poniedziałek, 13 czerwca 2016

3:1 dla ŁRT

Ten weekend był planowany chyba z pół roku wcześniej, więc gdy dowiedziałam się, że nie wszystko idzie zgodnie z planem, to ci co mnie znają, mogą sobie wyobrazić co się działo.

Ale zacznijmy od początku....
W poniedziałek mój Maciek pojechał do słonecznej Italii, miał wrócić w piątek.
W sobotę mieliśmy wsiąść do samochodu Alka i Madzi i razem podążać ku Grodzisku Wielkopolskiemu.
Plany zostały mocno naruszone, gdyż Maciek. mój kochany małżonek, którego w danym momencie miałam ochotę udusić, miast wrócić w piątek, wróci w sobotę …

No cóż, gdyby nie godzina powrotu, to nie byłoby problemu, ale godzina powrotu zmieniała się jak nastrój kobiety w ciąży...
Na sam koniec pojechałam sama, a mój mąż miał jakoś dojechać.
Pociąg... autobus... obojętnie ….

O pierwszej wsiadłam do samochodu i rozpoczęliśmy podróż na półmaraton „Słowaka''...
Madzia za kółkiem, świetna muza i wizja super spędzonego weekendu :)
Do Grodziska dojechaliśmy bez problemu, w świetnych humorach.
W hotelu na dzień dobry powitały nas trzy znajome twarze, Madzia Ziółek, Maciek Jagusiak, Michał i przyjaciel Maćka - Dawid.

Odebraliśmy pokoje, zacumowaliśmy w nich i udaliśmy się na piwo.
Wszyscy piwo, a ja soczek jabłkowy...kolorem nie różni się od piwa i jest nie gazowany.
Po opróżnieniu kufelków i szklaneczki udaliśmy się po odbiór pakietów startowych.
Na hali sportowej nawet nie było dużo ludzi.
Szybko odebrałam swój pakiet i Maćka.
Udawałam się do wyjścia, a tu nagle Magda krzyczy, bym przyszła do niej...
...idę, a tam niespodzianka - jeszcze jeden pakiet... wooow to pierwszy bieg, w którym otrzymałam dwa pakiety startowe i to super pakiety.
Po powrocie do hotelu poszliśmy na wykłady, myślałam, że będą to wykłady związane z branżą, ale okazało się, że prowadzą je Alek i Maciek i są to wykłady o sporcie.
O tym, jak trenować bez kontuzji i jakie fajne mogą być narty, z których wcale nie trzeba rezygnować latem, bo jest już ich letni substytut.

Po wykładach była kolacja, pyszna sałatka grecka i mega grzanki, których wciągnęłam nie wiem ile - były tak dobre, że nawet idąc po Maćka na stację kolejową zwinęłam dwie na drogę. Za łakomstwo oczywiście zapłaciłam zgagą, gdyż był w nich czosnek, ale i tak to były najlepsze grzanki, jakie jadłam do tej pory :)

Po zlokalizowaniu stacji kolejowej, dzięki uprzejmości starszego jegomościa z hotelu, razem z moją towarzyszką – klubową torpedą - udałyśmy się na miejsce przeznaczenia.
Dotarłyśmy na dworzec szybko i bez problemu, nawet jeszcze czekałyśmy na pociąg, którym jechał Maciek.
W końcu przez głośniki zostało zapowiedziane „pendolino” Maćka.
Podjechało na peron, wysypali się z niego ludzie a wśród nich mój Maciek....
Gdy mnie zobaczył ciepnął torbę i podbiegł do mnie, przywitał się ze mną i Madzią i podjęliśmy drogę powrotna do hotelu.
W czasie podróży zadzwonił do nas nasz menadżer – Monika i poinformowała, że czekają na nas w hotelu, by udać się na koncert.

Biegiem, prawie... bez przesady, ale szybciutko dotarliśmy do hotelu, zgruzowaliśmy torbę i poszliśmy ...
Na miejscu okazało się, że koncert jest średniej jakości, ale ludzie, którzy go słuchali, świetnie się bawili, my w zasadzie też świetnie się bawiliśmy, każdy w ręku dzierżył kubek z napojem chmielowym, to znaczy uzupełnialiśmy płyny przed półmaratonem, Maciuś ładował dodatkowo węgiel, czyli spożywał szaszłyk spalony na ruszcie... Humory wszystkim dopisywały. Po opróżnieniu kubeczków i przygotowaniu mięśni twarzy i brzucha do jutrzejszego biegu, udaliśmy się do hotelu, by odpocząć.
Szybka kąpiel i do łóżeczka.

Rano wstałam o 6:00, zjadłam batona, banana i wypiłam szota.
Maciek też już nie spał.
Ubraliśmy się, umyliśmy i mieliśmy schodzić na śniadanie, gdy Madzia powiedziała, byśmy gnali na śniadanko, bo zaraz nie będzie co wszamać...
Wychodząc z pokoju spotkaliśmy Miśka i Pana Jagodę, udaliśmy się razem na śniadanko, na dole powitaliśmy siedzące przy stoliku Monikę i Madzię.
Szybko zmieniły stolik kiedy nas zobaczyły i spożyliśmy śniadanie w super gronie, ze świetnymi humorami.
Nasyceni poszliśmy do pokoju, by już przygotować się do biegu. Nie ukrywam, że byłam przejęta tym biegiem...

Na start dotarliśmy z Alkiem i Magdą.
Zrobiłam rozgrzewkę z Magdą i Maćkiem.
Zrobiliśmy sobie grupową fotkę pod biegaczem :)
I udaliśmy się na start.
Honorowy przemarsz na rynek w eskorcie orkiestry. To jedno z niewielu przeżyć, których się nie zapomina na długi czas.

Do startu parę minut - ustawiłam się na starcie z Madzią i Maćkiem na 1:50 -1:55
Wystrzał z armaty i start... rozpoczęłyśmy bieg, a tu obok za barierkami dwie laski - jedna biegaczka, druga nie - zaczęły się bić...panowie stojący za nami stwierdzili, że nie biegną, bo tu jest lepsza impreza.
Pobiegliśmy, szybko rozstałam się z Madzią i Maćkiem.
Ale chciałam realizować swój plan...

Równym tempem 5:10, 5:15 Do 5 km biegłam przed balonikami na 1:50, od 5 kilometra o przyspieszyłam.
Ale nadal trzymałam swoje tempo... Ludzie mnie wyprzedzali, ale ja biegłam swoje, dobiegłam do agrafki, tam na samym końcu zobaczyłam Pana Jagodę i Monikę.
Pomyślałam wtedy, że nie dogonię ich.

Biegnę nadal swoje, bo gdzieś w tyle głowy mam lęk, że nie dam rady. Pierwsze kółeczko zaliczone...
Drugie kółeczko czas zacząć, patrzę na zegarek i widzę że nie jest źle - czas jakby taki, jak zakładałam... dobiegam do agrafki, szukam Moniki, ale nie widzę jej, dobiegam do końca i patrzę - jest Monia z Maćkiem, myślę sobie:
- ...może się uda ich trochę dogonić.

W głowie rodzi się pomysł, śmiały jak na mój gust, ale podejmuję próbę, starając się utrzymać tempo 5 minut na kilometr, zaczynam gonić Pana Jagodę, przed oczami mam cały czas koszulkę z napisem JAGODA.
Na ostatnim kilometrze zbliżam do Moniki na 100 metrów, nie udaje mi się jej dogonić... wbiega na metę przede mną.
Otrzymuję medal i wodę mineralną.
Udaję się do miasteczka biegacza.
Chwilkę odpoczywam i idę z powrotem na metę, poczekać na mojego mężusia.
Na mecie w międzyczasie pojawia się Madzia, bardzo zadowolona, bo udaje jej się złamać dwie godziny.
Za nią przybiega kulejący Maciek...

Wpada na metę i mi ginie.
Okazało się później,że zawitał do namiotu pierwszej pomocy by zmrozić kolanko.
Doczłapał się bidulek do mnie, udaliśmy się na miejsce spotkania, by uzupełnić utracone płyny i kalorie.
Nagle mój Maciek mówi,że jest mu niedobrze i musi wyjść...
Idzie połazić, dopadam go ponieważ nie podoba mi się jego zachowanie.
Łazi jakoś bez celu, bez ładu i składu.
Gdy patrzę na niego zauważam że jest sino blady.
Siada pod ścianą i nie można z nim złapać kontaktu.
Przynoszę mu No-spę i wodę. Pomału odzyskuje kolor, ale tak naprawdę to wygląda nadal źle, na tyle źle że mam ochotę zawołać ratowników.
Mija dłuższa chwila i Maciek zaczyna normalnie mówić , ulżyło mi... poszliśmy do stolika.
Dobry humor nikogo nie opuścił, nawet Maciuś zaczyna się uśmiechać i żartować, ale stracha napędził.
Od dziś Maciek biega w trupa i do porzygu - jak mawia nasz kolega Mateusz.
Rozpoczęła się uroczystość wręczania nagród.
W K-35 Madzia Ziółek pierwsza !!!
Nasza klubowa torpeda jest niezastąpiona, każde zawody to pudło!

Później Mistrzostwa Polski w Półmaratonie dla weterynarzy... kobiety ...i znów nasz klub rządzi II miejsce Magdalena Ziółek, III Miejsce Ja i IV miejsce Monika Knopek ... ale poszalałyśmy.
Po odebraniu Pucharów, czekała na nas jeszcze jedna niespodzianka.
Każdy z uczestników otrzymał piękny medal :)
Po zakończeniu imprezy wspólna fotka, podziękowania i żal, że tak świetna impreza właśnie się skończyła.
Udaliśmy się do hotelu, wykąpaliśmy.
Oddaliśmy klucze i rozpoczęliśmy powrót do rzeczywistości.
W domku byliśmy na mecz...

To jedna z najfajniejszych imprez biegowych.
Niesamowita atmosfera, niepowtarzalni, wyjątkowi ludzie.
Ukończyłam ten bieg z czasem 1:46:47 - nie jest to mój rekord życiowy, ale rekord w tym roku.
Pozwala mieć nadzieję na lepsze wyniki... czerpać radość z tego, co się osiągnęło.

Impreza w Grodzisku jest na 6+ i to wielki...
Dziękuję wszystkim, którzy sprawili, że ten bieg był tak wyjątkowy:
Alkowi i Madzi za to,że mnie zabrali i namówili do startu. Monice, Maćkowi Jagusiakowi, Magdzie Ziółek, Dawidowi i Adrianowi, za niepowtarzalna atmosferę tych dni, Miśkowi ,którego humor udzielał się wszystkim i mojemu mężowi, że udało mu się dojechać.
Kochani! Nie mogę doczekać się kolejnej wspólnej imprezy.
Szóstka z plusem dla organizatorów biegu...
Liczę, że na przyszły rok spotkamy się w tym samym miejscu w tak samo dobrych humorach :)
Ten bieg będzie moim ulubionym wspomnieniem :)
I nie dla tego pucharu, który przywiozłam tylko dla Was :)
Dziękuję bardzo.
Do zobaczenia, mam nadzieję że niebawem...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz