,,Mały
książę" to książka, która zrobiła na mnie wielkie
wrażenie. Pokazała, że można być dorosłym, ale z odrobiną
dziecka w sercu. Pokazał, że dziecko inaczej widzi świat, widzi
więcej , ma większą wyobraźnię, a przede wszystkim widzi sercem.
Gdy
dowiedziałam się, że w kinach pojawił się film "Mały
książę", postanowiłam wybrać się na niego wraz z moimi
dziećmi. Przyznam, że plan, który sobie wymyśliłyśmy, był
„świetny”.
Ale
niestety, nie wzięłyśmy pod rozwagę jednego małego, aczkolwiek
bardzo ważnego aspektu. Premiera filmu przewidziana była na piątek,
a my wybierałyśmy się do kina w środę. Jakieś dwa dni przed
premierą.
Więc
skoro miałyśmy iść do kina, to plan wcieliłyśmy w życie.
Poszłyśmy
w środę, o 13 miał być seans filmu o robotach.
Stanęłyśmy
w kolejce, patrzymy na tablice z seansami i widzimy:
12:20
,,Mały książę”.
Patrzę
i nie wierzę , pytam panią w kasie, czy ma jeszcze miejsca na film.
Pani stuka nerwowo w klawiaturkę i mówi: - Tak, w dwunastym
rzędzie . Szybko pytam: - To dość wysoko, prawda?
-
Tak. - odpowiada pani w kasie, a ja bez zastanowienia mówię:-
Biorę.
Do
seansu zostało pięć minut. O... ja niedobra matka... nie dałam
kupić coli, popcornu, szybko szybko na salę. Znalazłyśmy miejsce,
zasiadłyśmy i czekamy. Światła lekko przygasły reklamy i jest.
Nasz
film....
Początek
jak w książce - rysunek, który przypomina kapelusz... No
oczywiście dorosłym, bo dziecko widzi węża, który zjadł
słonia...
Fabuła
książki połączona z czasami współczesnymi, matka pracująca w
korporacji robiąca karierę, planująca życie swojej córce.
Pokazująca
jej wartości materialne. Ważne jest to co mamy. Każdym środkiem
osiągnięte.
Nie
zdałaś egzaminu do szkoły?
Nie
szkodzi, zmienimy adres zameldowania, by szkoła stała się
rejonową.
Nie
masz wakacji, nie pograsz w piłkę , nie spotkasz przyjaciół, bo
ich nie masz. Książki i jeszcze raz książki - musisz być
najlepsza.
Teoretycznie
w byciu najlepszym nie ma nic złego. Tylko dziecko musi być
dzieckiem, musi mieć czas na chwile zapomnienia. Na grę w piłkę i
inne sprawy, które nam, dorosłym, czasem trudno pojąć.
Ale
wracając do naszego filmu... Dziewczyny wprowadzają się do nowego
ślicznego domku, obok ich wychuchanego domu stoi dom, jak z kart
książki z bajkami. Ma balkon, jest kolorowy, zupełnie inny niż
wszystkie domy stojące na tej ulicy. Mieszka tam dziadek, który
swoją znajomość z nowymi sąsiadami zaczyna dość niefortunnie,
ale tego wam nie zdradzę ... musicie sami to zobaczyć.
Nie
zdradzę wam też fabuły filmu, choć w dobrym tonie jest opisać
treść, fabułę .. ja tego nie zrobię.
To
idealne odniesienie wszystkiego, co piękne, w książce, będącej
kanwą filmu, do czasów dzisiejszych. Umieszczenie małego księcia
w świecie korporacji, wyścigu szczurów...
Pokazanie,
że najważniejsze jest niewidoczne dla oczu... trzeba patrzeć
sercem.
Film
jak książka, wzrusza, porusza wartości , o których czasem
zapominamy. Uczy nas, jak ważne jest patrzenie sercem, rozumienie
potrzeb innych ludzi.
Jak
ważne jest posiadanie przyjaciela, który zawsze o nas myśli...
Bo
każdy musi mieć swojego lisa...
Jednym
słowem polecam film, który zrobił na mnie ogromne wrażenie, tak
jak książka. Moim zdaniem ma wiele wspólnego z małym księciem...
To
jest ,,Mały książę”, ale dziś - tu i teraz....
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz