Druga dla mnie odsłona sztafetowego
Maratonu Szakala.
Miałam sobie biegać bez ,,spinki” i
na luzie. Moje plany pokrzyżował Janusz, dobierając składy
drużyn.
Trafiłam do woreczka klubowych torped.
Próby wykręcenia się z tej drużyny spełzły na niczym, więc na
tydzień przed miałam już straszliwego stresa.
W sobotę upiekłam ciasteczka, a w
niedzielę wstałam o siódmej.
Spięta, przejęta podjęłam
przygotowania do wyzwania szakala.
O ósmej przyjechał po nas Tomek
Markiewicz. Zasiedliśmy w wehikule czasu i w szybkim tempie
przemieściliśmy się w czaso-przestrzeni.
Dojechaliśmy na miejsce, tam na straży
stał już Janusz - pilnował naszego miejsca sprzed roku.
Z minuty na minutę przybywało
klubowiczów, napojów i jedzenia na stole.
PIKNIK CZY ZAWODY?
Jedno i drugie w wykonaniu naszego
klubu.
Dookoła drewnianego stołu toczyły
się dyskusje na temat biegu, tempa i taktyki.
Poznaliśmy siebie nawzajem...
oczywiście jakby ktoś nie wiedział, jak wygląda jego kolega z
drużyny.
Złożyliśmy dokumenty, odebraliśmy
numery startowe i pałeczki.
Do startu pozostało kilka minut.
Teraz już wszyscy już są po
rozgrzewce i czekają na sygnał do startu.
Trzy drużyny skupione w składzie
ŁRT1- kapitan Mateusz Winiecki- Magdalena Smurlik
- Katarzyna Gurnik
- Maciek Suski
- Grzegorz Zdunek
- Krzysztof Colonna-Walewski
- Paweł Daroch
ŁRT2 - kapitan Michał Adamkiewicz (Natka)
- Magdalena Ziółek
- Katarzyna Suska
- Łukasz Brzeźnicki
- Tomasz Markiewicz
- Daniel Romanowicz
- Grzegorz Kubicki (senior)
- Jakub Kowalski
ŁRT3 - kapitan Tomasz Wybor
- Marta Idczak
- Monika Strobin
- Roman Mackiewicz
- Janusz Milczarek
- Mariusz Wasilewski
-Jakub Kowalski
Stanęłam strefie zmian i cały czas się nakręcam i zastanawiam się, co ja robię w zasadzie w tej drużynie... Kto wymyślił, bym startowała w tej drużynie... miotały mną wątpliwości.
Pierwsza zmiana, druga trzecia... zaraz biegnę.
Pierwszy kilometr... ciężko przemknąć, pogoda nie pomaga, teren tez wcale nie łatwy.. ale biegnę. Nie wiedziałam, że może zabraknąć śliny w jamie ustnej.
Dziś już wiem, że może...
Ukończone pierwsze okrążenie. Pałeczka przekazana, biegnie kolejny zawodnik... i tak sobie biegamy.
Jak oni szybko biegają, nie mogę nawet odpocząć.
Drugie okrążenie biegnie się jakby lepiej, ale nadal pogoda nie pomaga.
Jest bardzo gorąco. Zaliczone... i tak sześć razy :)
Biegnę i cały czas zastanawiam się czy podołam, czy spełnię oczekiwania swojej drużyny.
Po 2 godzinach, 30 minutach i 38 sekundach ukończyliśmy bieg.
Nie wiem, czy dałam radę - mam nadzieję, że tak.
Jako drużyna zajęliśmy piąte miejsce.
Dwie pozostałe nasze drużyny też zajęły wysokie miejsca.
Daliśmy z siebie wszystko, walczyliśmy do końca.
W trakcie biegu wymieniliśmy spostrzeżenia, gratulowaliśmy sobie i dopingowaliśmy innych zawodników. Zajadaliśmy się ciastem, ciastkami, arbuzem i cukierkami... jednym słowem- uzupełniamy ubytek energetyczny.
Odebraliśmy puchar i dyplomy :)
Pożegnaliśmy się, pogratulowaliśmy sobie i wyściskaliśmy się :)
Na pożegnanie wymieniliśmy się informacjami, dotyczącymi naszych planów biegowych i wróciliśmy do domów...
Do kolejnego spotkania :)
… już niedługo :)
… bo zawsze można pobiegać :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz