Październik
to miesiąc
półmaratonu
Szakala.
Rok
temu debiutowałam
w tym biegu, a ten rok miał
pokazać
przede wszystkim, w jakim stopniu udało
się
poprawić
swoją
kondycję.
Ale
od początku.
Gdy
w zeszłym
roku ukończyłam
ów półmaraton,
postanowiłam,
że
to wydarzenie biegowe wpisze się
na stałe
do mojego kalendarza.
Tak
więc
wyczekiwałam
startu zapisów na „Szakala”, mniej więcej
tak samo, jak na półmaraton
Dwóch Mostów w Płocku.
Gdy
ruszyła
rejestracja, od razu się
zapisałam.
Do
października
długo
trzeba czekać,
ale biegałam
w różnych
imprezach biegowych.
Nareszcie
nadszedł
16 października,
sądny
dzień...
Nikomu
się
nie przyznawałam,
ale bardzo chciałam
pokonać
trasę
„Szakala” w czasie krótszym, niż
1:50, takie moje założenie.
Wiedziałam,
że
trasa ciężka,
że
będzie
trudno, ale jakoś
musiałam
dać
radę,
dla siebie.
Gdy
pomyślałam,
że
tydzień
przed tym tak ważnym
biegiem nie mam czasu, by zrobić
trening, chodziłam
struta i wściekła.
Ciężko
było
ze mną
wytrzymać...niemal
jak ze ćpunem
na głodzie.
Do
Arturówka dojechaliśmy
z Madzią
i Alkiem.
Kochani!
Nie wiem, który to już
bieg, na który wieziecie mnie i całą
moją
rodzinę.
Serdecznie wam dziękuję.
Dojechaliśmy,
odebraliśmy
pakiety startowe i każdy
gdzieś
poszedł.
!
1,5
km rozgrzewki.... Pierwsze 200 metrów było
dość
ciężkie,
lecz później
jakoś
tak fajnie mi się
biegło...
pomyślałam,że
fajnie by było,
gdyby tak komfortowo pobiec cały
dystans półmaratonu,
ale cóż,
taki wyczyn chyba jest nie do wykonania.
Gdy
biegałam
swoją
rozgrzewkę,
napotkałam
na ścieżkach
moją
córkę,
która wędrowała
z Mirkiem, biegającym
nami na NR.
Start
coraz bliżej,
wcześniej
wizyta w toalecie, a w drodze powrotnej spotkanie z osobistym
trenerem.
No
a jak spotkanie z osobistym trenerem, to wytyczne do biegu …
Kiedy
usłyszałam
wytyczne, przez moją
głowę
przeleciała
myśl,
że
po 10 km umrę
na trasie, albo w optymistycznej wersji zejdę
z trasy.
Dwunasta.,
Startujemy....poszły
kobiety!
Biegnę.
...mijają
mnie... - Niech sobie biegną.
- myślę,
- ja biegnę
po swojemu...
Na
początku
pod górkę,
później
troszkę
z górki i znów w górę
...na zakręcie
stoi Michał.
Krzyczy:
- Biegnij!
Biegnę,
ale głowę
mam pełną
obaw...jak to będzie.
Czy uda mi się
czy nie …
Przy
stawach mama z dzieckiem na spacerze.
Widzi,
że
biegną
ludzie, lecz zamiast wziąć
dziecko za rękę,
pozwala, by dzieciak biegał
od jednego brzegu alejki do drugiego.
Nie
wiem jak go wyminąć,
a na alejce są
śliskie
kamienie, biegnie się
nie wygodnie.
Nagle
dzieciak wyrasta przede mną,
wpadam na niego,na szczęście
łapię
równowagę
i dzieciaka.
Mamusia
mówi coś
do dziecka, ale ja już
nie wiem, co, bo już
biegnę
dalej z podniesionym ciśnieniem.
Dobrze,
że
udało
się
wyhamować,
inaczej dzieciak i ja pozostalibyśmy
bez zębów....
Przede
mną
biegnie dziewczyna w niebieskiej koszulce z napisem Cecylia...
doganiam ją
i biegnę
chwilkę
przed nią,
ale w mojej głowie
rodzi się
plan, by biec za kimś,
na 10 kilometrze dziewczyna mnie dogania i biegnie przede mną.
Mogłabym
ją
wyprzedzić,
bo czuję,
że
mogę,
ale zaraz wąwozy,
więc
po co … nie ma sensu.
Na
górce zrównujemy się.
Ale
nadal po zbiegu Cecylia prowadzi.. niech prowadzi, trzymam się
jej, bo ma całkiem
niezłe
tempo. Biegnie mi się
dobrze, więc
postanawiam ją
mieć
na oku, ale jednak biec za nią.
Na
dwunastym kilometrze mija mnie Mariusz...
Krzywda...!
Wszyscy
mnie mijają,
a przecież
wybiegli później.
Zastanawiam
się,
kto mnie jeszcze nie wyprzedził...
Nie
mam pojęcia.
Chyba
wszyscy dziś
biegają
szybciej niż
ja.
No
trudno, trzeba się
z tym pogodzić.
Biegnę
dalej osiemnasty kilometr, jeszcze trzy...
-
Dobrze! - pomyślałam.
Przyspieszam,
udaje mi się
wyprzedzić
Cecylię.
Dostaję
jakieś
dziwnej mocy w nogach – biegnę
bardzo szybko.. czuję,
że
zasuwam.
Nie
wiem jakim tempem, ale biegnę.
Już
mnie Cecylia nie dogania, mijają
mnie jeszcze panowie, ale biegnę.
20
kilometr... jest! Jeszcze tylko jeden.
Widzę
już
metę...
jeszcze kilka metrów... wow... jest! Na zegarku 1:49:57.
Udało
się
osiągnąć
cel.
Na
mecie moje dziewczyny...
...Wody!!!
Wody!!!
Medal
na szyi, a teraz czas odebrać
jedzonko i koszulkę.
Gdy
udało
nam się
ogarnąć
już
wszystkie związane
z biegiem miłe
formalności,
rozpoczęliśmy
piknik na schodach.
Były
banany zakupione przez Madzię
i Alka, było
ciasto i zdjęcia,
które pstrykali dziś
Madzia i Krzysio.
V
Półmaraton
Szakala uważam
za udany i zakończony...
Muszę
się
jeszcze pochwalić.
Otóż
mieliśmy
trzecie miejsce w kategorii mężczyzn
M30 i trzecie miejsce drużynowo....
Daniel
Romanowicz zajął
drugie miejsce w swojej kategorii wiekowej...
Jako
drużyna
daliśmy
radę.
Wracamy
za rok i walczymy o nowe nagrody.
Zabawa
była
przednia i kolejny raz udowodniliśmy,
że
potrafimy nie tylko biegać,
ale też
śmiać
się
i świetnie
bawić
:)
Dzięki,
że
jesteście
:)