piątek, 16 czerwca 2017

Bieg ulicą Piotrkowską

Końcówka maja i początek czerwca to dla mnie bardzo intensywne tygodnie.
Pierwsza impreza biegowa, na którą należało by się stawić to bieg ulicą Piotrkowską.
To nasze biegowe łódzkie święto.
Choć bieg ma dość liczną grupę przeciwników, to jednak chyba liczniejsi są jego zwolennicy.
Pakiety startowe - w ilości hurtowej - odebrałam wcześniej...
Na start udaliśmy się godzinkę wcześniej, podążaliśmy spacerkiem, chłodząc się po drodze pysznymi lodami.
Spotkanie klubowe, jak zawsze, pod pomnikiem harcerza, w parku Staromiejskim.
Start biegu znów z innego miejsca, oczywiście strefy czasowe i tak dalej.
Taką sobie wpisałam strefę, że wylądowałam na samym końcu.
Przed startem spotkaliśmy się z naszymi klubowiczami. Zrobiliśmy wspólne zdjęcie i każdy udał się na swoje miejsce startu.
Po kilku minutach oczekiwania zaczęliśmy iść, za chwilkę biec, a w końcu wystartowaliśmy...
Biegłam sobie zupełnie na luziku, bez patrzenia na zegareczek, wyprzedzałam ludzi z mojej strefy czasowej.
Pogoda nas (nie) rozpieszczała, było cieplutko.
Biegliśmy ulicami naszego miasta, zahaczając o rynek Manufaktury, biegnąc przy Stajni Jednorożców, mijając naszą piękną Katedrę i składając ukłon Białej Fabryce...
Ulicą Piotrkowską, która tym razem żyła... ludzie klaskali, krzyczeli.
Nawet ci, którzy sączyli piwko, dopingowali nas - biegaczy. Muszę przyznać, że doping łodzian był dla mnie miłym zaskoczeniem.
Ale teraz chwilkę o biegu... moim oczywiście.
Organizacja na piątkę.
Nie powiem, że piątkę z plusem czy szóstkę, ale na piątkę... … ta mała rysa to rysa z biura zawodów.
Trasa biegu rewelacja i dla mnie mogłaby taka pozostać. Ostatni odcinek pod górkę mega wymagający, ale to był najfajniejszy odcinek biegu.
Nie było tym razem żadnego kryzysu, poza jednym małym incydentem, jakim jest ból nogi... ale udało się bez przerwania biegu uporać z nim.
Pojedyncza kolka może miała znaczenie, ale udało się ją też przezwyciężyć.
Na mecie okazało się, że poszło mi wcale nie najgorzej....  
A po biegu to, co bardzo lubię - spotkanie z zakręconymi biegowymi przyjaciółmi, szkoda że tak mało ich w zasadzie zostało, ale za to zostali ci, którzy wskoczyli na pudło....

Super atmosfera, cudowni ludzie i dobrze, a nawet bardzo dobrze zorganizowany bieg …
Pogoda dopisała...


W drodze do domu zakupiliśmy jeszcze placka i wciągnęliśmy go ...w zaciszu domowego ogniska :)
Dziękuję wszystkim, którzy przyczynili się do tego wielkiego święta biegowego w Łodzi :)
Na drugi dzień czekało nas kolejne spotkanie z kolegami i koleżankami z klubu.
Obchodziliśmy urodziny klubu.
W ramach obchodów zorganizowany został piknik z grillem i dobrym humorem...
Na przyjęcie urodzinowe stawili się klubowicze w dobrych humorach i z dobrym jadłem...
Rozmowom i zabawie nie było końca :)
Kolejny raz pokazaliśmy że ŁRT potrafi się zorganizować i cieszyć nie tylko z wyników sportowych, ale przede wszystkim z bycia ze sobą :)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz