środa, 20 marca 2013

Taka tam bajka.....

Dawno, dawno temu, za górami, za lasami, za wielkimi morzami rósł ogromny las. Wielki stary bór,w którym drzewa pamiętały zamierzchłe czasy smoków. W sercu lasu była polana. Na niej rósł dąb. Potężny stary. Nie wiadomo kto i kiedy go zasadził. Jedno jest pewne, drzewo to było najstarszym w tym lesie. Królowało koroną ponad wszystkimi innymi drzewami.
W zasadzie wyglądało zwyczajnie , ale nie było zwyczajne. Legendy głoszą ,że dąb został zasadzony przez króla ptaków, potężnego i bardzo walecznego orła. Dzięki temu drzewo to było wyjątkowe. Gdy tylko promienie słoneczne otulały jego koronę, pod jego korzeniami zaczynało tętnić życie.
Zapewne nie uwierzycie, ale pod ziemią pomiędzy korzeniami drzew znajduje się królestwo zwane Dębinowem, zamieszkałe przez małe kilku milimetrowe skrzydlate elfy zwane Dębinkami.
Tymi małymi istotkami rządził mądry, potężny i sprawiedliwy król Ryszard IV . Władca miał piękna i mądrą żonę. Z ich związku urodziło się potomstwo córka i syn. Córka była odważną i bardzo czułą młodą kobietką, która uwielbiała wycieczki poza królestwo ojca. Syn nie był aż tak męski i odważny jak córka, ale za to był bardzo dobry i uczuciowy.
Dębinki pracowały jak mrówki. Dzień zaczynał się o wschodzie słońca , a kończył o zachodzie.
Dzięki pracowitości podwładnych królestwo opływało w bogactwa, a każdy Dębinek miał swój dom, pracę i pełen brzuch.
Nieopodal zamku , zbudowanego z szyszek, mchu, mieszkała rodzina kasztelana. Kasztelan, elf roztropny, sprawiedliwy i mądry miał żonę ,która uroda dorównywała królowej , ale o tym to cicho sza... tego nam głośno mówić nie wolno. Byli bardzo szczęśliwą rodziną. Mieszkał z nimi ich syn, który chodził do szkoły. Artur bo tak miał na imię był chłopcem bardzo odważnym , który dużo czasu spędzał poza królestwem. Uwielbiał ten dreszczyk emocji, gdy szedł w nieznane.
Pewnego dnia opuścił królestwo, szedł prosto przed siebie, i gdy dotarł do wielkiej polany zasiadł pod liściem łopianu i zamyślił się . Nie zauważył siedzącej nieopodal dziewczyny. Gdy tak siedział i obserwował kolorowe motyle dziewczyna zapytała:
  • Hej, co tu robisz?
Artur oblał się rumieńcem, a serce szybciej zaczęło mu bić, spojrzał niepewnie na nią i odpowiedział
  • Siedzę, obserwuję motyle.
.Po krótkiej ciszy dziewczyna zaczęła zadawać mu mnóstwo pytań, a on cierpliwie udzielał odpowiedzi, tak dobrze im się rozmawiało, że dzień dobiegał końca. Gdy słońce układało się już do snu, tuląc się na horyzoncie nasz dzielny rycerz powiedział
  • chyba powinniśmy udać się w drogę powrotną ? Dzień kończy się i mogą nas szukać.
Razem udali się do królestwa , szli sobie razem nadal prowadząc rozmowę. Dotarli do bramy głównej grodu, gdy Artur zapytał
  • jak masz na imię ?
  • Prymula. Cicho odpowiedziała.
Chłopak chwilkę pomilczał, po czym powiedział
  • To tak jak nasza księżniczka.
  • Tak. Odpowiedziała cicho, po czym dodała; Ja jestem księżniczką.
Pod Arturem kolana się ugięły, do końca podróży nic już nie powiedział. Rozstali się na placu głównym machając sobie tylko dłonią na pożegnanie.
Noc tym razem Arturowi wydawała się długa , tak samo jak księżniczce.
Rano, dzień zaczął się jak zawsze. Artur wstał , wsypał do miseczki starte żołędzie zalał mlekiem z mniszka lekarskiego i szybko pochłonął. Po śniadaniu udał się na plac, w nadziei że spotka tam księżniczkę , ale jej tam nie było. Postanowił więc udać się w to samo miejsce w którym był wczoraj.
Ku swojemu zaskoczeniu, pod łopianem siedziała zapłakana księzniczka, szybko do niej podbiegł, objął ramieniem i spytał
  • czemu płaczesz?
-Patrz tam, zerknij...urwała . Artur spojrzał w kierunku wskazanym przez Prymule i zobaczył leżącą małą wiewiórkę.
-Co jej jest, co to jest ? Spytał zdziwiony Artur.
-To wiewiórka, widziałam takie zdjęcie u naszego kronikarza, to zwierzątko bardzo przyjazne. Biega po drzewach, je orzechy, ta chyba jest sama. Nie ma rodziny, może zabłądziła. Jest zmarznięta, głodna i sama.
-Może jakoś jej pomożemy, choć...
-Nie, już nic się nie da zrobić
  • choć zawsze trzeba wierzyć.
  • Artur wierzył bardzo mocno w to ,ze elfy leśne takie jak Dębinki, posiadają pewne magiczne zdolności. Taką zdolnością , magiczna była umiejętność niesienia pomocy zwierzętom i wszelkim żywym istotom lasu.
Artur nie tracąc czasu , pociągnął za rękę Prymulę i podeszli do zwierzęcia. Artur dotknął malutką ruda kuleczkę , pogłaskał i powiedział
-Nie martw się, malutka, wszystko będzie dobrze.
I zabrał się do znoszenia liści, by ogrzać zwierzątko. Prymula na początku stała i nie wiedziała co robić , ale po chwili zabrała się do znoszenia liści i traw. Tak by maleństwo okryć jak najlepiej. Artur nazbierał jeszcze gałązek i zbudował z nich norkę osłaniającą zwierzątko. Śliczne małe iglo z gałęzi. Stali sobie tak patrząc na maleństwo. Prymula powiedziała,że może trzeba było by znaleźć coś do jedzenia dla wiewióreczki.
Poszła więc na polankę ryzykując swoim życiem, bo nigdy nie wiadomo czy akurat na polanie nie będzie szerszeni, odwiecznych wrogów Dębinek. Znalazła dwa orzechy, przeturlała je do Artura. Nazbierała kropelki rosy by napić się po ciężkiej pracy. Nagle pod chrustem coś drgnęł, pisnęło.
Za chwilkę znów, i znów. Okazało się że wiewióreczka ogrzała się , obudziła i poczuła się samotna. Gdy zobaczyła Artura i Prymule wystraszyła się
Kim jesteście
Popatrzyli na siebie, my?
  • Ja mam na imię Artur, a ona -Prymula mieszkamy niedaleko....
Wiewióreczka popatrzyła, na nich i spytała , ale gdzie?
Tu tuż pod nami jest nasze królestwo, mieszkamy pod tym dębem, powiedziała Prymula.
Nigdy was nie widziałam, nie miałam pojęcia że takie ….takie stworki mieszkają w naszym lesie.
Już dobrze powiedział Artur, ale co ty robisz sama zmarznięta, głodna w środku tego wielkiego lasu.
Wiewiórka opowiedziała im jak lisy napadły na jej rodzinną wioskę , a ona biedna uciekała jak najdalej. Zgubiła po drodze rodziców i brata. Dębinkom żal się zrobiło rudej i postanowili jej pomóc. W dębie pod którym mieszkali była wielka dziupla w sam raz dla rudej. Postanowili ją tam zakwaterować. Wiewiórka była im tak wdzięczna że nie mogła znaleźć słów, którymi mogłaby wyrazić swą wdzięczność. Wyrwała ze swego ogona kilka włosów i podała Arturowi i Prymulce.
Powiedziała tak...
Jeśli kiedykolwiek będziecie w potrzebie zawsze możecie na mnie liczyć a te włosy z mego ogona przechowujcie skwapliwie, one są bezcenne. Gdy kiedykolwiek zachoruje ktoś z waszych ludzi odetnijcie kawałek włosa zaparzcie tak jak byście parzyli zioła i napar niech wypije na drugi dzień będzie zdrów.
To powiedziawszy schowała się w dziupli.
Artur i Prymula podziękowali spakowali włosy Rudej do sakiewki . Pomachali na pożegnanie i udali się w drogę powrotną do domu.
Po przygodzie z wiewiórka nigdy więcej jej nie spotkali choć na polanie byli co dziennie. Dzięki rudej, leczyli swoich ziomków.
Po kilku latach założyli rodzinę i żyli długo i szczęśliwie.

1 komentarz:

  1. Fajnie, tak poczytać bajeczki, można wtedy poczuć się jak dziecko :))

    OdpowiedzUsuń