Biegowa lekcja historii Łodzi czyli V
Bieg Fabrykanta.
Ostatni weekend wakacji.
Na Księżym Młynie spotykają się
wszyscy biegacze z Łodzi i okolic...
Każdy zapisuje się na bieg
najszybciej jak może, gdyż miejsca rozchodzą się jak świeże,
ciepłe bułeczki.
W tym roku świetna trasa i Mistrzostwa
Polski Kobiet w biegu na 10 km. Tyle dobrego i zobowiązującego, że
wydawałoby się, iż organizator powinien zrobić wszystko, by ten
bieg był zorganizowany najlepiej, jak tylko można.
No ale tylko by nam się wydawało....
Pakiety można było odebrać dużo
wcześniej i to akurat plus dla naszych organizatorów - sklep Trucht
użyczył troszkę miejsca na swoim parkingu.
Sobota, dzień startu.
W zasadzie do godziny 15 to zwyczajny
dzień.
W strefie zawodnika pojawiamy się
właśnie koło piętnastej... tam już miejsce zaklepał Janusz.
Przy stawie rozłożyliśmy baner z
logo naszego klubu i rozpoczął się rodzinny piknik ŁRT.
Postanowiłam poszukać szatni, aby móc
się przebrać w odzież biegową... i tu pierwsza niespodzianka,
która troszkę mnie zirytowała.
Otóż okazało się,że nie ma szatni.
Nie bardzo rozumiem – bieg, na którym
są Mistrzostwa Polski w biegu na 10 km kobiet, na którym
organizator nie przewidział przygotowania szatni, gdzie można się
spokojnie przebrać. Wyobrażacie sobie taką sytuację na
olimpiadzie... no ja jakoś nie bardzo.
Oczywiście warunki polowe to dla mnie
nic strasznego, ale liczyłam faktycznie na coś więcej ze strony
organizatora....
Nie ma szatni, jest opcja ,,plener” i
trudno, jakoś poradziłyśmy sobie z dziewczynami.
Zaczęły pojawiać się znajome
twarze, a nasza rodzinka biegowa zaczęła się powiększać.
W biurze zawodów spotkałyśmy Magdę
Ziółek, odbierającą pakiet startowy.
W trojkę dotarłyśmy na miejsce
pikniku, tam też zamieniłyśmy odzież miejską na sportową.
Pojawił się Mistrz Jagoda.
Dołączył Tomek z bratem i córką.
Grzesiek, Roman , Alek z Madzią
dzieciakami i siostrą.
Mąż Magdy odnalazł nas, ale tylko
dzięki temu, że dwa niesamowite jamniki doprowadziły go do nas :)
Po kilkunastu minutach rozmów
postanowiłyśmy z Magdą odnaleźć toalety.
W miejscu gdzie w zeszłym roku stały
w tym roku pusty plac... więc gdzie są ?
… może jakiś kierunkowskaz...
nie... skąd...?
Przecież jeżeli chcesz iść do
toalety, to w mózgu odpalasz GPS i on prowadzi cię na miejsce...
szkoda że tak nie jest... ale organizator był innego zdania.
O siedemnastej start...
...parę minut przed biegiem rozgrzewka
i zaproszenie skierowane do zawodników, by się ustawili w strefach
czasowych.
Mam numerek zielony więc grzecznie
udaję się do swojej strefy...
Tam, jak na każdym biegu, mix kolorów,
ale tak już zawsze jest.
Stoję na miejscu, kryjąc się troszkę
od słońca, nagle ktoś puka mnie w plecy, odwracam się, a tam
jakiś spocony gość wylatuje z tekstem:
- Przepraszam panią, ja się trochę
spóźniłem. Czy mogę jeszcze wejść?
W garści ściska kopertę z pakietem
i pokonuje barierkę, skacząc przez nią.
Znajduje się w strefie zawodnika.
Prosi by mu przypiąć numer startowy. Okazuje się, że jakimś
cudem oderwał czipa od numeru, więc radzimy mu by schował czipa w
kieszeń.
Mam nadzieję ,że gość został na
mecie zidentyfikowany . Kopertę oddaje jakiejś pani...
Numer trzyma się na dwóch agrafkach i
słyszymy komunikat i odliczanie.... START
Idziemy.
Pierwsze metry pokonujemy idąc.
Włączam zegarek chwilkę przed
startem....
Pierwsze kilometry to pokonywanie
przeciwników, wymijanie ich...szkoda ,że nie wszyscy są w stanie
zbiec na chwilkę i zrobić miejsce.....
Biegnę sama, nie mam nikogo, jestem ja
i mój zegarek...
Pierwsze kilometry są ciężkie, tak
mam zawsze, rozgrzewam się ….
Mijamy beczki Grohmana... biegniemy
obok parku i Palmiarni, ale nie tak jak w zeszłym roku .
Ta trasa zostawia z boku Palmiarnię i
park. Nie pozwala nam cieszyć się szumem drzew i śpiewem ptaków.
Za to pozwala na stopach odczuć kocie łby koło Muzeum
Kinematografii.
Tu troszkę z górki, by za zakrętem
pokonać dość stromy podbieg.
Przed zakrętem Bartek krzyczy.. i moje
zdziwienie... on nie biegnie ???
Ale to chwilowe, znów wracam do mojego
zegarka, i znów jest pod górkę, przez głowę przebiega mi myśl:
- Jak w środę biegłam tędy, to tych górek tyle nie było... a
może były, tylko jakoś tak wolniej biegliśmy …
No jest pięć kilometrów, połówka,
jeszcze tylko kawałek . Dobiegam do punktu z wodą, wolontariusze na
nim są tak dobrze ,,zorganizowani”, że zatrzymuję się, by
zabrać dwa, wypełnione nawet nie do połowy, kubeczki z wodą .
Jeden wylewam sobie na kark, drugi
wypijam.
Biegnę dalej...
Dobiegam do parku. Tu mijam Janusza,
który mówi, że walczy z kolką.
Muzeum Włókiennictwa, Skansen i
slalom pomiędzy gośćmi weselnymi.
Katedra...
Edyta z Kamilem podają mi wodę, na
szczęście odkręconą!
Niniejszym ratują mi życie !
Zostały mi dwa kilometry. Biegnę pod
górę, spoglądam na zegarek i widzę że złamanie 49 minut jest
możliwe, będzie lepiej niż w zeszłym roku ! Wpadam na strefę, za
zakrętem widzę metę … Mijam metę jak na zegarze jest 48:58 !
Woooow!
Jest na sto procent czas lepszy, niż w
zeszłym roku :)
Po biegu otrzymuję medal i melduje się
w klubowym obozie, coby moje dziecko się nie martwiło. Wracam na
metę, by poczekać na Maćka i Sylwię.
Tam dopada mnie Beatka :) i spotykam
Maćka, który zmordowany, ale szczęśliwy odmeldowuje się na
mecie.
Wszyscy zawodnicy zbierają się w
klubowym obozie i rozpoczynamy świętowanie :)
Piknik czas zacząć! Jest ciasto,
arbuz, ,,zupa z ryżem” i sokiem limonkowym, a jak ktoś woli to
kokosowym.
Jest radość i zadowolenie.
Jako drużyna zajmujemy drugie miejsce,
a Magda Ziółek jest III w K30.
Natomiast MISTRZ PAN JAGODA jest trzeci
jako najszybszy Łodzianin !
Bieg ogólnie, jak co roku, super...
malownicza trasa, pokazująca ukryte piękno Łodzi, naszego starego
pięknego miasta... szkoda, że te kilka drobiazgów zepsuło 100%
zadowolenie.
Ale na tym biegu to już tradycja -
zawsze coś musi być nie tak, jak powinno.
Jednym słowem bieg jako impreza
cudowny, organizatorzy natomiast dali ciała jak co roku - szkoda, bo
impreza o takiej klasie do czegoś zobowiązuje :)
Nie tylko do zainkasowania wpisowego na
bieg :)
Dziękuję wszystkim, którzy
przyczynili się do uświetnienia tego biegu i świętowania w super
rodzinnej klubowej atmosferze 18 urodzin SYLWII.
Dzięki, już nie mogę się doczekać
kolejnego biegu :)
Bo dla tej atmosfery warto z wami być
:)
Maciek, mój mężu gratuluję życiówki
i takiego wielkiego postępu :)
Sylwia jestem z ciebie dumna, po
nieprzespanej nocy i zabawie w klubie na 18 urodziny dałaś radę :)
Kamilka specjalne podziękowania dla
ciebie za cierpliwość i pilnowanie naszego dobytku, kiedy my
biegaliśmy ;)