To
był bardzo ciężki bieg.
Dawno
tak ciężko mi się nie biegło.
Półmaraton
w Łowiczu...
Ale
od początku.
Rano
przyjechał po nas Krzysztof Borys, spotkanie wyznaczone pod
McDonaldem na 8:45, w zasadzie zakończyło się sprinterskim biegiem
Maćka po dowód osobisty do domu i odebraniem go prawie spod bloku.
Ale...
żeby nie było tak, że tylko my nawaliliśmy :) to Krzysztof
zapomniał zabrać też pewnej rzeczy, więc podróż rozpoczęliśmy
po uzupełnieniu stanów.
Ruszyliśmy...
droga - w zasadzie prosta - wiodła nas do celu.
Zaparkowaliśmy
w Łowiczu na parkingu sklepu o wdzięcznej nazwie Biedronka :), a w
pobliżu zacumowało również kilku znajomych.
Ruszyliśmy
ku przygodzie - stadion i biuro zawodów – samopoczucie, powiem
szczerze, fatalne. Jak tylko zobaczyłam bieżnię, powiedziałam,
że już jestem zmęczona.
Odebraliśmy
numery startowe i przybiliśmy piątkę z Magdą, Alkiem i innymi
kolegami i koleżankami połączonych z nami pasją biegania (Proszę,
nie obrażajcie się, że wszystkich was nie wymieniam, zajęłoby to
pół strony, ale każdego z was serdecznie pozdrawiam).
Do
biegu zostało około 60 minut.
Poszliśmy
do auta by zabrać ciuchy do przebrania, zrobiliśmy sobie szatnię
na parkingu :)
Gdy
wszyscy byli gotowi, postanowiliśmy udać się na stadion.
Tam
klubowa „torpeda” już rozgrzewała swoje mięśnie.
Zrobiłam
kilka kółeczek - chyba trzy - i doszłam do wniosku, że to nie mój
dzień. Popatrzyłam, czy mam wszystko... zegarek- jest, opaska
polecona przez mistrza Jagodę – jest.
Guma
do żucia jest i moje specjalne żele są :)
Mogę
startować.
Ustawiliśmy
się na starcie, tam przemówienie wszystkich dygnitarzy, wyjaśnienia
i odliczanie do startu.
Stoję
gdzieś w połowie.
Wcale
nie czuję tego biegu.
Idąc
za radą Mistrza Jagody przypominam sobie swój najlepszy bieg.
Trochę
pomaga.
Strzał
i pobiegliśmy...
Pierwsze
kółeczko... pierwsza piątka ciężko, drugą biegnę sama...
Czy
to na pewno moje nogi?
Czy
ja nie włożyłam czasem cegieł zamiast butów...?
Tak
ciężko nie biegło mi się … nie pamiętam... Trzecie kółeczko,
a ja jak nie miałam mocy, tak nie mam...
Nic
nie pomaga, ani moje magiczne żele, ani woda.
Nic,
nawet wizualizacja celu nie pomaga... Przyśpieszam …. spoglądam
na zegarek i wydaje mi się, że przyspieszam.
Co
jest...? Biegnę sama, ciężko tak samemu... dogania mnie Włodek i
biegniemy chwilkę razem....
Mówię
mu, żeby nie czekał na mnie, bo ja nie mam siły.
Z
nieba w ramach solidarności...
Nie...
niebo z żalu nad moją osobą zaczęło płakać.
Biegnie
mi się ciężko.
Czwarte
kółko to masakra :(
Biegnę...
i biegnę... i mam wrażenie, że się nie przemieszczam....
Ostatnia
prosta.
Przyspieszam.
Wpadam
na stadion i słyszę: - Ciśnij, Kasia… Dopiero teraz poczułam
moc, na samej bieżni minęłam cztery osoby i finiszowałam z
tempem 3:29.
Ostatnie
metry kończę w deszczu, spoglądając na zegar na mecie.
Dostaję
medal, gratulacje...
To
był ciężki bieg dla mnie.
Dawno
nie biegło się tak ciężko, jak dziś :(
Idę
po plecak, by się przebrać, wracam na stadion i postanawiam czekać
na Maćka....
Wpada
na metę zmęczony ale bardzo zadowolony.
Siada
na murawie, a deszcz nadal pada....
-
Nie widać że się spociłem. - rzuca Maciek... Wywołuje to na
twarzy uśmiech.
Na
murawie pojawia się Krzysio.
Idziemy
do szatni a później na halę.
Zdajemy
czipa i odbieramy pakiety metowe, czy jak tam je nazwać ….
Zaglądam
do środka i... nie ma doniczki!
W
tym roku nie dostałam doniczki :(
Smuteczek
:(
Za
to są krówki, soczek … pieczareczki... i inne smakoty. Jemy
posiłek regeneracyjny.
Ziemniak,
surówka i kawałek mięsa w jakimś dziwnym sosie ….
Jemy
ciasto czekoladowe z gruszkami i jest fajnie.
Szkoda
tylko, że nie było czasu, by usiąść na chwilkę i pogadać.
Jakoś tak szybko się zwinęliśmy :(
No
nic... bieg uważam za udany :)
Trasa
w miarę zabezpieczona, ale organizator ostrzegał, że bieg odbędzie
się przy ograniczonym ruchu samochodowym.
Szkoda,
że nie wszyscy wiedzą, co to znaczy i koniecznie chcieli przejechać
biegaczy...
My
naprawdę jesteśmy nieszkodliwi, czasem tylko chcemy pobiegać....
Nie trzeba nas rozjeżdżać...
Szkoda
też że nie było na trasie oznaczeń co kilometr... ale tak już
jest w Łowiczu.
Za
to medal pierwsza klasa :)
Towarzystwo
jak zawsze Super :) Dziękuje bardzo Krzysztofowi Borysowi, że
dzięki jego uprzejmości udało nam się dotrzeć na miejsce, by móc
przeżyć tę przygodę.
Biorąc
pod uwagę, że ciężko mi było w czasie tego biegu, to wynik
cieszy bardzo :) k/30 7 miejsce i 17 kobieta na 84 startujące - nie
jest źle.
Gratulacje
dla naszej torpedy :) Magdaleny Ziółek 4 w open kobiet :)
BRAWO!!!!!
Jednym
słowem impreza udana.
Wsiedliśmy
w samochód i ruszyliśmy do domu. Zakończyliśmy tym samym przygodę
z jesiennym łowickim półmaratonem.