niedziela, 7 maja 2017

Ach ta majówka

Długi majowy weekend był zaplanowany już w zeszłym roku.
Pierwszy bieg w Janówce, później bieg Parafialny, a wisienką na torcie miał być bieg w Konstantynowie.
W zasadzie - za wyjątkiem Janówki, która mierzy 10 km. - reszta biegów jest na dystansie, którego nie lubię. ..

Pięciokilometrowe biegi są nie dla mnie, ale zawsze fajnie jest na nich być - spotkać znajomych i dobrze się bawić .
Na pierwszy bieg czyli Parafialny, zostałam zaproszona przez trenera Mariusza...

Pojechaliśmy, a w zasadzie poszliśmy na niego z Błażejem.
Gdy postanowiliśmy się rozgrzać, okazało się, że bieg za chwilkę się rozpocznie, musieliśmy szybciutko stanąć na starcie... chwilka!
Wystrzał z pistoletu uwolnił energię naszych ciał i pozwolił biec.
Wydawało by się że bieg na 5 km. po osiedlu nie może zmęczyć, ale uwierzcie mi, może!
I to zrobił.

Trasa wcale nie jest łatwa. Jest sporo pod górkę, ale atmosfera na biegu jest nieziemska.
Na metę dotarłam jako czwarta kobieta - ostatnio to najwyższe zajmowane przeze mnie miejsce...
Pierwsze, które rozpoczyna stawkę przegranych... ale i tak miałam banana na dziobie.

Po rozdaniu nagród i losowaniu zadowoleni podjęliśmy powrót do domu...

Drugi bieg w Konstantynowie... to mój czwarty bieg w tym mieście, jakoś nie bardzo lubię dystans, ale organizację biegu uwielbiam :)
To jeden z tych biegów, na który wracasz bardzo chętnie, nawet jak go skopsasz....

Więc na bieg do Kansas pojedziemy tramwajem....
Taką sobie zrobimy wycieczkę.

W niedzielę wstaliśmy rano i poszliśmy na Zdrowie.
Tu wsiedliśmy do pojazdu poruszającego się po torach, przysłanego przez Miejskie Przedsiębiorstwo Komunikacji...
Zakupiliśmy bilety ważne na owej trasie i rozpoczęliśmy wycieczkę.
Po około dwóch kwadransach opuściliśmy wehikuł i na własnych nogach, zasilanych energią, pochodzącą ze spożytych pokarmów, udaliśmy się do Biura Zawodów.

Odebraliśmy pakiet startowy i ...odnaleźliśmy Justynę.
Po wymianie uprzejmości postanowiłyśmy się ubrać w ciuchy, w których wygodnie będzie nam pokonać 5 kilometrów, choć jeden z naszych biegowych kolegów postanowił pobiec w garniturze :)
Po oddaniu worka z odzieżą do depozytu, udaliśmy się na rozgrzewkę.

Na drugim kilometrze treningu złapała mnie kolka i zaczęłam zastanawiać się czy ta małpa nie wróci w czasie biegu.
Ostatni łyk wody i na start.
Odliczanie, i pobiegliśmy...
Pierwsze kółeczko, jakoś poszło... drugie...
Przy agrafce troszkę gorzej, ale po zawrotce nieźle
Jakoś tak... chyba jednak to nie jest mój dystans.
Na metę wbiegłam z czasem 23:19.
Zegarek pokazał średnie tempo 4:36!!!!
Pomalutku, małymi kroczkami odzyskuję swoją moc....
Gdy otrzymałam wiadomość z wynikiem, okazało się że jestem dziewiętnastą kobietą na mecie, a w kategorii K40 piąta!...wowoowoow!!!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz