Co tu robić w sobotę ?
Zakupy, obiad, pranie, prasowanie...
szykowanie do wyjazdów, szukanie pracy... odrabianie lekcji... i tak
dalej.
A gdzie sobota, dzień wolny?
Otóż to! Sobota, zwana przez
niektórych dniem wolnym, tylko z pozoru jest nim.
Zobaczcie - może nie idziecie do
pracy, może nie musicie wstać wcześnie, choć pewnie nie wszyscy.
A kiedy ułożycie sobie w głowie wszystko, co macie do zrobienia w
sobotę, okazuje się, że trzeba jednak wstać wcześniej, by ze
wszystkim się wyrobić.
A gdzie w tym wszystkim jeszcze jakiś
czas wolny z dziećmi?
A gdzie czas na romantyczny spacer we
dwoje...?
Jak to robili nasi dziadowie, że
sobotę i niedzielę poświęcali na odwiedziny dalszej rodziny.
Spotykali się, gadali, czasem wychylili głębszego?
Jak brakuje mi czasu, to właśnie
wtedy zaczynam zastanawiać się jak oni sobie radzili, nie mając
pralek, samochodów.
Nie mając centralnego i gazu.
Nawet wody w kranie nie mieli, ale czas
mieli...
Nam jednak wciąż brak czasu.
Zastanawiające.
Nie żebym narzekała, jeszcze jakoś
daję radę, ale poważnie - często zastanawiam się, jak oni to
robili.
No, zobaczcie sami.
Aby ugotować obiad, trzeba było iść
do sklepu, no dobra - my też chodzimy, a przynajmniej ja chodzę.
Musieli rozpalić ogień, więc trzeba
było narąbać drwa, przynieść węgiel, rozpalić ...
Następnie przytaszczyć wodę ze
studni, czasem jeszcze ją samemu wyciągnąć....
... mieć studnię głębinową i
czystą, zimną wodę latem to marzenie niejednego mieszczucha .
Później ugotować obiad z naturalnych składników, potem zmywanie,
(nie było zmywarek) więc nagrzać wody i pozmywać :)
Pranie wymagało też czasu, a dziś
pralka, proszek, odpowiedni program i samo się pierze :)
Pościel, kiedyś krochmalona,
prasowana, a dziś wyprane, wysuszone, strzepnięte i gotowe do
użycia :)
Naprawdę podziwiam tych ludzi :)
Dziś wciąż marudzimy, narzekamy, że
nie mamy czasu, że wciąż nie możemy z niczym zdążyć.
Czego, albo kogo to wina?
Może to wcale nie jest tak, że nie
mamy czasu, tylko najzwyczajniej w świecie nam się nie chce.
Może wygodniej jest powiedzieć, nie
nie ma czasu.
A co by się stało, gdybyśmy zamiast
siedzieć i oglądać jakiś idiotyczny program w tv, poszli
odwiedzić przyjaciół...
Kiedyś się po prostu wpadało, a
teraz trzeba zadzwonić... umówić się …. i w zasadzie już nam
na dzień dobry się nie chce...
Umówić!
Jak na audiencję u papieża.
Czy faktycznie tak jest?
Może wystarczyło by gdybyśmy
zapukali do drzwi, i powiedzieli: - Hej, to ja! Przechodziłem obok i
pomyślałem, że wpadnę :)
A nie te całe ceregiele :)
No ale już tam dość tych moich
wywodów. Jutro dla niektórych jest szczególny dzień.
Staną na starcie królewskiego
dystansu w Warszawie.
Wszystkim, życzę udanego startu.
Nie biegnę z wami, nie mogę być na
miejscu. Gdybym się tam znalazła, wiecie, stałabym na 35-36 km z
wodą, bananami i żelami. Niestety - z pewnych względów muszę
zostać w Łodzi, bawić się w społecznika i zbierać głosy w
Budżecie Obywatelskim, ale obiecuję wszystkim, że będę z wami
myślami, będę z wami biegła.
Nie myślcie, że nie dacie rady,
myślcie o tym, że dobiegacie do mety... widzicie już ją i
osiągacie swój cel. :)
Katar, kaszel nie istnieją :)
teoretycznie oczywiście :)
Jest tylko droga do zwycięstwa :)
Trzymam kciuki, życzę wam powodzenia,
by pogoda dopisała, a o formę waszą jestem spokojna, to miesiące
waszej ciężkiej pracy :) Bawcie się tym biegiem, pomimo
wyznaczonych sobie celów :) Niech on przyniesie wam wiele radości z
tego, że należycie do grupy pozytywnie zakręconych. Tych którzy
za to, by się męczyć i pocić płacą pieniądze... tylko też
pamiętajcie o tym, że ten kto nie zapłacił, nie stanął na
starcie i się nie namęczył, nigdy nie poczuje, nie dozna takiego
uczucia jak wy!!!
Jednym słowem, trzymam kciuki,
kibicuję wam na odległość, ale jestem z wami :) POWODZENIA !!! <3
Janusz, Monika Wiem, że to wasz
dzień!!! Dajcie czadu!!!!