Ten
weekend był planowany chyba z pół roku wcześniej, więc gdy
dowiedziałam się, że nie wszystko idzie zgodnie z planem, to ci co
mnie znają, mogą sobie wyobrazić co się działo.
Ale
zacznijmy od początku....
W
poniedziałek mój Maciek pojechał do słonecznej Italii, miał
wrócić w piątek.
W
sobotę mieliśmy wsiąść do samochodu Alka i Madzi i razem podążać
ku Grodzisku Wielkopolskiemu.
Plany
zostały mocno naruszone, gdyż Maciek. mój kochany małżonek,
którego w danym momencie miałam ochotę udusić, miast wrócić w
piątek, wróci w sobotę …
No
cóż, gdyby nie godzina powrotu, to nie byłoby problemu, ale
godzina powrotu zmieniała się jak nastrój kobiety w ciąży...
Na
sam koniec pojechałam sama, a mój mąż miał jakoś dojechać.
Pociąg...
autobus... obojętnie ….
O
pierwszej wsiadłam do samochodu i rozpoczęliśmy podróż na
półmaraton „Słowaka''...
Madzia
za kółkiem, świetna muza i wizja super spędzonego weekendu :)
Do
Grodziska dojechaliśmy bez problemu, w świetnych humorach.
W
hotelu na dzień dobry powitały nas trzy znajome twarze, Madzia
Ziółek, Maciek Jagusiak, Michał i przyjaciel Maćka - Dawid.
Odebraliśmy
pokoje, zacumowaliśmy w nich i udaliśmy się na piwo.
Wszyscy
piwo, a ja soczek jabłkowy...kolorem nie różni się od piwa i jest
nie gazowany.
Po
opróżnieniu kufelków i szklaneczki udaliśmy się po odbiór
pakietów startowych.
Na
hali sportowej nawet nie było dużo ludzi.
Szybko
odebrałam swój pakiet i Maćka.
Udawałam
się do wyjścia, a tu nagle Magda krzyczy, bym przyszła do niej...
...idę,
a tam niespodzianka - jeszcze jeden pakiet... wooow to pierwszy bieg,
w którym otrzymałam dwa pakiety startowe i to super pakiety.
Po
powrocie do hotelu poszliśmy na wykłady, myślałam, że będą to
wykłady związane z branżą, ale okazało się, że prowadzą je
Alek i Maciek i są to wykłady o sporcie.
O
tym, jak trenować bez kontuzji i jakie fajne mogą być narty, z
których wcale nie trzeba rezygnować latem, bo jest już ich letni
substytut.
Po
wykładach była kolacja, pyszna sałatka grecka i mega grzanki,
których wciągnęłam nie wiem ile - były tak dobre, że nawet idąc
po Maćka na stację kolejową zwinęłam dwie na drogę. Za
łakomstwo oczywiście zapłaciłam zgagą, gdyż był w nich
czosnek, ale i tak to były najlepsze grzanki, jakie jadłam do tej
pory :)
Po
zlokalizowaniu stacji kolejowej, dzięki uprzejmości starszego
jegomościa z hotelu, razem z moją towarzyszką – klubową torpedą
- udałyśmy się na miejsce przeznaczenia.
Dotarłyśmy
na dworzec szybko i bez problemu, nawet jeszcze czekałyśmy na
pociąg, którym jechał Maciek.
W
końcu przez głośniki zostało zapowiedziane „pendolino” Maćka.
Podjechało
na peron, wysypali się z niego ludzie a wśród nich mój Maciek....
Gdy
mnie zobaczył ciepnął torbę i podbiegł do mnie, przywitał się
ze mną i Madzią i podjęliśmy drogę powrotna do hotelu.
W
czasie podróży zadzwonił do nas nasz menadżer – Monika i
poinformowała, że czekają na nas w hotelu, by udać się na
koncert.
Biegiem,
prawie... bez przesady, ale szybciutko dotarliśmy do hotelu,
zgruzowaliśmy torbę i poszliśmy ...
Na
miejscu okazało się, że koncert jest średniej jakości, ale
ludzie, którzy go słuchali, świetnie się bawili, my w zasadzie
też świetnie się bawiliśmy, każdy w ręku dzierżył kubek z
napojem chmielowym, to znaczy uzupełnialiśmy płyny przed
półmaratonem, Maciuś ładował dodatkowo węgiel, czyli spożywał
szaszłyk spalony na ruszcie... Humory wszystkim dopisywały. Po
opróżnieniu kubeczków i przygotowaniu mięśni twarzy i brzucha do
jutrzejszego biegu, udaliśmy się do hotelu, by odpocząć.
Szybka
kąpiel i do łóżeczka.
Rano
wstałam o 6:00, zjadłam batona, banana i wypiłam szota.
Maciek
też już nie spał.
Ubraliśmy
się, umyliśmy i mieliśmy schodzić na śniadanie, gdy Madzia
powiedziała, byśmy gnali na śniadanko, bo zaraz nie będzie co
wszamać...
Wychodząc
z pokoju spotkaliśmy Miśka i Pana Jagodę, udaliśmy się razem na
śniadanko, na dole powitaliśmy siedzące przy stoliku Monikę i
Madzię.
Szybko
zmieniły stolik kiedy nas zobaczyły i spożyliśmy śniadanie w
super gronie, ze świetnymi humorami.
Nasyceni
poszliśmy do pokoju, by już przygotować się do biegu. Nie
ukrywam, że byłam przejęta tym biegiem...
Na
start dotarliśmy z Alkiem i Magdą.
Zrobiłam
rozgrzewkę z Magdą i Maćkiem.
Zrobiliśmy
sobie grupową fotkę pod biegaczem :)
I
udaliśmy się na start.
Honorowy
przemarsz na rynek w eskorcie orkiestry. To jedno z niewielu przeżyć,
których się nie zapomina na długi czas.
Do
startu parę minut - ustawiłam się na starcie z Madzią i Maćkiem
na 1:50 -1:55
Wystrzał
z armaty i start... rozpoczęłyśmy bieg, a tu obok za barierkami
dwie laski - jedna biegaczka, druga nie - zaczęły się
bić...panowie stojący za nami stwierdzili, że nie biegną, bo tu
jest lepsza impreza.
Pobiegliśmy,
szybko rozstałam się z Madzią i Maćkiem.
Ale
chciałam realizować swój plan...
Równym
tempem 5:10, 5:15 Do 5 km biegłam przed balonikami na 1:50, od 5
kilometra o przyspieszyłam.
Ale
nadal trzymałam swoje tempo... Ludzie mnie wyprzedzali, ale ja
biegłam swoje, dobiegłam do agrafki, tam na samym końcu zobaczyłam
Pana Jagodę i Monikę.
Pomyślałam
wtedy, że nie dogonię ich.
Biegnę
nadal swoje, bo gdzieś w tyle głowy mam lęk, że nie dam rady.
Pierwsze kółeczko zaliczone...
Drugie
kółeczko czas zacząć, patrzę na zegarek i widzę że nie jest
źle - czas jakby taki, jak zakładałam... dobiegam do agrafki,
szukam Moniki, ale nie widzę jej, dobiegam do końca i patrzę -
jest Monia z Maćkiem, myślę sobie:
-
...może się uda ich trochę dogonić.
W
głowie rodzi się pomysł, śmiały jak na mój gust, ale podejmuję
próbę, starając się utrzymać tempo 5 minut na kilometr, zaczynam
gonić Pana Jagodę, przed oczami mam cały czas koszulkę z napisem
JAGODA.
Na
ostatnim kilometrze zbliżam do Moniki na 100 metrów, nie udaje mi
się jej dogonić... wbiega na metę przede mną.
Otrzymuję
medal i wodę mineralną.
Udaję
się do miasteczka biegacza.
Chwilkę
odpoczywam i idę z powrotem na metę, poczekać na mojego mężusia.
Na
mecie w międzyczasie pojawia się Madzia, bardzo zadowolona, bo
udaje jej się złamać dwie godziny.
Za
nią przybiega kulejący Maciek...
Wpada
na metę i mi ginie.
Okazało
się później,że zawitał do namiotu pierwszej pomocy by zmrozić
kolanko.
Doczłapał
się bidulek do mnie, udaliśmy się na miejsce spotkania, by
uzupełnić utracone płyny i kalorie.
Nagle
mój Maciek mówi,że jest mu niedobrze i musi wyjść...
Idzie
połazić, dopadam go ponieważ nie podoba mi się jego zachowanie.
Łazi
jakoś bez celu, bez ładu i składu.
Gdy
patrzę na niego zauważam że jest sino blady.
Siada
pod ścianą i nie można z nim złapać kontaktu.
Przynoszę
mu No-spę i wodę. Pomału odzyskuje kolor, ale tak naprawdę to
wygląda nadal źle, na tyle źle że mam ochotę zawołać
ratowników.
Mija
dłuższa chwila i Maciek zaczyna normalnie mówić , ulżyło mi...
poszliśmy do stolika.
Dobry
humor nikogo nie opuścił, nawet Maciuś zaczyna się uśmiechać i
żartować, ale stracha napędził.
Od
dziś Maciek biega w trupa i do porzygu - jak mawia nasz kolega
Mateusz.
Rozpoczęła
się uroczystość wręczania nagród.
W
K-35 Madzia Ziółek pierwsza !!!
Nasza
klubowa torpeda jest niezastąpiona, każde zawody to pudło!
Później
Mistrzostwa Polski w Półmaratonie dla weterynarzy... kobiety ...i
znów nasz klub rządzi II miejsce Magdalena Ziółek, III Miejsce Ja
i IV miejsce Monika Knopek ... ale poszalałyśmy.
Po
odebraniu Pucharów, czekała na nas jeszcze jedna niespodzianka.
Każdy
z uczestników otrzymał piękny medal :)
Po
zakończeniu imprezy wspólna fotka, podziękowania i żal, że tak
świetna impreza właśnie się skończyła.
Udaliśmy
się do hotelu, wykąpaliśmy.
Oddaliśmy
klucze i rozpoczęliśmy powrót do rzeczywistości.
W
domku byliśmy na mecz...
To
jedna z najfajniejszych imprez biegowych.
Niesamowita
atmosfera, niepowtarzalni, wyjątkowi ludzie.
Ukończyłam
ten bieg z czasem 1:46:47 - nie jest to mój rekord życiowy, ale
rekord w tym roku.
Pozwala
mieć nadzieję na lepsze wyniki... czerpać radość z tego, co się
osiągnęło.
Impreza
w Grodzisku jest na 6+ i to wielki...
Dziękuję
wszystkim, którzy sprawili, że ten bieg był tak wyjątkowy:
Alkowi
i Madzi za to,że mnie zabrali i namówili do startu. Monice, Maćkowi
Jagusiakowi, Magdzie Ziółek, Dawidowi i Adrianowi, za
niepowtarzalna atmosferę tych dni, Miśkowi ,którego humor udzielał
się wszystkim i mojemu mężowi, że udało mu się dojechać.
Kochani!
Nie mogę doczekać się kolejnej wspólnej imprezy.
Szóstka
z plusem dla organizatorów biegu...
Liczę,
że na przyszły rok spotkamy się w tym samym miejscu w tak samo
dobrych humorach :)
Ten
bieg będzie moim ulubionym wspomnieniem :)
I
nie dla tego pucharu, który przywiozłam tylko dla Was :)
Dziękuję
bardzo.
Do
zobaczenia, mam nadzieję że niebawem...