piękna
i mądrą
żonę.
Z ich związku
urodziło
się
potomstwo córka i syn. Córka była
odważną
i bardzo czułą
młodą
kobietką,
która uwielbiała
wycieczki poza królestwo ojca. Syn nie był
aż
tak męski
i odważny
jak córka, ale za to był
bardzo dobry i uczuciowy.
Dębinki
pracowały
jak mrówki. Dzień
zaczynał
się
o wschodzie słońca
, a kończył
o zachodzie.
Dzięki
pracowitości
podwładnych
królestwo opływało
w bogactwa, a każdy
Dębinek
miał
swój dom, pracę
i pełen
brzuch.
Nieopodal
zamku , zbudowanego z szyszek, mchu, mieszkała
rodzina kasztelana. Kasztelan, elf roztropny, sprawiedliwy i mądry
miał
żonę
,która uroda dorównywała
królowej , ale o tym to cicho sza... tego nam głośno
mówić
nie wolno. Byli bardzo szczęśliwą
rodziną.
Mieszkał
z nimi ich syn, który chodził
do szkoły.
Artur bo tak miał
na imię
był
chłopcem
bardzo odważnym
, który dużo
czasu spędzał
poza królestwem. Uwielbiał
ten dreszczyk emocji, gdy szedł
w nieznane.
Pewnego
dnia opuścił
królestwo, szedł
prosto przed siebie, i gdy dotarł
do wielkiej polany zasiadł
pod liściem
łopianu
i zamyślił
się
. Nie zauważył
siedzącej
nieopodal dziewczyny. Gdy tak siedział
i obserwował
kolorowe motyle dziewczyna zapytała:
Artur
oblał
się
rumieńcem,
a serce szybciej zaczęło
mu bić,
spojrzał
niepewnie na nią
i odpowiedział
.Po
krótkiej ciszy dziewczyna zaczęła
zadawać
mu mnóstwo pytań,
a on cierpliwie udzielał
odpowiedzi, tak dobrze im się
rozmawiało,
że
dzień
dobiegał
końca.
Gdy słońce
układało
się
już
do snu, tuląc
się
na horyzoncie nasz dzielny rycerz powiedział
Razem
udali się
do królestwa , szli sobie razem nadal prowadząc
rozmowę.
Dotarli do bramy głównej
grodu, gdy Artur zapytał
Chłopak
chwilkę
pomilczał,
po czym powiedział
Pod
Arturem kolana się
ugięły,
do końca
podróży
nic już
nie powiedział.
Rozstali się
na placu głównym
machając
sobie tylko dłonią
na pożegnanie.
Noc
tym razem Arturowi wydawała
się
długa
, tak samo jak księżniczce.
Rano,
dzień
zaczął
się
jak zawsze. Artur wstał
, wsypał
do miseczki starte żołędzie
zalał
mlekiem z mniszka lekarskiego i szybko pochłonął.
Po śniadaniu
udał
się
na plac, w nadziei że
spotka tam księżniczkę
, ale jej tam nie było.
Postanowił
więc
udać
się
w to samo miejsce w którym był
wczoraj.
Ku
swojemu zaskoczeniu, pod łopianem
siedziała
zapłakana
księzniczka,
szybko do niej podbiegł,
objął
ramieniem i spytał
-Patrz
tam, zerknij...urwała
. Artur spojrzał
w kierunku wskazanym przez Prymule i zobaczył
leżącą
małą
wiewiórkę.
-Co
jej jest, co to jest ? Spytał
zdziwiony Artur.
-To
wiewiórka, widziałam
takie zdjęcie
u naszego kronikarza, to zwierzątko
bardzo przyjazne. Biega po drzewach, je orzechy, ta chyba jest sama.
Nie ma rodziny, może
zabłądziła.
Jest zmarznięta,
głodna
i sama.
-Może
jakoś
jej pomożemy,
choć...
-Nie,
już
nic się
nie da zrobić
choć
zawsze trzeba wierzyć.
Artur
wierzył
bardzo mocno w to ,ze elfy leśne
takie jak Dębinki,
posiadają
pewne magiczne zdolności.
Taką
zdolnością
, magiczna była
umiejętność
niesienia pomocy zwierzętom
i wszelkim żywym
istotom lasu.
Artur
nie tracąc
czasu , pociągnął
za rękę
Prymulę
i podeszli do zwierzęcia.
Artur dotknął
malutką
ruda kuleczkę
, pogłaskał
i powiedział
-Nie
martw się,
malutka, wszystko będzie
dobrze.
I
zabrał
się
do znoszenia liści,
by ogrzać
zwierzątko.
Prymula na początku
stała
i nie wiedziała
co robić
, ale po chwili zabrała
się
do znoszenia liści
i traw. Tak by maleństwo
okryć
jak najlepiej. Artur nazbierał
jeszcze gałązek
i zbudował
z nich norkę
osłaniającą
zwierzątko.
Śliczne
małe
iglo z gałęzi.
Stali sobie tak patrząc
na maleństwo.
Prymula powiedziała,że
może
trzeba było
by znaleźć
coś
do jedzenia dla wiewióreczki.
Poszła
więc
na polankę
ryzykując
swoim życiem,
bo nigdy nie wiadomo czy akurat na polanie nie będzie
szerszeni, odwiecznych wrogów Dębinek.
Znalazła
dwa orzechy, przeturlała
je do Artura. Nazbierała
kropelki rosy by napić
się
po ciężkiej
pracy. Nagle pod chrustem coś
drgnęł,
pisnęło.
Za
chwilkę
znów, i znów. Okazało
się
że
wiewióreczka ogrzała
się
, obudziła
i poczuła
się
samotna. Gdy zobaczyła
Artura i Prymule wystraszyła
się
Kim
jesteście
Popatrzyli
na siebie, my?
Wiewióreczka
popatrzyła,
na nich i spytała
, ale gdzie?
Tu
tuż
pod nami jest nasze królestwo, mieszkamy pod tym dębem,
powiedziała
Prymula.
Nigdy
was nie widziałam,
nie miałam
pojęcia
że
takie ….takie stworki mieszkają
w naszym lesie.
Już
dobrze powiedział
Artur, ale co ty robisz sama zmarznięta,
głodna
w środku
tego wielkiego lasu.
Wiewiórka
opowiedziała
im jak lisy napadły
na jej rodzinną
wioskę
, a ona biedna uciekała
jak najdalej. Zgubiła
po drodze rodziców i brata. Dębinkom
żal
się
zrobiło
rudej i postanowili jej pomóc. W dębie
pod którym mieszkali była
wielka dziupla w sam raz dla rudej. Postanowili ją
tam zakwaterować.
Wiewiórka była
im tak wdzięczna
że
nie mogła
znaleźć
słów,
którymi mogłaby
wyrazić
swą
wdzięczność.
Wyrwała
ze swego ogona kilka włosów
i podała
Arturowi i Prymulce.
Powiedziała
tak...
Jeśli
kiedykolwiek będziecie
w potrzebie zawsze możecie
na mnie liczyć
a te włosy
z mego ogona przechowujcie skwapliwie, one są
bezcenne. Gdy kiedykolwiek zachoruje ktoś
z waszych ludzi odetnijcie kawałek
włosa
zaparzcie tak jak byście
parzyli zioła
i napar niech wypije na drugi dzień
będzie
zdrów.
To
powiedziawszy schowała
się
w dziupli.
Artur
i Prymula podziękowali
spakowali włosy
Rudej do sakiewki . Pomachali na pożegnanie
i udali się
w drogę
powrotną
do domu.
Po
przygodzie z wiewiórka nigdy więcej
jej nie spotkali choć
na polanie byli co dziennie. Dzięki
rudej, leczyli swoich ziomków.
Po
kilku latach założyli
rodzinę
i żyli
długo
i szczęśliwie.