sobota, 25 kwietnia 2015

Taka tam Dyszka

Rok temu pierwszy raz wylądowałam na biegu 10 km w Janówce.
W tym roku mocno poddawałam w wątpliwość start w tym biegu. Nie dlatego, że wcześniej mi się nie podobało, ale między innymi dlatego, że odbywa się tydzień po łódzkim maratonie.
Ponieważ w maratonie debiutowałam, to nie bardzo wiedziałam, czy dam radę ''pognać '' tą dyszkę :)
Na dzień przed startem wszystko już było gotowe... oczywiście pytania, na ile biegnę też … odpowiedź była jedna: 45 minut.
Oczywiście wcale nie zakładałam takiego czasu i bardzo bałam się tej pomaratońskiej dychy.
Do tego trasa wcale nie sprzyja rekordom, ale zapisałam się, to pobiegnę, nawet gdybym miała jakiś odcinek iść...
Na miejsce dojechaliśmy z prezesem :)
Po zaparkowaniu samochodu i zlokalizowaniu toalet , uznałam,że sytuacja jest opanowana :)
Bieg główny miał się rozpocząć o godzinie 13.00 i miał być poprzedzony rozgrzewką :)
W końcu nadeszła wiekopomna chwila startu... ustawiłam się za balonikiem na 45 minut :) optymistycznie, ale zamiary były inne … cały czas biec, wizja trasy z taką liczbą podbiegów trochę mnie przerażała.
Wystartowaliśmy.
Baloniki trochę ostrzej ruszyły, a ja „ bałwan” jeden za nimi.
Dobrze że Janusz mnie dogonił i powiedział, że za szybko :)
Biegnę drogą asfaltową i czekam, jak wpadniemy do lasu.
Tu witają nas korzenie, piach i górki.
W tym biegu to, że widzisz górkę, nie znaczy, że zaraz jest z górki … to znaczy, że jest znów pod górkę .. Na czwartym kilometrze dogania mnie Mariusz.
Biegniemy chwilkę razem i otrzymuję dobrą radę od trenera...:
- Nie napinaj się tak :)
Myślę, że ta rada uratowała mnie przed odcięciem na 8 kilometrze.
Dwa megapodbiegi, które dla moich nóg wydawały się Mount Everestem, ale jakoś dałam radę. Trasa troszkę dziwnie oznakowana, albo ja niewidoma.
Słysze odgłosy mety, wpadam na stadion, i ostatnie 300 metrów … jest meta :)
Mnóstwo piachu, podbiegów, upał i cudowna atmosfera złożyły się na świetną zabawę :) i Klubowy piknik :)
Było ciasto i dużo uśmiechów. Całość dopełniło moje i Jadzi Wiktorek pudło :)
Byłam bardzo zaskoczona :) ale nie ukrywam, że też bardzo szczęśliwa :)
Drugie miejsce w kategorii K 30 i 9 open :) I niech ta moc zostanie ze mną na cały sezon … czego życzę sobie i całemu naszemu klubowi...
Niech drzewko medalowe rozkwita :)
Małgosiu! Oto kolejny dzień, którego by nie było, gdybyś mnie nie zaraziła bieganiem :) 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz