Gdyby
nawet tydzień przed tym biegiem była temperatura minusowa, to na
100% w dniu biegu będzie około 30 stopni...
Tego
można być pewnym,
Grodzisk
zawsze wita biegaczy żarem z nieba.
Półmaraton
w pełnym słońcu to wyzwanie, na które czekam cały rok -
uwielbiam atmosferę biegu, organizację i wszystko, co dzieje się
po biegu.
Nie
ma znaczenia, jak się pobiegło..., ważne, że się tam jest.
Do
Grodziska jedziemy zawsze dzień wcześniej, to drugi rok, kiedy
podążamy ku przygodzie z Madzią i Alkiem.
Podróż
upływa na miłej rozmowie o wszystkim.
Gdy
pojawiamy się na miejscu, odbieramy pakiety startowe i udajemy się
do hotelu. Meldujemy skromnie nasze cztery osoby i rozpoczynamy
odpoczynek...no nie do końca, ale prawie.
Na
godzinkę zostawiamy Madzię z Maćkiem i udajemy się na wykład.
Wykład
prowadzi nasza klubowa koleżanka - Magdalena Ziółek... Opowiada o
diagnostyce obrazowej przewodu pokarmowego u psa i kota. Opowiada o
swojej pracy z wielkim zaangażowaniem i pasją .
Po
przyswojeniu wiedzy wszyscy, już uzupełnieni o swoje połówki,
idziemy na super kolację :)
Makaron,
pasta i najlepsze grzanki pod słońcem... To są jedyne grzanki z
czosnkiem ,które pochłaniam i wcale mi nie przeszkadza, że mój
organizm nie za bardzo lubi się z czosnkiem.
Zjadamy,
rozmawiamy, kibicujemy naszym piłkarzom.
Po
pierwszej połowie meczu udajemy się do hotelu.
Jestem
ciut zmęczona i zostaję już w pokoju, oglądam mecz do końca.
Kąpiel
i sen....
Rano
wstaję, wciągam przygotowane ciuchy i skupiam się.
Już
wiem że coś jest nie tak.
Idziemy
na śniadanko na dole w restauracji, zbieramy na talerze to, na co
mamy ochotę ze szwedzkiego stołu i ucztujemy. Pomieszczenie, w
którym jemy posiłek jest mieszaniną stylów, a raczej brakiem
stylu i dobrego smaku... obrazy typu Kossak na ścianie, maskotka
tygrysa (naturalnych rozmiarów), stare kredensy , sufit w stylu
rokoko, albo ściany z tynkiem strukturalnym, to tak, by każdy coś
dla siebie znalazł.
Po
chwili dołącza do naszej czwórki Magda, nasza klubowa torpeda i
jednocześnie osoba, która prowadziła wykład dzień wcześniej.
Wszyscy
są przejęci słoneczkiem za oknem.
Umawiamy
się, że po posiłku udajemy się do pokoi i o 8:00 wyruszamy :)
Start
jest o godzinie 9:00, ale jeszcze fotka na schodach..
Spacerkiem
docieramy do startu, pstrykamy focie i ustawiamy się w strefach
czasowych.
Idę
do balonika 1:50... może się uda.
Choć
z nieba żar się leje...
W
strefie jestem z Madzią i Maćkiem... idąc na start docelowy gadamy
sobie, śmiejemy się, wspominamy zeszły rok, jak dwie panie dały
sobie po razie przed startem.
Sygnał
startu, wkładam słuchawki do uszu i … biegniemy.
Rzucam
jeszcze do Madzi: - ... powodzenia!
...i
znikam...
Staram
się trzymać balonika, ale po kilku kilometrach okazuje się, że
balonik troszkę za szybko biegnie...
Pierwsze
dziesięć kilometrów pokonuję z balonikami, ale później
odpuszczam.
Jest
tak gorąco... na ósmym kilometrze łapie mnie kolka.. no ta cholera
oczywiście nie chce odpuścić i tak mocno trzyma, że jestem
zmuszona zatrzymać się…
Chwilkę
rozciągam bok - jakoś pomału puszcza.
Nie
puściła do końca, ale na tyle bym mogła znów biec … po kilku
metrach odpuszcza po całości .. ale to nie koniec moich
problemów... słońce i skurcz... czy to ma jakiś związek?
Im
jest cieplej, tym szybciej łapią skurcze - to taka obserwacja
...moja osobista.
Pokonuję
pierwszą dychę - czas na drugą... druga jakoś poszła już bez
przygód.
Dużo
wody.
Każdy
punkt z odświeżaniem zaliczony i takim sposobem dobiegam do
początku niebieskiego dywanu... a to oznacza METĘ … na szyi
medal, w rękę dobra woda, zimna … a za chwilkę … zimne
grodziskie piwo !
Ja
niezbyt przepadam za piwem, tak to było boskie... cudowny napój,
smakował jak ambrozja :)
Czekamy
na Maćka... przy stoliku w strefie biegacza.
Wszyscy
mokrzy... zmęczeni, ale zadowoleni, przynajmniej uśmiechnięci.
Gdy
pojawił się mój Maciek, postanawiamy udać się do hotelu, aby
ubrać suche ciuchy.
Moje
nogi tak spuchnięte, że ściągam buty i do hotelu pomykam na
bosaka...
Na
chodniku w Grodzisku został niejeden odcisk mojej stopy... :)
Gdy
docieramy na miejsce, przygotowujemy bagaże do podróży,
doprowadzamy się do standardów unijnych i z uśmiechem na twarzach
wracamy do Miasteczka Biegacza.
Troszkę
posiłku regeneracyjnego i zimne piwo:)
Smaczne
leczo pieczo.... i kiełbasa z rusztu :)
Pyszna
kawa... i czego tam jeszcze nie było!
Gdy
zwycięzcy odebrali swoje puchary, a inni uczestnicy medale za
uczestnictwo w Mistrzostwach Polski Weterynarii w półmaratonie
strzelamy sobie wspólną fotkę i …
...trzeba
wracać do domku...
to
jeden z najlepiej zorganizowanych biegów...
Tu
pogoda zawsze dopisuje a ludzie uśmiechają się do siebie...
Super
impreza - polecam każdemu!
Szczególne podziękowania dla Michała Sokoła :) i jego żony :)
Wracamy
do hotelu, na parking, żegnamy się z Grodziskiem i podejmujemy
podróż ku nowej przygodzie …. w domach czekają na nas nasi
najbliżsi … :)
Po
dwóch i pół godzinach podróży odpoczywamy już w zaciszu domowym
:)
Za
rok wracamy :)