sobota, 31 marca 2012

co to...?


W ciemności, podąża postać.
Idzie, powoli,
Otulona białą zwiewna szatą.
Widzisz ją...
Wyciągasz rękę...
Ginie, i znów się pojawia.
Ponawiasz próbę i ….
...ginie
Powoli jak by obłok
sunie w ciemności.
Pojawia się i znika jak mgła o letnim poranku.
Mija cię
idziesz za nią
zbliżasz się
powoli...
szybciej...
i …
nagle rozpływa się jak obłok.
Znika, w ciemności.
Wątpisz,
Rezygnujesz
nagle
z ciemności wyłania się...
Dostrzegasz światło.
Mały punkcik jak świetlik.
Nadzieja...

środa, 28 marca 2012

Kim jest...?


W ciemności stoi postać,
unika blasku światła.
Świeca muska delikatnie jej lico
i maluje na ścianie jej portret.
Nie wiesz, kim jest...
Nie wiesz, na co czeka...
Nie widzisz dobrze jej kształtów.
Jej ciało otulone długim płaszczem z kapturem
ukrywa jej kształt...
Kim jest ta postać?
Czy ma marzenia?
Może czeka na kogoś...
Może cierpi?
Odchodzi w ciemność...
Ucieka?
Może tylko podąża za przeznaczeniem...
Wolnym krokiem, podąża w stronę ciemności...
Na chwilkę odwraca się …
Jej oczy błyszczą w ciemności,
rzuca spojrzeniem, jakby rzucała wyzwanie...
Podążasz za nią...
Choć boisz się...
ale strach i ciekawość są silniejsze...
Idziesz w ciemność...
obraz zasnuty mgłą...
Nie widzisz nic.
Postać znika, i pojawia się...
unosi się jak obłok...
Płynie.
Ulatuje jak anioł.
Czym jest?

wtorek, 27 marca 2012

Niezatarty obraz.


Pamiętam pewne lato, dawno temu... może nie aż tak dawno, ale parę lat temu.
Na świat w lutym tego roku, o którym będę pisać, przyszła moja siostra.
Moja babunia postanowiła pojechać z mną w góry na wczasy...
Pojechałyśmy w góry.
Byłam pod wrażeniem, jak dojechałyśmy na miejsce.
Góry zrobiły na mnie wielkie wrażenie.
Mieszkałyśmy domu wczasowym, miałyśmy swój pokój, a w ogródkach tubylców mieszkały kakaludki
(krasnoludki).
Wczasy nie były jakoś szczególne, ale fakt, że nie było rodziców i krzyczącej siostry, przemawiał za tym, by były wyjątkowe.
Nie wiedziałam jeszcze, że trafię do miejsca, które bardzo mocno wyryje się w mojej pamięci.
W naszych polskich górach jest miejsce, które pozostało w pamięci trzyletniego dzieciaka.
.ale od początku.
Wstaliśmy rano, zabraliśmy prowiant i wsiedliśmy do autokaru.
Przewodnik poinformował, że najlepszym obuwiem na wycieczkę będą kalosze.
Babuni nie chciało się iść do domu po kalosze, ale tak darłam się na cały autokar, że wycieczka czekała na mnie i moje „aloszki”.
Gdy dojechaliśmy na miejsce, musieliśmy iść jakiś czas po wielkim błocie, aż doszliśmy do kaplicy...
gdy weszłam do tej kaplicy, zdębiałam - dosłownie!
Na ścianach i suficie tej kaplicy umieszczone były ludzkie czaszki i kości - muszę wam powiedzieć że nie pamiętam stamtąd niczego, co mówił przewodnik, pamiętam tylko te szczątki ludzkie.
Po latach - kiedy już mogłam sama odszukać informacje na temat tej kaplicy, dowiedziałam się, że jest to stara barokowa kaplica – zabytek sakralny niedaleko Kudowy.
Ściany i sufit pokryte są trzema tysiącami szczątków ludzkich, reszta szczątków znajduje się pod kaplicą w krypcie. Około 20–30 tys. ofiar epidemii i ludzkiej głupoty czyli wojny.
Wśród piszczeli i czaszek ułożonych warstwami, przy ścianach kaplicy znajdują się dwie drewniane rzeźby aniołów, jeden z trąbką i napisem łacińskim „Powstańcie z martwych”, drugi z wagą i napisem łacińskim „Pójdźcie pod sąd”.
Przed wejściem stoi pomnik z trójjęzycznym napisem - po niemiecku, czesku i polsku: „Ofiarom wojen ku upamiętnieniu, a żywym ku przestrodze 1914”.
Dziś, jako dorosła kobieta, mogę powiedzieć że nigdy nie zapomnę tego obrazu z dzieciństwa...

niedziela, 25 marca 2012

Podziękowania...


Będąc małą dziewczynką pojechałam z dziadkiem i tatą na wczasy... kiedyś można było pojechać na wczasy z zakładu pracy.
Tam spotkałam pewnego człowieka, starszego, pełnego energii, cudownie zakręconego...
Na świetlicy - to takie miejsce gdzie chodziliśmy oglądać telewizję, grać w tenisa stołowego, karty i szachy...
...stało pianino, stare nienastrojone pianino.
Chodziłam na około tego instrumentu nie mając pojęcia co to takiego …?
Zastanawiał mnie i fascynował.
Pewnego dnia podszedł do mnie ten pan - o twarzy sękatej jak pień drzewa - i powiedział: - Umiesz grać?
Popatrzyłam na niego wielkimi ze zdziwienia oczyma i pokręciłam głową, że nie...
Wtedy on otworzył ten cudowny instrument, zaczął na nim grać... później wstał, posadził mnie na stołku i moją dłonią grał na pianinie, spod moich palców zaczął wydobywać się dźwięk - melodia bajki na dobranoc...
Gdy musiałam iść do domku, byłam trochę rozczarowana, ale pan o sękatej twarzy powiedział, że jutro też zagramy razem.
Zadowolona i pełna energii, a jednocześnie niecierpliwa poszłam do domu spać, nie mogąc doczekać się następnego dnia.
Na wieczór, tuż przed kolacją, nie mam pojęcia, ile razy spytałam, kiedy pójdziemy na stołówkę...
Gdy już się tam znaleźliśmy, bardzo szybko zjadłam kolację i pobiegłam na świetlicę...tam zastałam starszego pana pochylonego nad instrumentem i szukającego czegoś w środku...
Spytałam, czy coś zgubił, ale zaprzeczył, mówiąc, że sprawia by pianino wydawało czyste dźwięki - dziś wiem że stroił pianino.
Gdy już skończył, przystawił krzesło, posadził mnie na stołku, siebie zaś na krześle i moimi dłońmi grał różne melodie...wtedy byłam mała i nie umiałam mu podziękować.
Dziś on już pewnie odszedł, ale ja go pamiętam i bardzo mu dziękuję, że pozwolił mi być częścią tego instrumentu. Pozwolił poczuć muzykę płynącą przez całe moje ciało.
Prawda jest taka, że dziś nie gram na żadnym instrumencie, nie śpiewam, i może to dziwne, ale nawet nie mam słuchu muzycznego.
Dziękuję temu starszemu panu, którego twarz przypominała sękaty pień drzewa, nauczył mnie jednej ważnej rzeczy: Niezależnie od tego, co będziemy robić i kim będziemy, zawsze trzeba próbować i poznawać nowe rzeczy. Zdobywać doświadczenia i przede wszystkim pozwolić, by ludzie, którzy kiedykolwiek znaleźli się w naszym życiu, choć na krótką chwilkę zamieszkali w naszych sercach.

czwartek, 22 marca 2012

Wiosenne marzenia...


Moi kochani!
Jest wiosna za oknem, a czy u was w sercu też?

Moje zostało niestety poddane próbie, ale chyba udało mu się wyleczyć z tego pasożyta i zaczyna na nowo – jak należy - bić.
Chciałabym na początku bardzo wam podziękować za to, że czytacie moje wpisy.
Nie myślałam, że przekroczę magiczną liczbę 1000, a wczoraj nam się udało...dziękuję wam wszystkim z całego serca - ten sukces jest wspólnym sukcesem – dziękuję!


Czy macie jakieś postanowienia na wiosnę?
Ja mam...i mam też marzenia...
Może zacznę od tego, że chciałabym projektować ludziom balkony w zadymionej Łodzi.
Chodząc sobie tak po mieście widzę, że brakuje mi pięknych kaskad kwiatów, które z jednej strony sprawiłyby, że nasze kochane miasto byłoby bardziej kolorowe, a z drugiej strony ludzie, którzy patrzą przez te szyby na świat, nie mieliby szarego widoku ulicy i przechodniów, a piękne kolory rozkwitających kwiatów, bawiących się w promieniach słońca swymi barwami... co wy na to?
Drugim moim marzeniem to jest pojechać gdzieś z dala od domu, komputera i odpocząć. Iść na długi spacer, zapomnieć o wszystkich problemach i kłopotach dnia codziennego, uciec daleko z dziećmi i moim Maćkiem do nieba, poczuć lekkość, unieść się na wietrze i odpocząć.

wtorek, 20 marca 2012

....pytania....


Co się stało z nami?
Gdzie się podziały te proste gesty miłości?
Dokąd odeszły, w bezbarwnych okruchach codzienności?
Dlaczego ?
Tak mocno się kochamy i tak bardzo się ranimy...
gdzie jesteś?
Dlaczego ode mnie uciekasz?
Dokąd zmierzasz?
Jak długo świat ma być bezbarwny?
Jak długo słońce ma nie przynosić uśmiechu?

Kiedy słowa przestaną ranić, a dotyk przyniesie ukojenie...
Kiedy rozkwitnie na nowo to co zaczęło usychać...
Czy można jeszcze uratować różę ...
..Czy już jest za późno.
Jak ukoić ból,
jak powrócić na drogę ku radości szczęściu?
Jak osuszyć łzy płynące jak strumień
Jaki opatrunek założyć na serce by przestało krwawić ?
Jak mówić by być zrozumianym...
...jak słuchać by rozumieć.
Gdzie jest ten świat...który był piękny bo byłeś
Dokąd odszedł?
i
dlaczego?
Ten,który jest ….jest czarny,
żyją w nim pasożyty,
które karmią się złością i tajemnicą.
Kiedy odejdą?
Czy odejdą?
Jaką cenę trzeba zapłacić za wolność?
Jaką cenę trzeba zapłacić za szczęście?
Jaką za miłość?
Ile trzeba poświęcić by być kochanym?
Czy tu nie ma kompromisów?
Może są tylko ich nie widzę?
Pomóż mi odzyskać zmysły utracone i znów być szczęśliwą.

poniedziałek, 19 marca 2012

Ach ten poniedziałek...


Poniedziałek...pierwszy dzień tygodnia.
Jedni mówią: - Jak ja nie lubię poniedziałków...
Inni powiedzą: - Kocham poniedziałek.
Ja nie wiem, czy kocham czy nie - dzień jak co dzień...
Na pewno nie jest to ulubiony dzień w tygodniu, ale może być.
Wyobraźcie sobie poniedziałek, nie przeszkadza wam to, bo to dzień jak każdy inny...
Postanawiacie nadgonić parę spraw w pracy, iść na zakupy, bo coś jeść trzeba, szczególnie że dwie córki w domku.
No i czasem jeszcze może by trzeba mamie zakupy zrobić, więc po spakowaniu całego swojego bałaganu (listy z towarem zakupionym przez klientów w czasie trwania weekendu- całe dwa) udałam się na pocztę...tu zazwyczaj jestem przygotowana na megadługą kolejkę, więc nie bardzo zaskoczyło mnie to, że kilka osób przede mną stoi przy okienku.... z poczty udałam się do naszego osiedlowego supermarketu... tu oblężenie kas, jak by jutro miała wybuchnąć wojna...no coś nieprawdopodobnego..
Gdy udało mi się ukończyć slalom pomiędzy regałami i stanąć przy kasie w kolejce, byłam zadowolona, bo w końcu ucieknę z tego poligonu.
Gdy zapłaciłam za swoje nabyte dobra materialne w postaci przyprawy i Coca-coli skierowałam się do wyjścia i wtedy właśnie zaatakował mnie wózek sklepowy... Uwierzycie?
Prosto na mnie, gdy zerknęłam w stronę, z której nadjechał zobaczyłam wypudrowaną blond piękność w wieku 75 lat uśmiechniętą, jak by trafiła w dziesiątkę ...a to byłam ja.
Wyszłam z tego sklepu...i zaczęłam się zastanawiać, co wpływa na to, że ludzie w taki sposób się zachowują?
Dlaczego tak?
Nie wiem, czy to wynik poniedziałku..., czy jakaś inna przypadłość...niemyślenie.
Po ostatniej wizycie w sklepie stwierdzam:
Naukowcy, przeprowadźcie badania nad nową jednostka chorobowa polegająca na niechęci do myślenia...Jak by to można było nazwać...hmmm...

niedziela, 18 marca 2012

Podróż przez czas.


Lekka, trzymająca w napięciu podróż do czternastego wieku, za pośrednictwem książki Davida Blixta „Władca Werony”.
To opasłe tomisko nie jest tylko opisem IV-wiecznej Italii. To analiza, powiedziałabym głęboka analiza psychiki ludzkiej, postępowania i dążenia do władzy...to książka opowiadająca o miłości jak z dramatu szekspirowskiego ale i przesiąknięta intrygą pałacową.
To opowieść o ambicjach, wierze i przyjaźni...
...jej dobrych i złych stronach.
Ta książka to kopalnia wiedzy o ludzkich charakterach, choć ilość bohaterów można powiedzieć na samym początku troszkę odstrasza ...ale po zagłębieniu się w fabułę i po poznaniu każdej postaci zaczynamy żyć ich życiem... przeżywać ich niepowodzenia i cieszyć się z ich triumfów.
Od samego początku książka nas zaskakuje dynamika akcji - od pierwszych stron coś się dzieje i autor tak naprawdę nie daje nam chwilki na to byśmy się nudzili, z niecierpliwością czekamy na przełożenie kartki, na rozstrzygnięcie, na wielki finał.
Powieść nie jest czysto akademicką powieścią historyczną, napisana jest językiem zrozumiałym, choć czasem wtrącane są w niej archaizmy, które nie narzucają się w trakcie czytania... wstawki dialogów w języku włoskim uwiarygadniają całą powieść.
Do końca umieszczając ją w realiach czternastowiecznej Italii...
Do tego jeszcze motyw wygnania Dantego i udzielenie mu schronienia przez Weronę.
Oczywiście musiała być wisienka na torciku - w treść powieści wplecione są fragmenty „Inferno” z Boskiej Komedii, co nadaje autentyczności.
Powieść połączyła zamiłowanie do starej, minionej Italii, zamiłowanie do szekspirowskiego dramatu i uwielbienie dla Dantego.
Pod czym i ja się podpisuję.

sobota, 17 marca 2012

Drukowany świat.


Co robicie jak macie trochę wolnego?
Wiem, że są ludzie, którzy oglądają telewizję, są ludzie którzy rysują...a wy co robicie?
Ja wam zdradzę swoja tajemnicę... czytam książki.
Nie wiem, kiedy zaczęła się moja przygoda z książką... ale wiem teraz, że dzień bez książki to dzień stracony.
Kocham zapach druku i delikatny szelest kartek podczas przekładania... to jest niezmienny od lat rytuał.
Wchodzę do księgarni, przeglądam półki i dłonią wędruję po grzbietach książek.
Jedne są śliskie, inne mają wypukłe napisy, a inne jeszcze w dotyku wydają się chropowate... biorę do ręki egzemplarz i zaczynam przeglądać, kartkować...
Sklejone do tej pory, jak zaklęte, kartki rozdzielają się, uwalniając jedyny i niepowtarzalny zapach... ...zapach papieru i farby drukarskiej... niesamowite i niezastąpione... później trzeba dokonać wyboru, jaką zabrać ze sobą do domu... której stworzyć dom?,
Bardzo trudne zadanie i niebywała odpowiedzialność...
Trzeba się nią później opiekować - czytać, wycierać z kurzu, dbać, by nie pozaginać rogów i nie zniszczyć okładki...
Gdy nowy członek rodziny zostaje już wybrany, wracamy do domu i zaczynamy wspólną znajomość...
I tak zaczyna się każda przygoda z nową książką...
Każda zostawia coś po sobie kawałek siebie we mnie...
Nie wiem jak wy, ale ja czytając mam wrażenie, że przenoszę się do innego wymiaru...to mój świat, do którego mam dostęp tylko ja.
Prawda... no wiem - ktoś zaraz powie, że on też jak będzie czytał tę samą książkę, ale tu się nie zgodzę...
...bo każdy z nas będzie widział ten świat inaczej. Wszystko zależy od tego, co sobie wyobrazimy...
i tu się pewnie ze mną zgodzicie.
Obiecuję, że następnym razem opowiem wam o tajemniczym świecie średniowiecznej Werony, gdzie Dante wygnany z Florencji znajduje dom w Weronie, gdzie bohaterowie szekspirowskiego dramatu, Romeo i Julia, są wpisani w wydarzenia wojenne pomiędzy Padwą a Weroną....
Nadzwyczaj ciekawa opowieść o miłości, przyjaźni, wojnie, pałacowym intrygom, a to wszystko zabarwione prawdziwą historią Italii...
A może już ktoś jest ciekaw, o czym jest książka...
Powiem wam, że to opasłe tomisko, ale czyta się zabójczo szybko...

czwartek, 15 marca 2012

Pomarzymy...?


Mieliście kiedyś świetny pomysł i ktoś wam go zabrał?
Albo może nie starczyło wam samozaparcia, by go zrealizować?
A może nie mieliście czasu, by się zastanowić nad tym, czy wasz pomysł jest dobry, czy zły?
To ja wam coś powiem...nigdy, ale to nigdy nie rezygnujcie i nie poddawajcie się .
Trzy lata temu moja przyjaciółka powiedziała mi tak:
- Chodź, mam biuro kredytowe, będziemy pracować razem.
Wiecie, jak się ucieszyłam... normalnie skakałam do góry.
Ale moja radość trwała raptem miesiąc, bo po miesiącu znalazłam się na bruku...
Siedziałam w domu i nie chciałam nigdzie wychodzić...
Wtedy znalazły się osoby, które powiedziały:
- Zawsze mówiłaś, że chcesz mieć swój sklep. Zrób to w końcu...
Długo się nie zastanawiałam – starczył raptem dzień - i postanowiłam spełnić swoje marzenie.
Mam sklep z kosmetykami i rękodziełem... nie będę mówić, że pracując u siebie mam więcej czasu...ani nie będę opowiadać, ile to mam kłopotów i jakie mam straty i zyski. Nie o to mi chodzi...
Chcę tylko powiedzieć wam, jak ważne jest spełnianie własnych marzeń, osiąganie czegoś...
...czasem by się wydawało nieosiągalnego.
Ważne jest, by w naszych oczach był ten niesamowity błysk, który mówi o tym, że jesteśmy nie do pokonania, bo robimy to, co kochamy... nieistotne, ile to nam przyniesie zysku – ważne, że to dodaje nam energii do życia... a nasze oczy mówią, że jesteśmy szczęśliwi... to jest ważne, moi kochani.
Pamiętajcie, że wasza droga do marzeń wcale nie musi być taka łatwa - często jest trudna i wyboista - zamiast róży spotykamy twarde i długie ciernie... ale dla marzeń warto...
Jeżeli macie takie marzenia, to spełniajcie je... tylko powiem wam coś... Nigdy nie przestawajcie marzyć, róbcie to cały czas, bo w marzeniach jest sens życia i siła, która ciągnie nas do przodu i do przodu.....

środa, 14 marca 2012

Różne strony strony...


Mieliście kiedyś tak, że pracowaliście nad czymś całe trzy lata i jakiś matoł zniszczył to w przeciągu kilku kliknięć...?
Wyobraźcie sobie sytuację...
Otwieracie sklep internetowy, pozycjonujecie stronkę na wasze słowa kluczowe, znajduje się na początku i nagle pewnego dnia klikacie i nie ma waszej strony...
Rozumiecie to? Nie ma waszej strony!
Wyświetla się jakaś gęba z dziwnym grymasem twarzy i komunikat very sorry czy coś w tym duchu, no przecież może człowieka trafić …
Ale mówicie sobie: - Spoko, damy radę, może to jakieś przejściowe trudności …
Przecież nawet rząd ma problemy tego typu... nie?
No to ja - szary obywatel - też mogę mieć.
Pewnie tak, tylko mija jeden dzień, drugi dzień i pomału tracicie cierpliwość …
a... zapomniałam powiedzieć, że parę dni wcześniej podpisaliście umowę na pozycjonowanie waszej strony.
No więc dzwonią do was z firmy i pytają, dlaczego tak jest, a wy nie wiecie...no bo skąd.
Administrator serwera nie pisze, nikt nic nie wie, no to wy co duchy, prorocy?
Też nic nie wiecie, trafia was na samą myśl, że waszą stronkę wcięło.
Zakasacie rękawy, klikacie i znajdujecie nowy serwer, stawiacie stronkę i zapierniczacie po 24 godziny na dobę, by odzyskać wasza pozycję na Googlach.
Ale wcale nie jest to łatwe - mówię wam.
Od dwóch dni próbuję to zrobić na swoim sklepie i wcale nie jest to proste.
A ktoś przyjdzie i powie: -...e sklep internetowy ...to bułka z masłem, proste...
Może by sam spróbował, co?

wtorek, 13 marca 2012

Załączam przysiady.


Gdy zbliża się koniec roku, lub gdy nadchodzi wiosna i zbliża się czas, gdy nasza wyobraźnia zaczyna „widzieć” nasze ciało na plaży, w kostiumie, zaczynamy dochodzić do wniosku, że coś musimy zrobić z naszymi małymi i większymi niedoskonałościami.
Najczęściej postanawiamy, że będziemy ćwiczyć, ale że nasza psyche potrzebuje motywacji, zaczynamy szukać miejsca do ćwiczeń, a jak już znajdziemy, to szukamy jeszcze mocnej ekipy, która nas pociągnie za sobą, w razie by nam się któregoś dnia nie chciało.
Oczywiście nie zakładamy, że nam się nie będzie chciało, ale gdyby...
Zaczynamy stosować diety, ćwiczyć... ogólnie zaczynamy dbać o siebie.
Patrzymy w lustro, wchodzimy na wagę i zaczynamy pocieszać się, że ta nasza doskonała i precyzyjna waga wskazuje o kilogram mniej ...
Cieszymy się !
Szkoda tylko że samozaparcia i zapału wystarcza nam tylko na miesiąc.
A czasem nawet na krócej.
Zaobserwowałam jeszcze inne zjawisko, mianowicie chodzą i udają że ćwiczą... pytam: - Po co?

Czy tym, które oszukują przecież siebie jest z tym lepiej…?
Mogą się usprawiedliwić, że coś robią?
No - może tak jest im dobrze, choć ja tego nie rozumiem - jak idę ćwiczyć to ćwiczę, jak czytam książkę, to czytam, jak pracuję, to najlepiej jak potrafię...
Zaobserwowałam jeszcze jedną „prawidłowość” w naszym społeczeństwie.
Otóż ćwiczymy, wyciskamy z siebie siódme poty, po czym wracając do domu zahaczamy o McDonalda albo inny cudowny przybytek i tak wrzucamy na ruszt kilka hamburgerów i popijamy colą... Bardzo dobre zagranie... po ćwiczeniach organizm przyswaja dwa razy szybciej, więc ma czym gospodarować... BRAWO!
Podsumowując...kochani:
Aby osiągnąć efekt, na jaki czekamy, potrzebne są regularne ćwiczenia, przez co najmniej trzy miesiące.
Tydzień czy dwa to - uwierzcie - zbyt mało.
Po drugie zbilansowana dieta - to sformułowanie nie oznacza McDonalda po treningu...pamiętajcie - po treningu pijemy tylko wodę, ewentualnie herbatę bez cukru...
By był efekt nie trzeba się wcale głodzić ani uciekać do drakońskich ćwiczeń.
Wystarczy jedna zasada:
Być uczciwym i rzetelnym w tym co się robi, a tak w ogóle to pamiętajcie - we wszystkich swoich działaniach - o tej prostej zasadzie.
Więc kochani, jeśli macie trochę swoich niedoskonałości i postanawiacie je zamaskować na lato, to czas zacząć, a ja trzymam za was kciuki.
Pamiętajcie - jeśli wam się nie uda od razu, to trzymajcie się … próbujcie, a ja trzymam za was kciuki.
Powodzenia!

niedziela, 11 marca 2012

Ideał ?


Kto z nas nie chce dobrze wyglądać?
Każdy człowiek pragnie być pięknym...
Dokładnie każdy.
W poszukiwaniu tego ideału często tracimy gdzieś siebie...
Czym jest piękno?
Gdyby się nad tym zastanowić głębiej, to nie ma prostej definicji tego pojęcia.
Dla jednego ideałem będzie Mona Lisa, dla innego Wenus z Willendorfu...i paradoksalnie każdy będzie miał rację.
Więc czym jest piękno?
Czy pięknem nazwiemy szczupłą sylwetkę, długie blond włosy, długie nogi i rozmiar stanika 75 D?
Być może.
Jednak może pięknem nazwiemy 164cm. wzrostu, lekko okrągła sylwetka, czarne oczy i długie czarne włosy?
Jak więc widzicie, w zależności od rozwoju cywilizacji i tego, kim jesteśmy, zależy nasz pogląd na to, co nazwiemy pięknem.
Takie mamy poglądy na piękno - na to, czego tak naprawdę nie jesteśmy w stanie uchwycić.
Nawet artyści - w zależności od epoki - próbowali uchwycić piękno w swych obrazach, a szczególnie w portretach.
Dziś piękno najczęściej jest uchwycone przez obiektyw aparatu i udoskonalane przez fotoshopa.
Piękno - to zewnętrzne, takie powierzchowne - jest dostrzegane przez wszystkich... musicie się ze mną zgodzić.
Który z panów nie obejrzy się za wysoką, szczupłą blondynką, idąca w szpilkach i krótkiej spódniczce?
Która z pań nie obejrzy się za wysokim brunetem o atletycznej budowie ciała?
Pewnie każda zerknie …
Ale czy to na pewno jest piękno, takie na które warto zwracać uwagę...
Zapewne jest to jeden z elementów piękna, najważniejszym elementem na pewno jest to, kim jesteśmy.
Jacy jesteśmy...może ile książek przeczytaliśmy, a nie jak gruby mamy portfel?
Może to, jak traktujemy innego człowieka, jest naszym pięknem?
Może to, co robimy i jak robimy w życiu, jest naszym pięknem...
Może warto zadać sobie takie pytanie, i szczerze i uczciwie sobie na nie odpowiedzieć...

sobota, 10 marca 2012

Lorax


Byłam dziś w kinie, i muszę wam powiedzieć, że polecam film Lorax w reżyserii Chris Renaud . Film jest świetny...
Lekka, opowieść o świecie bez drzew, ukazująca przyczynę życia w plastikowym świecie pozbawionym czystego powietrza, śpiewu ptaków, kolorowych kwitnących kwiatów. W świecie w którym powietrze kupowane jest w plastikowych butelkach i płaci się za nie miesięczny abonament.
To film o przyszłości jeśli nie zmienimy swojego postępowania w lekki i przyjemny sposób pokazuje dzieciom …, no i nie tylko im jak ważna jest symbioza z przyrodą. Ile zależy od nas.
Z czystym sumieniem polecam ten film dla wesoły odjazdowy wieczór rodzinny.
A teraz powiem wam co mnie urzekło najbardziej w tym filmie....niesamowite drzewa, tak baśniowe, kolorowe cudowne...wyglądały jak owocowa wata cukrowa..,aż chciało się je schrupać.

czwartek, 8 marca 2012

Rozmyślania...


Kochane Panie, na wstępie życzę wam...
No, czego mogę wam życzyć...?
Słońca w serduszkach,
Przyjaźni prawdziwej,
miłości spełnionej,
portfela pełnego,
marzeń spełnienia
i wszystkiego co sobie pomyślicie by się wam spełniło...
Z okazji Waszego , naszego święta.
.................................************............................................
Dawno, temu...no może przesadziłam , nie tak dawno, ale kilka lat wstecz
stanęłam przed pewnymi wyborami, przed pewnymi dylematami życiowymi, nad którymi musiałam się pochylić i jakoś z tego bagienka wyczołgać się.
Mówią że co nas nie zabije to nas wzmocni....pewnie tak.
Teraz mogę powiedzieć, że tak nie zabiło lecz wzmocniło, ale wtedy to myślałam , że łatwiej było by odejść z tego świata- niż żyć.
Macie czasem wrażenie że zabieracie tlen innym...ja tak miałam, i co gorsze to uczucie czasem wraca do mnie .
Wtedy zastanawiam się jak to było wtedy i staram się nie poddawać, ale każdy z nas ma zapewne lepsze i gorsze dni..
Na pewne są dni gdy świat jest czarno -białą fotografią , ludzie mijający nas w naszym własnym domu stają się ludźmi o nie znanych twarzach.
Kurcze jak wtedy jest trudno żyć.
Jaki świat jest smutny i bez wyrazu, bez jakichkolwiek emocji, każdy staje się bezosobową marionetka na scenie teatru_Życie_.
Co kieruje naszym życiem?
Co, a może ?
KTO
No jeden by powiedział że Bóg kieruje naszym życiem ale czy ateista zgodzi się z taka opinią...pewnie nie.
Kurcze nie raz ludzie mówią że jesteśmy kowalami własnego losu...ale czy na pewno?
No też kurcze nie do końca...
nie wszystko zależy od nas.
Ile razy zastanawialiśmy się dlaczego czegoś nie możemy osiągnąć . Przecież z naszej strony zrobiliśmy wszystko co możliwe, najlepiej jak potrafimy..a jednak nie udało się , bo pani jakaś która miała gdzieś zadzwonić nie zadzwoniła bo ktoś miał zrobić coś i tego nie zrobił więc okazuje się, że człowiek jest jednostką zależna ...uzależniona od innych jednostek i powiedzenie że jesteśmy kowalami własnego losu nie jest do końca prawdziwe...
w takim układzie, kto lub co jest odpowiedzialne za nasze sprawy za to, że nam się uda lub nie?
Anioły, duchy a może gwiazdy?
Kiedyś królowie mieli swoich osobistych astrologów...i korzystali z ich usług często..gdy rodził się następca tronu, gdy była wojna.
No to może w gwiazdach zapisana nasza droga...hm
Pewnie nie jeden by się z tym nie zgodził.
To bardzo ciekawe zagadnienie...
To może mamy Anioła. Który nas prowadzi...hm ale anioły to boskie stworzenia więc pewnie też nie?
No to jak to jest?
Ja wam powiem jak ja to widzę...
Jest sobie osoba , która musi w coś wierzyć, bo taka nasza psyche.
I jest nasze ja-życie ...byt w którym jemy pracujemy i śpimy, mamy swoją moralność i etykę.
Musimy mieć zbiór praw odnośnik postępowania.
Bo inaczej nie dajemy rady.
Czy to takie prawo pisane czy nie pisane to nie istotne, ważne by było zgodne z tym co czuje nasze serce..i jak robimy coś z sercem, coś z miłością to wtedy nam się udaje(choć zaczynam wątpić ) ale umówmy się ze jeszcze wierze ...
Mocno...
jeśli otoczymy się ludźmi takimi jak my, żyjącymi zgodnie z zasadami i robiącymi wszystko z sercem to wtedy odniesiemy sukces w innym przypadku nie ma szans...

środa, 7 marca 2012

Patrzę.


Dlaczego ludzie wymagają od nas patrzenia swoimi oczyma?
Ja tak nie umiem, nie umiem patrzeć w jednym kierunku i to jeszcze nie swoimi oczyma.
Są w naszym otoczeniu ludzie ,którzy wymagają od nas takiego samego spojrzenia na świat, takich samych decyzji, ogólnie tak jak oni chcą...nie męczą was tacy ludzie?
Ja zdecydowanie mam dość.
Czy nie mamy wolnej woli, by podejmować decyzje samemu, jak pytamy kogoś to nie po to by dał nam rozwiązanie gotowe tylko by nas wysłuchał , spojrzał na temat z innej strony. To wcale nie znaczy że ja zrobię tak jak on by zrobił.
To tylko znaczy że szukam drogowskazu...miejsca zaczepienia, nowych rozwiązań . Mogę oczywiście zgodzić się z rozmówcą , ale nie muszę.
No właśnie, ale czy dla tego jestem złą przyjaciółką?
No kurcze chyba nie?
Potrzebujemy patrzeć oczyma swojej duszy nie cudzej, wtedy czujemy sercem i postępujemy słusznie zgodnie ze swoim sumieniem i światopoglądem.
Trzymajcie się miłego wieczoru....

wtorek, 6 marca 2012

Uśmiechij się...



Macie czasem wrażenie,że jesteście niepoprawni?
Że nie pasujecie do swojego otoczenia i zawsze idziecie pod prąd?
Ja mam wrażenie, że taka jestem...
Hm....
Może nie?
Nie...jednak chyba jestem już dinozaurem, gatunkiem który wyginął...

No tak zawsze pod wiatr..ciekawe czemu, może dlatego, że lubię wyzwania?
Nie lubię obniżać sobie poprzeczki...zawsze ją podnoszę i powiem wam, że to z jednaj strony dobrze, a z drugiej nie bo od ludzi wymagam też więcej i często dostaję coś zupełnie nowego...
Czy macie wrażenie, że czasem ludzie wychodzą z założenia, że tyle wystarczy?
Ja dość często.
Ile razy wchodząc do sklepu Pani potraktowała was na zasadzie
CZEGO?
No pewnie nie raz...
Panie smutne w sklepach stojące , jak wchodzimy do sklepu to patrzą na nas i odliczają sekundy kiedy wyjdziemy...Macie takie wrażenie.
Panie które są zainteresowane sprzedażą, można na palcach policzyć...no chyba zgodzicie się ze mną?
Chyba że...? No właśnie chyba, że za ladą stoi właściciel...to zupełnie zmienia postać rzeczy...
Wtedy to mamy obsługę jak w butiku Armaniego.
Czy można Pani podać a może inny kolor?
Rozmiar nie ten...zamienimy. Proszę spokojnie sobie przymierzyć...może do tego apaszkę albo pasek?
Kurcze nie macie wrażenia, że w Polskim społeczeństwie nie ma etosu pracy, że zginął i nie liczni mogą się nim poszczycić, tak naprawdę to ludzie którzy są zatrudnieni czują się nie docenieni i mówią : Jaka płaca taka praca, właściciel czuje się oszukany no i po części go rozumiem bo jak zapłaci wszystkie opłaty w miesiącu to nie bardzo ma czym porządzić, i koło się zamyka.
I tak dzięki takim zależnościom my klienci często też nie kupujemy bo nas smutne panie przerażają.
Pracodawca nie zarabia , a smutna Pani nadal mało zarabia.
Mam taki sklep , do którego już nigdy chyba nie pójdę.
Naprawdę .
Po prostu panie są tak smutne i tak cudownie uprzejme że po wejściu do sklepu
czujemy się jak byśmy chcieli zwinąć coś ze sklepu. Gdy poprosimy o pokazanie jakiegoś fasonu....zapomnijmy nigdy nie będzie naszego rozmiaru.. dacie wiarę nigdy nie ma 34, to bardzo popularny rozmiar prawda?
Przecież każda z nas nosi 34...Hm
No właściwie to super nie?
Mamy super zdrowe społeczeństwo...
Kurcze czemu nie można wejść do sklepu i usłyszeć...
Dzień dobry
Czym mogę służyć, albo coś w tym stylu...
Jaki rozmiar 34 ...proszę bardzo nie taki kolor a jaki Pani preferuje....Oj przykro mi ten kolor się skończył ale może mogę zaproponować sprowadzenie takiego jak panią interesuje...
Czy nie lepiej by się nam żyło Gdyby rano kupując bułkę i jogurt do Pracy Pani za ladą uśmiechnęła się....
Nie fajniej by było gdybyśmy wychodząc ze sklepu powiedzieli pani,która nam sprzedała bilet Miłego dnia...
Zastanówcie się nad tym...może możemy się zmienić ...a wtedy może otoczenie spojrzy na nas też inaczej... a jeśli nie to trudno, ale zawsze warto próbować
Co z nas robi cywilizacja?
Roboty, z twarzami ...

poniedziałek, 5 marca 2012

Myśli...





Piszę do ciebie,kiedy słońce na niebie
Piszę do ciebie gdy wiatr mroźny hula pomiędzy gałęziami drzew.
Piszę do ciebie , z daleka...
Gdy jedziesz w świat daleki...
Piszę do ciebie, bo mi brak...Ciebie
Piszę do ciebie, pijąc filiżankę kawy osłodzonej łzami tęsknoty.
Piszę, bo zaczynam rozumieć …

Piszę do ciebie, gdy życie traci kolory...
Piszę gdy tracę kawałek siebie.
Wierzę że jesteś gdzieś blisko, a jednak tak daleko.
Oszukuję swoje zmysły zapachem twojej poduszki, mokrej od łez tęsknoty.

Wiem jak trudno, powiedzieć prawdę.
Wiem jak trudno przyznać się do błędu.
Wiem jak trudno wierzyć bezgranicznie.
Wiem jak trudno powiedzieć kocham.
Ale też wiem że najtrudniej pokazać, że się kocha.

Jak trudno patrzeć w przyszłość.
Jak trudno pomalować na nowo świat.
Jak trudno być Herkulesem miłości,
Zdobywać niezdobyte
Zwyciężać niezwyciężone

Ile można dać za uśmiech?
Ile można oddać za dotyk?
Ile ?

niedziela, 4 marca 2012

Kobietą być.



Być kobietą…
...tak...
Być kobietą, która z nas nie chciałaby być księżniczką i nie marzyła o księciu?
Książę miałby jeździć na białym rumaku i mieć piękne królestwo. Każda z nas chciałaby, aby książę uratował ją przed bestią złą wiedźma czy innym mitycznym stworem...
Jak byłam mała, też marzyłam o księciu z bajki...
Dziś wiem że życie to nie bajka i przystojny książę przybywa, tylko nie zawsze wtedy, gdy byśmy chciały.
Tak, wiem… marzyć trzeba i ja się z tym zgadzam.
Marzę codziennie.
Kiedyś marzyłam o księciu z bajki, a teraz marzę o wyprawie do Barcelony.
Bo księcia z bajki już mam...
Ale nie o tym chciałam wam powiedzieć... chciałam wam powiedzieć, że cudownie jest być kobietą.
Kobietą rozumianą, kochaną, docenianą...
Zgodzicie się ze mną, prawda?
Jak miło słyszeć od ludzi, że się jest wyjątkową, czasem nawet można usłyszeć piękną, mądrą...
Każda z nas wtedy może góry przenosić...prawda?
Bo powiem wam coś, dziewczyny... kobiety i kobietki... my wszystkie jesteśmy piękne i mądre.
Niech sobie mówią, co chcą, ale tak jest.
Wszystkie te, które wkładają szpilki i rano biegną do biura i te, co w domu pielęgnują dzieci...te, co życie poświęciły karierze i te godzące karierę z domem.
Kochane kobietki, bez nas świat nie istnieje - jesteśmy słońcem w życiu naszych Panów.
Pamiętajcie o tym.
Zawsze.
Kochane moje! Jestem - tak jak wy - zwyczajną kobietą, taką, która godzi dom i pracę.
Taką co krzyczy, czasem jak jest źle.
Wtedy zaszywam się w swojej skorupie i płaczę... tak... płaczę...
Czasem jestem zła.
Jak każdy.
Nieraz pokłócę się z moim księciem, ale to chyba tak w normie.
Jedno wam powiem, że marzę codziennie, codziennie zwiedzam w swych myślach Barcelonę.
Miejsca z mojej ulubionej książki...
Oczyma wyobraźni widzę Cmentarz Zapomnianych Książek, księgarnie Sempre i te wąskie długie tajemnicze uliczki.
Być marzącą KOBIETĄ...
JEST CUDNIE!
Nie rezygnujcie z marzeń.
Panowie! wy też nie rezygnujcie nigdy ze swoich księżniczek i marzeń.

piątek, 2 marca 2012

Matka wszystkich nauk.


Szczęście, zastanawialiście się co to jest?
Czy to stan ducha?
Pewnie tak, gdyż z naukowego punktu widzenia szczęściem nazywamy emocje, spowodowaną doświadczeniami ocenionymi przez osobnika jako pozytywne. Można by dodać jeszcze, że z psychologicznego punktu widzenia można podzielić szczęście na rozbawienie i zadowolenie.
Od starożytności już próbowano wytłumaczyć ten dziwny stan świadomości...

Filozofowie, tacy jak Sokrates, dociekali istoty i natury szczęścia. Zadawali sobie pytanie, jak je osiągnąć i czym naprawdę jest. Niektórzy uważali, że szczęście w życiu ziemskim jest nieosiągalne, jest jednak nagrodą w życiu po śmierci.
Arystoteles uważał że tylko człowiek myślący, filozof , mąż stanu mogą osiągnąć stan szczęścia, gdyż człowiek jest istota myślącą i tylko to mu daje szczęście.

Jedni uważali, że można osiągnąć szczęście korzystając z życia, inni że ten wyjątkowy stan osiągniemy tylko dzięki sile charakteru, natomiast według Tomasza z Akwinu szczęście to stan bezpośredniego kontaktu z Bogiem.
Z biegiem czasów i za każdym dotykiem dłoni, lat i wieków pogląd na szczęście zmieniał się jak można by powiedzieć, że emancypował, stan ten stał się dla każdego żyjącego osobnika czymś innym.

Pewna Pani, mam nadzieję że się nie obrazi...
Abrahama Maslowa - amerykańska psycholog – uważa, że nasze szczęście zależy od tego, czy zaspokajamy potrzeby.
Jeśli jesteśmy w stanie zaspokoić potrzeby fizjologiczne, takie jak głód, pragnienie, sen, uczucie ciepła, czy też potrzebę bezpieczeństwa, przynależności , miłości i samorealizacji będziemy szczęśliwi..., ale czy na pewno?
No to chyba tyle naukowego wstępu.
Wydaje mi się, że te naukowe wywody nie do końca są słuszne, może niektóre faktycznie są jakby, może inaczej, są składowymi szczęścia - takimi składnikami do super tortu.

Wyobraźcie sobie, że pieczecie ciasto „Szczęście” .
Co tam dodacie?
Jakich ingredientów użyjecie?
Ja na sto procent dodam mnóstwo miłości i zrozumienia, przynajmniej 1 tonę wiary w ludzi, dużo gotowania, pracy rysowania wszystkiego, co lubię. Do tego rodzina, udane życie, kasa, wycieczki piesze i z wykorzystaniem przeróżnych środków lokomocji, wizyty w muzeum, książki, dobre jedzenie...
Chyba zabrakłoby kartki, ale czy to wszystko, o czym piszę, daje szczęście?
A jak czegoś zabraknie?
No jak zabraknie – powiedzmy - zrozumienia?
Już nie będziemy szczęśliwi...

Oczywiście nie bez znaczenia są również inne parametry - według niektórych neurologów szczęście pozostaje w ścisłym związku z poziomem serotoniny w synapsach jąder szwu, a także dopaminy w jądrze półleżącym oraz endorfin. Jako dowód przytacza się odczuwane szczęścia pod wpływem substancji dopaminergicznych, serotoninergicznych oraz agonistów receptora opioidowego (cokolwiek to oznacza..).

Według niektórych szczęście osiągamy wtedy, gdy mówi do nas wewnętrzna motywacja, gdy robimy to, co chcemy. Wtedy, gdy koncentrujemy się na czynności, a nie na wynikach.
Dlatego tez poczucie szczęścia jest łatwiejsze do osiągnięcia, wtedy gdy żyjemy w zgodzie ze sobą, a nie z narzuconym wyścigiem cywilizacji.
Pamiętajcie o tym...


Za dwadzieścia lat bardziej będziesz żałował tego, czego nie zrobiłeś, niż tego, co zrobiłeś.
Więc odwiąż liny, opuść bezpieczną przystań.
Złap w żagle pomyślne wiatry.
 Podróżuj, śnij, odkrywaj ”.
                                                                                              Mark Twain