Rok temu pierwszy raz wylądowałam na
biegu 10 km w Janówce.
W tym roku mocno poddawałam w
wątpliwość start w tym biegu. Nie dlatego, że wcześniej mi się
nie podobało, ale między innymi dlatego, że odbywa się tydzień
po łódzkim maratonie.
Ponieważ w maratonie debiutowałam,
to nie bardzo wiedziałam, czy dam radę ''pognać '' tą dyszkę :)
Na dzień przed startem wszystko już
było gotowe... oczywiście pytania, na ile biegnę też …
odpowiedź była jedna: 45 minut.
Oczywiście wcale nie zakładałam
takiego czasu i bardzo bałam się tej pomaratońskiej dychy.
Do tego trasa wcale nie sprzyja
rekordom, ale zapisałam się, to pobiegnę, nawet gdybym miała
jakiś odcinek iść...
Na miejsce dojechaliśmy z prezesem :)
Po zaparkowaniu samochodu i
zlokalizowaniu toalet , uznałam,że sytuacja jest opanowana :)
Bieg główny miał się rozpocząć o
godzinie 13.00 i miał być poprzedzony rozgrzewką :)
W końcu nadeszła wiekopomna chwila
startu... ustawiłam się za balonikiem na 45 minut :)
optymistycznie, ale zamiary były inne … cały czas biec, wizja
trasy z taką liczbą podbiegów trochę mnie przerażała.
Wystartowaliśmy.
Baloniki trochę ostrzej ruszyły, a ja
„ bałwan” jeden za nimi.
Dobrze że Janusz mnie dogonił i
powiedział, że za szybko :)
Biegnę drogą asfaltową i czekam, jak
wpadniemy do lasu.
Tu witają nas korzenie, piach i górki.
W tym biegu to, że widzisz górkę,
nie znaczy, że zaraz jest z górki … to znaczy, że jest znów pod
górkę .. Na czwartym kilometrze dogania mnie Mariusz.
Biegniemy chwilkę razem i otrzymuję
dobrą radę od trenera...:
- Nie napinaj się tak :)
Myślę, że ta rada uratowała mnie
przed odcięciem na 8 kilometrze.
Dwa megapodbiegi, które dla moich nóg
wydawały się Mount Everestem, ale jakoś dałam radę. Trasa
troszkę dziwnie oznakowana, albo ja niewidoma.
Słysze odgłosy mety, wpadam na
stadion, i ostatnie 300 metrów … jest meta :)
Mnóstwo piachu, podbiegów, upał i
cudowna atmosfera złożyły się na świetną zabawę :) i Klubowy
piknik :)
Było ciasto i dużo uśmiechów.
Całość dopełniło moje i Jadzi Wiktorek pudło :)
Byłam bardzo zaskoczona :) ale nie
ukrywam, że też bardzo szczęśliwa :)
Drugie miejsce w kategorii K 30 i 9
open :) I niech ta moc zostanie ze mną na cały sezon … czego
życzę sobie i całemu naszemu klubowi...
Niech drzewko medalowe rozkwita :)
Małgosiu! Oto kolejny dzień, którego
by nie było, gdybyś mnie nie zaraziła bieganiem :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz