Wielkie
święto biegowe zbliżało się wielkimi krokami, a ja na Biegu
Niepodległości złapałam jakąś kontuzję przeciążeniową i nie
biegałam prawie wcale.
Do
tego, gdy poszłam na wtorkowy trening, okazało się że nie jestem
w stanie zrobić go całego.
Łapię
zadyszkę po każdej przebiegniętej mili.
Więc
tak długo wyczekiwany bieg, jakim jest Piętnastka Bełchatowska,
malował się dla mnie raczej w czarnych barwach. Ale oczywiście
nadal biegałam, choć okazało się, że mogłabym wcale nie
zrealizować moich zamierzeń.
Na
tydzień przed biegiem Madzia pyta, czy biegnę w Bełchatowie, na co
ja: - Tak, oczywiście, a czemu pytasz?
-
A wiesz, sprawdzałam listę startową i was na niej nie ma...
Dotarło
do mnie, że istnieje możliwość, iż na bieg się zapisałam, ale
go nie opłaciłam.
Po
powrocie do domu szybko sprawdziłam i fakty nie chciały być inne –
zapisani, ale nie opłaceni.
Dobrze,
że żyjemy w XXI wieku i mamy możliwość realizowania przelewów
internetowych. Parę kliknięć i poszło. Biegniemy.
Wszystko
na bieg było już gotowe. Tomek Wybor, mój osobisty zajączek stał
już w blokach startowych.
Tylko
moja kondycja odeszła. Bez niej oczywiście nie można biec...
Minął
tydzień... nadszedł dzień biegu.
Rano
budzik wyrwał nas ze objęć Morfeusza. Maciuś zaparzył najlepsza
kawę na świecie...
Po
łazienkowej sztafecie, w kuchni powstała kanapka... miała być z
dżemem, ale wybrałam dziś ser żółty.
Do
popijania wybrałam izotonik.
Około
9 :15 przyjechał po nas Tomek Markiewicz. Zapakowaliśmy się do
samochodu i podjęliśmy drogę ku piętnastokilometrowej przygodzie.
Na
miejsce dotarliśmy szybko i bez większych przygód.
Zaparkowaliśmy
niedaleko hali sportowej, w której mieściło się biuro zawodów.
Dotarliśmy
tam pieszo.
W
biurze zawodów - jak rok wcześniej - tłum ludzi stojących w
kolejkach, by odebrać pakiety startowe.
Gdy
staliśmy w naszej kolejce, dopadł mnie stress przedstartowy i
Mateusz, który od samego początku dokładał: - Jak biegniesz? ...w
trupa... biegnij w trupa!
I
tak cały czas.
Jak
katarynka wciąż powtarzał swoją kwestię.
Odebrane!
Numer
startowy 721. Piękny numer, agrafki są, idziemy na miejsce z
zeszłego roku.
Tam
już zebrała się większa ekipa: Marta, Ania, Tomek, Łukasz,
Mariusz, Janusz, Mateusz, Maciek i my.
Spojrzałam
na zegarek i postanowiłam zainstalować swój numer startowy.
Znalazłam agrafki i przystąpiłam do przypinania numeru. W tym
samym momencie Mateusz oczywiście zaczął dokładać swoje, a ja w
efekcie złamałam agrafkę.
Zaczęłam
się śmiać, ale też dodatkowo się zdenerwowałam.
To
nie jest mój dzień.
Na
godzinę przed startem postanowiłam zjeść banana, to też jakoś
nie bardzo mi wyszło, bo nawet banana złamałam i już w zasadzie
wiedziałam, a właściwie byłam pewna, że to nie jest mój dzień.
Do
biegu została godzinka, a ja poszłam do łazienki i spotkałam tam
naszą klubową torpedę.
Wróciłyśmy
razem na miejsce zbiórki. Po chwili postanowiłyśmy, że zrobimy
razem rozgrzewkę.
Po
15-minutowej rozgrzewce udałam się do hali, a Magda jeszcze została
potruchtać.
Zostawiłam
kurtkę, spakowałam się na bieg i starałam się jeszcze jakoś
podnieść na duchu, ale samej nie bardzo mi wychodziło.
Na
starcie zimno, a ja szukam miejsca, w którym można się ustawić,
Tomek mnie odnajduje. Magda też... Stajemy gotowi do startu, to
znaczy oni są gotowi, a ja chyba nie bardzo.
Zegarka
nawet nie odpaliłam.
Gdy
już to zrobiłam, wszyscy już odliczali, wystrzał i poszliśmy .
Pierwsze
kółeczko, na początku pod górkę, trochę tłoczno, Magda
krzyczy, że za wolno, Tomek ją dogania, a ja jakoś nie mam siły.
Po
połowie kilometra boli noga, nie mam siły. Lecę za nimi, Magda
zdecydowanie się męczy, biegnąc z nami, więc odbiega od nas.
Zostajemy
sami.
Pierwsza
piątka zaliczona.
Tomek
cały czas nadaje i motywuje. Drugie okrążenie jest ciężkie. Noga
nadal boli, a ja na ósmym kilometrze nie mam siły.
Dogania
nas Janusz.
Krzyczy:
- ...szybciej biec nie możecie?
Ja
się nie odzywam, ale Tomek oczywiście wali prosto z mostu: - Możemy
szybciej...
Przez
moją głowę przebiega myśl: - ...chyba ty ;)
A
przede mną jeszcze 5 km... masakra.
Na
trzecim kółeczku walczę już sama ze sobą. Tomek robi co może,
żebym się nie poddała.
Staram,
jak mogę. Doganiam jakieś dwie dziewczyny, wyprzedzam jakiś
gości.... wszystko dzięki Tomkowi, bo sama już chyba bym
odpuściła. Teraz Tomek mówi:
- ...widzisz tę laskę w kolorowych spodniach...
- ...no widzę.
- To ją dogonimy... dawaj. Skąd on ma tę siłę, ja ledwie nogami ciągnę, a ten jakby piątkę dopiero zrobił.
Ostatnie
140 metrów. Sama zaczynam się motywować, bo to przecież tylko
ostatnia mila, więc dam radę. Tomek krzyczy: - ...jeszcze tylko
tysiąc metrów.
K*a,
jeszcze tysiąc, myślę.
Doganiam
laskę w kolorowych spodniach. Ostatnia prosta, nie wiem jak to się
dzieje, ale przyspieszam, wbiegam na metę z czasem 1:10:48
Odbieram
medal, stoję przy barierce, zakładam kurtkę i piję izotonika.
Czekam
na mecie na mojego Maćka.
Po
kilku minutach wbiega na metę... wraz z kim?
Z
Tomkiem :) Tomek jest szalony.
Maciek
odbiera medal i idziemy do hali, by się nie przeziębić.
W
hali gra muzyczka, jest ciepło i miło. Zbieramy pomału ludziska z
klubu. Sylwia z Tomkiem przynoszą z samochodu jedzenie i ciuchy. Idę
się przebrać.
Pomalutku
dochodzę do siebie. Wraca mi humor. Wszyscy siedzą jedzą, piją i
świetnie się bawią.
Po
dekoracji, na której Magda Ziółek staje na najwyższym pudle w
swojej kategorii wiekowej i jako druga w Pucharze Marszałka,
pomalutku się zbieramy. Gdy przeczytano, kto zajął trzecie miejsce
w K/30 Pucharze Marszałka, zaczęłam zakładać kurtkę, a tu
niespodzianka. Też mam pudło - II miejsce w swojej kategorii.
Oczywiście
bieg super, organizacja na 5 z plusem :)
Takie
moje małe obserwacje:
Z
roku na rok biega coraz więcej ludzi, to bardzo cieszy :)
I
druga moja obserwacja, na biegi nie przyjeżdża się tylko po to by
się na nim pokazać i stanąć na pudle, bo jest się jednym jedynym
w swojej kategorii wiekowej. Każdy biegacz powinien mieć honor.
Jest
w wśród nas biegacz, który go niestety nie posiada.
Szkoda
ze tak pięknie przygotowana imprezę zakłócił taki niefajny
incydent. Bieg ma swoje zasady i one obowiązują wszystkich, bez
względu na ich wiek!
Pewna
osoba powinna to zrozumieć. Może czasem należałoby się
zastanowić nad sensem startu, skoro nie czuje się na siłach, by
dystans pokonać w regulaminowym czasie.
To
taka dygresja :)
Bardzo
dziękuję Tomkowi,że nie stracił cierpliwości na trasie do mnie i
mimo mojego trudnego charakteru dał radę i potrafił mnie
zmotywować do szybszego przebierania nogami.
Dziękuje
również Mateuszowi za doping na trasie, pokrzykiwania „w trupa”
i zdjęcia. Moim dziewczynom za cierpliwość i pomoc przy biegu :)
I
na koniec dziękuję wszystkim biegaczom!
Bez
was takie imprezy by nie powstawały. To wy tworzycie tego
specjalnego ducha, dajecie tę moc, która pozwala przetrwać trudy
trasy.
Do
zobaczenia z rok w Bełchatowie, a z niektórymi do zobaczenia na
ścieżkach biegowych :)