Tak
sobie pomyśleliśmy, że bieg „Prześcignąć raka” będzie
fajnym pomysłem na spędzenie niedzielnego przedpołudnia.
Jak
głowa wymyśliła, tak postąpiliśmy... Wstaliśmy rano i
pojechaliśmy z Emilką do Łagiewnik.
Tam
odebraliśmy pakiety startowe i powitaliśmy wszystkich biegowych
kolegów i koleżanki.
Do
biegu pozostała godzinka, zrobiliśmy więc sobie rozgrzewkę,
pokibicowaliśmy zawodnikom, którzy ruszyli na ścieżki leśne w
marszu i świetnie się bawiliśmy.
Po
ukończeniu przez wszystkich zawodników marszu wręczono im
pamiątkowe medale i dyplomy.
Pozostało
troszkę czasu do głównej atrakcji, czyli biegu na 5 km , no...
może troszkę więcej....
Zrobiliśmy
rozgrzewkę, którą przygotował dla nas organizator, ale tak z
przymrużeniem oka...Ustawiliśmy się na starcie, tradycyjnie ja na
samym końcu prawie...ruszyliśmy.
Wcale
nie było moim zamiarem ścigać się, to miała być część mojego
dzisiejszego treningu – długiego wybiegania. W zasadzie tak było.
Pierwsze
4 km biegłam sobie tak, aby nie czuć się zmęczoną.... takie
miałam założenie.
W
końcu miał to być kawałek mojego długiego wybiegania.
Na
czwartym kilometrze dogoniłam cztery dziewczyny, biegłam chwilkę
za nimi...
W
głowie pojawiła się myśl: - Przecież dasz radę. Możesz je
wyprzedzić , no ale …, ale miałaś się nie ścigać.
No
tak … miałam się nie ścigać!
Postanowiłam
ostatnie 1500 metrów pobiec troszkę mocniej... nie dużo, tylko
tak, by wyprzedzić te cztery panie przede mną.
Udało
się, na ostatnich metrach spotkałam Marcina Sz. … Pytam: - Daleko
jeszcze?
Krótka
odpowiedź: - 200 metrów...
No
to do przodu, te dwieście metrów dam radę jeszcze szybciej...
chyba??
Wpadłam
na metę, wyprzedzając jeszcze dwie osoby...
Prowadzący
wyczytał numerki panów, których już nie zdążyłam dogonić ,
odebrałam medal i dyplom pamiątkowy. A z ust pana prowadzącego
wyleciały słowa: - Właśnie metę przekroczyła trzecia kobieta z
numerem startowym 81... Katarzyna Suska .
-
Woow! Jestem trzecia! - pomyślałam... pierwszy raz na krótkim
dystansie udało się coś ugrać, niesamowite.
Zaraz
za mną na metę przyleciał Maciek i Emilka.
Poszliśmy
do samochodu zmienić mokre ciuchy na suche. Po zmianie odzieży
rozgrzaliśmy się ciepła herbatką.
Niektórzy
nawet spożyli szaszłyka - podobno bardzo dobry – opinia mojego
Maciusia.
A
i jeszcze jedno - największe wrażenie na mnie zrobiła blacha
ciasta drożdżowego, gigantyczna , ale to możecie zobaczyć ….
bardzo dobre było! Giga ciacho!!!!!
Odebrałam
pucharek i podjęliśmy drogę powrotną do domu:)
Bieg
był super zorganizowany :) Wielka, ogromna szóstka z plusem za
organizację.
Dziękuję
Emilka i Maciek :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz