niedziela, 9 października 2016

Prześcignąć Raka

Tak sobie pomyśleliśmy, że bieg „Prześcignąć raka” będzie fajnym pomysłem na spędzenie niedzielnego przedpołudnia.
Jak głowa wymyśliła, tak postąpiliśmy... Wstaliśmy rano i pojechaliśmy z Emilką do Łagiewnik.
Tam odebraliśmy pakiety startowe i powitaliśmy wszystkich biegowych kolegów i koleżanki.
Do biegu pozostała godzinka, zrobiliśmy więc sobie rozgrzewkę, pokibicowaliśmy zawodnikom, którzy ruszyli na ścieżki leśne w marszu i świetnie się bawiliśmy.
Po ukończeniu przez wszystkich zawodników marszu wręczono im pamiątkowe medale i dyplomy.
Pozostało troszkę czasu do głównej atrakcji, czyli biegu na 5 km , no... może troszkę więcej....
Zrobiliśmy rozgrzewkę, którą przygotował dla nas organizator, ale tak z przymrużeniem oka...Ustawiliśmy się na starcie, tradycyjnie ja na samym końcu prawie...ruszyliśmy.
Wcale nie było moim zamiarem ścigać się, to miała być część mojego dzisiejszego treningu – długiego wybiegania. W zasadzie tak było.
Pierwsze 4 km biegłam sobie tak, aby nie czuć się zmęczoną.... takie miałam założenie.
W końcu miał to być kawałek mojego długiego wybiegania.
Na czwartym kilometrze dogoniłam cztery dziewczyny, biegłam chwilkę za nimi...
W głowie pojawiła się myśl: - Przecież dasz radę. Możesz je wyprzedzić , no ale …, ale miałaś się nie ścigać.
No tak … miałam się nie ścigać!
Postanowiłam ostatnie 1500 metrów pobiec troszkę mocniej... nie dużo, tylko tak, by wyprzedzić te cztery panie przede mną.
Udało się, na ostatnich metrach spotkałam Marcina Sz. … Pytam: - Daleko jeszcze?
Krótka odpowiedź: - 200 metrów...
No to do przodu, te dwieście metrów dam radę jeszcze szybciej... chyba??
Wpadłam na metę, wyprzedzając jeszcze dwie osoby...
Prowadzący wyczytał numerki panów, których już nie zdążyłam dogonić , odebrałam medal i dyplom pamiątkowy. A z ust pana prowadzącego wyleciały słowa: - Właśnie metę przekroczyła trzecia kobieta z numerem startowym 81... Katarzyna Suska .
- Woow! Jestem trzecia! - pomyślałam... pierwszy raz na krótkim dystansie udało się coś ugrać, niesamowite.
Zaraz za mną na metę przyleciał Maciek i Emilka.
Poszliśmy do samochodu zmienić mokre ciuchy na suche. Po zmianie odzieży rozgrzaliśmy się ciepła herbatką.
Niektórzy nawet spożyli szaszłyka - podobno bardzo dobry – opinia mojego Maciusia.
A i jeszcze jedno - największe wrażenie na mnie zrobiła blacha ciasta drożdżowego, gigantyczna , ale to możecie zobaczyć …. bardzo dobre było! Giga ciacho!!!!!

Odebrałam pucharek i podjęliśmy drogę powrotną do domu:)

Bieg był super zorganizowany :) Wielka, ogromna szóstka z plusem za organizację.
Dziękuję Emilka i Maciek :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz