sobota, 4 października 2014

Powrót :)

Planowałam to już jakiś czas temu... i co?
Nadchodziła sobota nie udawało się :(
Ponieważ mój Maciek nie wrócił do domu w piątek, postanowiłam iść na parkrun.
Miałam w planie trening 16 km, więc do parku mam 5, z parku tyleż samo i 5 z biegaczami w parku... a moja decyzja została podbudowana super fundamentem w postaci światowego dnia parkrunu i bicia rekordu Guinnessa.
Wstałam wcześnie :) Ubrałam się, zjadłam śniadanko i wypiłam małą czarną.
Gotowa do biegania :)
Wystawiłam głowę za drzwi - zimno :) Oj zimno, może trzeba się wrócić i dozbroić.
...ale myślę: ...nie... w zasadzie nie, przecież biegnę.
Pierwsze 5km do parku pokonałam w samotności :)
Dotarłam do parku, a tam już zbierają się biegacze, witają :) przybijają piątki, uśmiechają się. Nawet jest pan Rower, czy jakoś tak... nazywa się właśnie tak kawiarnia na rowerze.
Można kupić sobie kawę , herbatę
Fajnie, że wpadł.
Spotkałam Grzesia, Janusza, Roberta, Tygrysice też się pojawiły.
Później, gdy już zrobiłam rozeznanie, okazało się, że znajomych jest co niemiara.
Oczywiście nie zabrakło również Doktorka, który jak zawsze stał na posterunku i pstrykał wszystkim fotki.
Około dziewiątej stanęliśmy na starcie i po „ogłoszeniach parafialnych” wystartowaliśmy.
Wszyscy ruszyli jak burza i biegli szybko, a ja postanowiłam sobie tak biec jak na treningu, no może ciutek szybciej.
Jedno okrążenie, na drugim padła Mp3, drugie okrążenie, biegnę sobie, mijam ludzi...
Ktoś krzyczy: Dawaj Kaśka! Jesteś trzecia!
- Co? Myślę – Trzecia...? … jak to możliwe w takim ślimaczym tempie, ale biegnę dalej.
Po finiszu ustawiam się w kolejce z kodem do zeskanowania, za mną staja kolejni biegacze.
Nagle jakiś pan podchodzi do mnie i mówi „ Goniłem panią, ale mi się nie udało ''
Tak stoję i myślę: Jak to, gonił mnie i nie dogonił , jak to...? Niemożliwe.
Po zeskanowaniu kodu Doktorek pstryknął nam fotkę z Szymonem – Szakale nas nie gryzą.
Postanowiłam pożegnać się ze starszyzna klubową i uciekać do domu :)
Po przebiegnięciu w drodze powrotnej kilometra jakiś pan na rowerze wyprzedza mnie i mówi:
- Jak to? 5 km w parku i jeszcze biegniesz...?
- No biegnę... - odpowiadam - na dziś mam zaplanowane 16 km.
Popatrzył na mnie, uśmiechnął się i pojechał nie dowierzając.
Potem spoglądał na mnie jeszcze kilka razy :)
Dobiegłam do domu, wzięłam prysznic i rozpoczęłam nowy dzień :)
Początek dnia uważam za udany :) Wizyta w Parku Poniatowskiego, spowodowała, iż na mojej twarzy pojawił się uśmiech, który moje dzieci troszkę starły później.., ale początek dnia pozytywny:)
Ludzie nareszcie uśmiechnięci. Dziś niekoniecznie liczy się tylko wynik, ale ważniejsze, by uścisnąć dłoń, uśmiechnąć się.
Stanąć i pożartować :)
Dziś Parkrun zyskał nowe oblicze w moich oczach... będę częstszym bywalcem tej fajnej imprezy biegowej i mam nadzieję, że mój Maciek również będzie pojawiał się ze mną :)
Dziękuję wszystkim biegaczom, którzy byli dziś w Parku Poniatowskiego i wspólnie podjęli trud pokonania 5 km pięknymi, pomalowanymi przez panią jesień alejkami parku :)
Park wyglądał naprawdę uwodzicielsko, korony drzew pomalowane w ciepłych barwach, a pomiędzy nimi promienie porannego słońca... magia :)
Uwierzcie mi, a jeżeli mi nie wierzycie, to wpadnijcie za tydzień i sami sprawdźcie :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz