piątek, 16 czerwca 2017

Pustynia

Gdyby nawet tydzień przed tym biegiem była temperatura minusowa, to na 100% w dniu biegu będzie około 30 stopni...
Tego można być pewnym,
Grodzisk zawsze wita biegaczy żarem z nieba.
Półmaraton w pełnym słońcu to wyzwanie, na które czekam cały rok - uwielbiam atmosferę biegu, organizację i wszystko, co dzieje się po biegu.
Nie ma znaczenia, jak się pobiegło..., ważne, że się tam jest.
Do Grodziska jedziemy zawsze dzień wcześniej, to drugi rok, kiedy podążamy ku przygodzie z Madzią i Alkiem.
Podróż upływa na miłej rozmowie o wszystkim.
Gdy pojawiamy się na miejscu, odbieramy pakiety startowe i udajemy się do hotelu. Meldujemy skromnie nasze cztery osoby i rozpoczynamy odpoczynek...no nie do końca, ale prawie.
Na godzinkę zostawiamy Madzię z Maćkiem i udajemy się na wykład.
Wykład prowadzi nasza klubowa koleżanka - Magdalena Ziółek... Opowiada o diagnostyce obrazowej przewodu pokarmowego u psa i kota. Opowiada o swojej pracy z wielkim zaangażowaniem i pasją .
Po przyswojeniu wiedzy wszyscy, już uzupełnieni o swoje połówki, idziemy na super kolację :) 
 
Makaron, pasta i najlepsze grzanki pod słońcem... To są jedyne grzanki z czosnkiem ,które pochłaniam i wcale mi nie przeszkadza, że mój organizm nie za bardzo lubi się z czosnkiem.
Zjadamy, rozmawiamy, kibicujemy naszym piłkarzom.
Po pierwszej połowie meczu udajemy się do hotelu.
Jestem ciut zmęczona i zostaję już w pokoju, oglądam mecz do końca.
Kąpiel i sen....
Rano wstaję, wciągam przygotowane ciuchy i skupiam się.
Już wiem że coś jest nie tak.
Idziemy na śniadanko na dole w restauracji, zbieramy na talerze to, na co mamy ochotę ze szwedzkiego stołu i ucztujemy. Pomieszczenie, w którym jemy posiłek jest mieszaniną stylów, a raczej brakiem stylu i dobrego smaku... obrazy typu Kossak na ścianie, maskotka tygrysa (naturalnych rozmiarów), stare kredensy , sufit w stylu rokoko, albo ściany z tynkiem strukturalnym, to tak, by każdy coś dla siebie znalazł.
Po chwili dołącza do naszej czwórki Magda, nasza klubowa torpeda i jednocześnie osoba, która prowadziła wykład dzień wcześniej.
Wszyscy są przejęci słoneczkiem za oknem.
Umawiamy się, że po posiłku udajemy się do pokoi i o 8:00 wyruszamy :)
Start jest o godzinie 9:00, ale jeszcze fotka na schodach..
Spacerkiem docieramy do startu, pstrykamy focie i ustawiamy się w strefach czasowych.
Idę do balonika 1:50... może się uda.
Choć z nieba żar się leje...
W strefie jestem z Madzią i Maćkiem... idąc na start docelowy gadamy sobie, śmiejemy się, wspominamy zeszły rok, jak dwie panie dały sobie po razie przed startem.
Sygnał startu, wkładam słuchawki do uszu i … biegniemy.
Rzucam jeszcze do Madzi: - ... powodzenia!
...i znikam...
Staram się trzymać balonika, ale po kilku kilometrach okazuje się, że balonik troszkę za szybko biegnie...
Pierwsze dziesięć kilometrów pokonuję z balonikami, ale później odpuszczam.
Jest tak gorąco... na ósmym kilometrze łapie mnie kolka.. no ta cholera oczywiście nie chce odpuścić i tak mocno trzyma, że jestem zmuszona zatrzymać się…
Chwilkę rozciągam bok - jakoś pomału puszcza.
Nie puściła do końca, ale na tyle bym mogła znów biec … po kilku metrach odpuszcza po całości .. ale to nie koniec moich problemów... słońce i skurcz... czy to ma jakiś związek?
Im jest cieplej, tym szybciej łapią skurcze - to taka obserwacja ...moja osobista.
Pokonuję pierwszą dychę - czas na drugą... druga jakoś poszła już bez przygód.
Dużo wody.
Każdy punkt z odświeżaniem zaliczony i takim sposobem dobiegam do początku niebieskiego dywanu... a to oznacza METĘ … na szyi medal, w rękę dobra woda, zimna … a za chwilkę … zimne grodziskie piwo !
Ja niezbyt przepadam za piwem, tak to było boskie... cudowny napój, smakował jak ambrozja :)
Czekamy na Maćka... przy stoliku w strefie biegacza.
Wszyscy mokrzy... zmęczeni, ale zadowoleni, przynajmniej uśmiechnięci.
Gdy pojawił się mój Maciek, postanawiamy udać się do hotelu, aby ubrać suche ciuchy.
Moje nogi tak spuchnięte, że ściągam buty i do hotelu pomykam na bosaka...

Na chodniku w Grodzisku został niejeden odcisk mojej stopy... :)
Gdy docieramy na miejsce, przygotowujemy bagaże do podróży, doprowadzamy się do standardów unijnych i z uśmiechem na twarzach wracamy do Miasteczka Biegacza.
Troszkę posiłku regeneracyjnego i zimne piwo:)
Smaczne leczo pieczo.... i kiełbasa z rusztu :)
Pyszna kawa... i czego tam jeszcze nie było!

Gdy zwycięzcy odebrali swoje puchary, a inni uczestnicy medale za uczestnictwo w Mistrzostwach Polski Weterynarii w półmaratonie strzelamy sobie wspólną fotkę i …
...trzeba wracać do domku...
to jeden z najlepiej zorganizowanych biegów...
Tu pogoda zawsze dopisuje a ludzie uśmiechają się do siebie...
Super impreza - polecam każdemu!


Szczególne podziękowania dla Michała Sokoła :) i jego żony :)
Wracamy do hotelu, na parking, żegnamy się z Grodziskiem i podejmujemy podróż ku nowej przygodzie …. w domach czekają na nas nasi najbliżsi … :)
Po dwóch i pół godzinach podróży odpoczywamy już w zaciszu domowym :)
Za rok wracamy :)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz