Biegowy
weekend rozpoczął V Bieg Powstańca w Dobrej koło Strykowa.
Tu
po raz drugi miałam zmierzyć się z tym dystansem na trasie
górek...
W
tym roku pogoda nie była dla nas tak łaskawa, jak w poprzednim.
Dzień
przed biegiem spadł śnieg i wiał silny wiatr... temperatura też
nas nie rozpieszczała, a w nocy na chodnikach było fajne
lodowisko....
Na
miejsce biegu udaliśmy się z Emilką i Błażejem...
Emilki
Pimpek zawiózł naszą ekipę na miejsce.
Tam
odebraliśmy pakiety startowe. Do startu jeszcze nam trochę zostało,
przemieszczaliśmy się po terenie, spotykając znajomych i
przybijając piątki.
Atmosfera
w Dobrej, panująca w czasie biegu, jest niesamowita.
Do
startu zostało trzydzieści minut, poszłam sobie pobiegać,
rozgrzać się... i zobaczyć troszkę, jak wygląda trasa.
Nie
będę ukrywać - trasa pokryta śniegiem, błotem i resztkami błota
nie zachęcała do biegania.
W
okolicy startu zebrał się nasz klub i pstryknęliśmy sobie fotki.
Tak profilaktycznie w tle stał ambulans, oby w czasie biegu nie był
nam potrzebny.
O
14:00 wystartowaliśmy... tak gadaliśmy na starcie - zero skupienia
startowego :), że nie usłyszałam, że już lecimy... Początek
asfaltowy, ale pod górkę.
Później
też pod górkę, ale już po błocie... śniegu, lodzie i wodzie, Po
prostu wszystko, co można było znaleźć na podłożu, po którym
biegliśmy, tam znaleźliśmy.
Nie
wiem kiedy pokonałam tą trasę - w zasadzie jakoś tak szybko
poszło, ale to dzięki temu, że w czasie biegu stosowaliśmy okłady
błotne na stopy i krioterapię.
Jednym
słowem - Spa dla stóp biegaczy.
No
powiedzcie sami - czego nam podczas 10 km biegu było więcej
potrzeba?
Gdy
tak zmagałam się z trasą, wiatrem i błotem, nagle zobaczyłam
kościół, a to znaczyło, że właśnie kończę bieg.
Trasa
tego biegu jest tak malownicza, że na dobrą sprawę żal jej nie
podziwiać i szkoda wbiegać na metę.
Na
mecie oczywiście medal pamiątkowy... i mój powrót na trasę .
Obiecałam,
to wracam....
Namierzyłam
Emilkę na 9. km, do mety został nam kilometr z górki, razem
raźniej... wbiegamy na metę w świetle fleszy... ale miałyśmy
finisz!
Na
mecie dzielnie czekali na nas Maciek, Błażej, Michał i Paweł...
ale komitet powitalny:)
Zdaliśmy
czipy i poszliśmy na gorącą herbatę z sokiem z malin i miskę
żurku …
Najlepszego
żurku po biegu - tak mówili panowie.
Ceremonia
wręczenia nagród i oczywiście na podium, jako druga pani - Agata
Matejczuk - Brawo i gratulacje !
A
my jako klub pokonaliśmy 10 kilometrową trasę w składzie: Emilka,
Błażej, Sylwia, Ilonka, która była zrozpaczona brakiem koszulki,
Michał, Sebastian, Maciej, Paweł i ja.
Wróciliśmy
do domu zregenerować siły, by w niedzielę stanąć na starcie V.
Biegu Pamięci Żołnierzy Wyklętych „Tropem Wilczym’’.
Tym
razem na bieg postanowiliśmy przemieścić się biegnąc... na
miejsce dotarliśmy bez problemów.
Sprawnie
działające biuro zawodów szybko wydało nam numery startowe. Dziś
pobiegnę z numerkiem 446 !
Do
startu zostało jeszcze 50 minut.
W
biurze zawodów namierza nas Ania z koleżanką.
Ja
idę sobie jeszcze przed biegiem pobiegać, Maciek zostaje z Anią.
Po
45 minutach wracam z bieżni i spotykam kolejnych klubowiczów...
Jest Michał, który wczoraj z nami biegł Dobrą, jest Gabrysia i
Rafał ze swoją wspaniałą żona Dorotą... Pojawił się również
Zbyszek... jak zawsze ŁRT widać z daleka, a Doktorek chętnie
pstryka nam fotki...
Do
biegu została chwilka, pada hasło odśpiewania hymnu. Większość
z nas staje na baczność i zaczyna śpiewać, ale są tacy, co nie
wiedzą, że hymn to symbol przynależności do narodu polskiego, że
należy się szacunek i powaga w czasie gdy jest śpiewany..
No
cóż – szkoda, że niektórzy nie czują się Polakami, ale na
bieg typowo patriotyczny przybyli i pobiegną ….
Zastanawia
mnie tylko, po co???
Skoro
stosunek do wszystkiego, co polskie wyrazili brakiem szacunku dla
hymnu!
Po
odśpiewaniu naszej pieśni narodowej ruszyliśmy zmagać się z 5
kilometrową trasą.
Pierwszy
kilometr to błoto i woda... super kawałek, ale reszta to asfalt i
tartan …
Dziś
założenie było treningowe, ale i tak poszło za szybko.
Miało
być na 5:30, a poszło trochę szybciej. Mam nadzieję, że Mariusz
przymknie na to oko … :)
Po
pokonaniu całej trasy poszliśmy na wojskowa grochówkę … Trasa
po parku, który znam jak własną kieszeń, przyniosła wiele
radości, choć życiówki nie było :)
Nie
zawsze musi być.
Za
to była świetna zabawa i super atmosfera.
Na
ratunek spragnionym biegaczom przyszła wspaniała Dorotka, która
zakupiła wodę w automacie i częstowała wszystkich, bo jakoś
nikt z organizatorów nie wpadł na to, że na biegu o dystansie
pięciu kilometrów może ktoś jej potrzebować :)
Pragnienie
ugaszone, każdy z nas zadowolony.
Padło
kilka życiówek i wszystkim tym, którzy ją dziś wykręcili,
serdecznie gratuluję :)
Bieg
jeden i drugi zorganizowane na 6. !
Dziękuję
organizatorom i wszystkim biegającym kolegom i koleżankom :)
To
był udany weekend :)
Do
zobaczenia na ścieżkach !