Długi
majowy weekend był zaplanowany już w zeszłym roku.
Pierwszy
bieg w Janówce, później bieg Parafialny, a wisienką na torcie
miał być bieg w Konstantynowie.
W
zasadzie - za wyjątkiem Janówki, która mierzy 10 km. - reszta
biegów jest na dystansie, którego nie lubię. ..
Pięciokilometrowe
biegi są nie dla mnie, ale zawsze fajnie jest na nich być - spotkać
znajomych i dobrze się bawić .
Na
pierwszy bieg czyli Parafialny, zostałam zaproszona przez trenera
Mariusza...
Pojechaliśmy,
a w zasadzie poszliśmy na niego z Błażejem.
Gdy
postanowiliśmy się rozgrzać, okazało się, że bieg za chwilkę
się rozpocznie, musieliśmy szybciutko stanąć na starcie...
chwilka!
Wystrzał
z pistoletu uwolnił energię naszych ciał i pozwolił biec.
Wydawało
by się że bieg na 5 km. po osiedlu nie może zmęczyć, ale
uwierzcie mi, może!
I
to zrobił.
Trasa
wcale nie jest łatwa. Jest sporo pod górkę, ale atmosfera na biegu
jest nieziemska.
Na
metę dotarłam jako czwarta kobieta - ostatnio to najwyższe
zajmowane przeze mnie miejsce...
Pierwsze,
które rozpoczyna stawkę przegranych... ale i tak miałam banana na
dziobie.
Po
rozdaniu nagród i losowaniu zadowoleni podjęliśmy powrót do
domu...
Drugi
bieg w Konstantynowie... to mój czwarty bieg w tym mieście, jakoś
nie bardzo lubię dystans, ale organizację biegu uwielbiam :)
To
jeden z tych biegów, na który wracasz bardzo chętnie, nawet jak go
skopsasz....
Więc
na bieg do Kansas pojedziemy tramwajem....
Taką
sobie zrobimy wycieczkę.
W
niedzielę wstaliśmy rano i poszliśmy na Zdrowie.
Tu
wsiedliśmy do pojazdu poruszającego się po torach, przysłanego
przez Miejskie Przedsiębiorstwo Komunikacji...
Zakupiliśmy
bilety ważne na owej trasie i rozpoczęliśmy wycieczkę.
Po
około dwóch kwadransach opuściliśmy wehikuł i na własnych
nogach, zasilanych energią, pochodzącą ze spożytych pokarmów,
udaliśmy się do Biura Zawodów.
Odebraliśmy
pakiet startowy i ...odnaleźliśmy Justynę.
Po
wymianie uprzejmości postanowiłyśmy się ubrać w ciuchy, w
których wygodnie będzie nam pokonać 5 kilometrów, choć jeden z
naszych biegowych kolegów postanowił pobiec w garniturze :)
Po
oddaniu worka z odzieżą do depozytu, udaliśmy się na rozgrzewkę.
Na
drugim kilometrze treningu złapała mnie kolka i zaczęłam
zastanawiać się czy ta małpa nie wróci w czasie biegu.
Ostatni
łyk wody i na start.
Odliczanie,
i pobiegliśmy...
Pierwsze
kółeczko, jakoś poszło... drugie...
Przy
agrafce troszkę gorzej, ale po zawrotce nieźle…
Jakoś
tak... chyba jednak to nie jest mój dystans.
Na
metę wbiegłam z czasem 23:19.
Zegarek
pokazał średnie tempo 4:36!!!!
Pomalutku,
małymi kroczkami odzyskuję swoją moc....
Gdy
otrzymałam wiadomość z wynikiem, okazało się że jestem
dziewiętnastą kobietą na mecie, a w kategorii K40
piąta!...wowoowoow!!!