niedziela, 25 września 2016

Taki fajny bieg

Jak wam opowiem, jak się znalazłam w Łasku, to się uśmiejecie :)
Więc tak..
Dwa tygodnie temu mój małżonek przeglądając oferty biegowe w regionie łódzkim stwierdził, że jest tyle biegów, że nie wiadomo, co wybrać... nawet za dwa tygodnie jest bieg inaugurujący otwarcie ścieżek biegowych gdzieś w okolicach Łodzi..
Ucieszyłam się, gdyż okazało się, że mam wolny weekend i będę mogła pobiec.
W środę przed przewidywanym biegiem okazało się, że ścieżki - niestety - są za tydzień... i ja ich nie pobiegnę, gdyż jestem w pracy.
Maciuś postanowił znaleźć jakiś bieg na mój wolny weekend.
I tak właśnie postanowiliśmy pobiec w Łasku na 10 km.
Rano wstaliśmy, spakowaliśmy nasze plecaczki i udaliśmy się na miejsce zbiórki - pod blok Emilki i Błażeja.
Tam zapakowaliśmy nasze tyłeczki do Pimpka i ruszyliśmy w podróż...
Po 40 minutach znaleźliśmy się na miejscu, odebraliśmy pakiety startowe i zapoznaliśmy się z topografią miejsca, czyli zlokalizowaliśmy toalety i miejsce startu.
Start ze stadionu...
Siedząc sobie na ławce i czekając na odpowiedni moment, aby zrobić rozgrywkę, byliśmy świadkiem dwukrotnej „śmierci” bramki startowej.
Do startu pozostało 30 minut, więc poszłam pobiegać na bieżni stadionu... jedno kółeczko biegniemy w czwórkę, oczywiście, drugie okrążenie, a w lewym boku pojawia się kolka, usilne kłucie... no tak, pomyślałam: - Kolka na rozgrzewce, to co będzie na biegu ???
Do startu niewiele czasu, bo pięć minut, a ja i Emilka szukamy toalety.. dużo nie brakowało, a spóźniłybyśmy się na start.
Jednak wszystko skończyło się dobrze.
Minuta do startu, odliczanie i pobiegliśmy.
Pierwszy kilometr, to wiem już z zegarka, 4 z kawałkiem, drugi też jakoś tak, ale to tłumaczy, to że jakoś tak trudno i ciężko się biegło 6 i 7 kilometr...
Trasa biegu to dwa okrążenia.
Wcale nie jest łatwa i wcale nie jest płaska.
Biegnę i staram się nie patrzeć na zegarek, ale nie znam trasy, a ona wcale nie jest oznaczona co kilometr, więc czasem zerkam na tarczę, by kontrolować ilość kilometrów.
Bieg kończę jako piąta kobieta, a druga w swojej kategorii wiekowej. 
 
Po mnie na metę wpada Maciuś, Błażej i zaraz za nim Emilka.
Wszyscy jesteśmy zadowoleni z biegu - każdy z nas odniósł jakiś swój mały sukces.
Niestety, na mecie nie dostaliśmy medali, choć organizator pisał w regulaminie, że takowy gadżet będzie na mecie... i jeszcze jedno - na dekorację czekaliśmy do 16:30.
Czas oczekiwania zabił trochę radochę z biegu, ale za to zwiedziliśmy sobie spacerkiem okolicę i zjedliśmy mega lody.
Teraz szybko posumujmy bieg, który odbył się po raz pierwszy. Trasa nie zamknięta dla ruchu, ale aż tylu samochodów na drodze nie było, więc jakoś to nie przeszkadzało.
Szkoda że nie pokuszono się o oznakowanie trasy co kilometr albo chociaż co dwa... trochę by to ułatwiło, no i ten medal... ten kawałek stopu metali,przewiązany wstążeczką na mecie, byłby naprawdę uwieńczeniem wysiłku tych kilkudziesięciu osób, które biegły w tym biegu.
Szkoda...
Jedzenie po biegu, super grochówka, spaghetti, hot dog, do wyboru, co kto chce, ciepła kawa, herbata, woda mineralna. Posiłek regeneracyjny naprawdę dobry.
Klasyfikacja … brak open - no taki figielek... tylko kategorie wiekowe:)
Jednym słowem - jak tylko czas i zdrowie pozwoli - za rok wracamy :)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz