niedziela, 23 października 2016

Maraton w weekend

To będzie ciężki weekend... tak sobie pomyślałam w piątek.
Jak my to zrobiliśmy... to w zasadzie nie wiem...
Kurczę nie prawda wiem i aż głupio się przyznać...
Na samym początku naszej znajomości z Błażejem i Emilką wykombinowaliśmy, że pobiegniemy jakieś takie zawody - nie tylko biegowe - i padło na duatlon... ale … i tu zaczyna się historia naszego szalonego weekendu :)
Gdy zapisałam się na Szakala razem z Maćkiem, Błażej powiedział, że w przeddzień półmaratonu jest duatlon...
Długo zajęło mi zapisanie się na te zawody.
Nie byłam przekonana do nich do końca.
Oczywiście nie byłabym sobą, gdyby ciekawość nie wygrała.
I tak, w sobotę o 10.00, wystartowaliśmy w Dobrej w duatlonie :)
Oczywiście dotarliśmy tam samochodem Emilki, a nasze rowery dostarczył Błażej.
Mój rower... hm!
To jest jeden z niepasujących elementów do tej konkurencji .. no ale zapisana i trzeba wystartować.
Siedem i pół kilometra spokojnego biegu - takie było założenie, i tak zostało zrealizowane.
Spokojnie, później jeszcze trzynaście na rowerze... to już nie do przewidzenia.
Mój rower nie chciał ze mną współpracować.

Koła mu grzęzły, przerzutki nie wchodziły - jakaś masakra... a na koniec, na zjedzie z górki, zaliczyłabym piękną wywrotkę .
Ale to nie koniec przygód... oczywiście po biegu trzeba było przesiąść się na rower... kask, rękawiczki, nie wiem ile czasu mi to zajęło, ale jakoś dałam radę.
Później zmiana z roweru na nogi...

Tu rower zabrał Zbyszek.
Kask wylądował na ziemi, a reszta odzieży na poboczu strefy zmian i po drodze na trasę .
Okulary, rękawiczki opaska... wszystko, co można z siebie zrzucić....
I gdzie są moje nogi... ktoś zabrał mi moje nogi ?!…
...
potrzebowałam pięciuset metrów, by mój mózg oddał moje nogi...
Dokończyłam dwukilometrowy bieg, dobiegłam jako przedostatnia ….ale i tak byłam z siebie zadowolona. Super zabawa :) Paradoksem tej zabawy był puchar :)

Niedziela to kolejna zabawa, ale tu już nie będzie tak jak wczoraj... tu jest plan, który trzeba wykonać :)
Wczoraj odebraliśmy pakiety startowe, więc dziś można było dłużej pospać :)
Ruszyliśmy ku przygodzie z półmaratonem o 10:30 …
Dojechaliśmy na miejsce, zaparkowaliśmy i zrobiliśmy rozeznanie w terenie.

Czyli zlokalizowaliśmy depozyt, szatnię i toalety :)
Do startu zostały dwa kwadranse...

Rozgrzewka z Moniką dookoła stawu …
I na start.
Wystrzał, biegniemy …

Gadamy sobie i zastanawiamy się, jak to będzie, gdy będziemy kończyć …
Minęły trzy kilometry, a my sobie rozmawiamy, szybko mija czas …
Na ósmym kilometrze – chyba na ósmym kilometrze mija nas lider wyścigu :)
My sobie drepczemy :)

Biegnę.
Spoglądam na pulsometr - trochę dużo - więc mówię do Moniki: - Za szybko biegniemy.
Monika zwalnia i biegniemy razem.
Do szesnastego kilometra biegniemy razem, później się rozdzielamy.
Ona biegnie szybciej - ja swoim tempem...
Dobiegam do mety, ostatnie trzy kilometry biegnąc tak szybko, jak tylko mogę …wyprzedzam trzy dziewczyny i wpadam na metę …
Na mecie jest już Maciek Mazerant, i Monika Strobin... czekamy na innych...
Pojawiają się po kolei nasi klubowicze...
Są dziewczynki … Justyna i Gabrysia – wielkie brawa, dziewczyny!
Za nimi wbiega Emilka :)
Super :)


W końcu odmeldowują się wszyscy...
Idziemy przebrać się w suche ciuchy...
Jako drużyna zajmujemy czwarte miejsce. Ale i tak w dniu dzisiejszym dla mnie osobiście największymi bohaterami tego biegu są Justyna Pastwińska , Gabryiela Siedlecka
i Emilka :)
Dziewczyny! Jesteście wielkie :)
Wasza pierwsza połówka - brawo wy :)
Jak co roku bieg odbył się w pięknym malowniczym lesie … było bajecznie kolorowo :)
Wracamy za rok :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz