czwartek, 18 grudnia 2014

Run

Rok dobiega końca, niedługo magiczne święta na kuli ziemskiej, a mnie się wzięło na wspominki :)
Rok w zasadzie można zaliczyć do zakręconych i takich, w którym to czas się nie dłuży...leci jak szalony w swym ultra maratońskim biegu.
Sukcesów zawodowych jakoś w tym roku nie odnotowałam, choć wykiełkował jeden pomysł, padł na podatny grunt i zaczyna z niego coś rosnąć... jednak za wcześnie, by wiedzieć, czy owa sadzonka się przyjmie i wyda owoce...
Mam nadzieję ze się rozrośnie i zaowocuje na maxa. Ale jeszcze za wcześnie, by o tym mówić :)
Z drugiej strony - dwa lata wcześniej nigdy bym nie pomyślała, że w tym roku bieganie sprawi mi tyle niespodzianek, pozwoli się rozwijać...
Często zadawane pytanie, z jakim się spotkałam i wy pewnie jako biegacze też się z nim spotykacie, to „po co?” Albo - czemu ty to robisz?
Odpowiedź jest z jednej strony bardzo prosta, a z drugie znów wcale nie jest tak oczywista...
Po co?
No tak się nad tym zastanowić to... bieganie daje nam poczucie wolności.. ale nie tylko ja powiem wam, co mnie osobiście dał ostatni rok biegania i trenowania...
Po pierwsze nauczyłam się wykorzystywać czas na maksa.. do końca każda minutkę każdą sekundę...
Bieganie stało się szkieletem. To wokół treningu układane były inne zajęcia .. Jak trening był zaplanowany, to musiał być zrobiony.
Czy rano, w czy w porze obiadu - nieważne, nawet gdy było ciemno, a trening był nie zrobiony, to trzeba było iść i wykonać to, co założone zostało..
Ten rok zmienił też moje podejście do biegania... biegam i trenuję.
Biegam dla przyjemności, z ludźmi, których uwielbiam i nie zamieniłabym na nikogo innego. Bardzo się cieszę, że do tego grona należy też mój Maciek. Ale trenuję również w samotności, bo tak lubię.
Nie lubię, gdy ludzie widzą mnie na treningu, czasem nie mam ochoty czegoś robić, wcale mi nie idzie. Czasem nie mam siły i wtedy wolę być sama, zmagać się ze sobą osobiście … dać sobie kopa w dupę... to motywuje do innych wyzwań...
Czasem na trasie też jesteś sam i musisz, po prostu musisz, się zmotywować …
Dla mnie takim biegiem był półmaraton Słowaka... dał mi w kość mocno, ale też udowodniłam sobie, że jeżeli chcę, to mogę i dam radę.
Bieganie pomogło mi uwierzyć we własne możliwości, pokazało, że pracą i systematycznością mogę coś osiągnąć. Wiem - brzmi to jak słaby kawałek amerykańskiego filmu, ale tak jest.
Bieganie pozwoliło mi przede wszystkim poznać wspaniałych ludzi...Ludzi, którzy potrafią dzielić z tobą twój smutek, twoją radość. Ludzi, którzy podają rękę, wtedy gdy jej potrzebujesz :)
Ludzi, z którymi po biegu, którego wynik cię zaskakuje, wracasz do domu samochodem i sączysz piwo :)
Ludzi niesamowicie zakręconych, szalonych, ale o wielkim sercu.
Którzy potrafią pomagać nie tylko swoim znajomym, ale też ludziom, których nie znają … ludziom w potrzebie, takim których los doświadczył...
Okazuje się, że w tych ludziach drzemią pokłady miłości i współczucia tak wielkie, że nie udźwignął by ich niejeden samarytanin.
Okazuje się, że społeczność biegowa potrafi pomagać dorosłym, dzieciom, każdemu, kto tego potrzebuje.
Bieganie daje poczucie przynależności do tej zakręconej społeczności... i powiem tak: - Z dumą i podniesioną głową powiem, że tak - należę do tej zakręconej łódzkiej społeczności biegaczy.
Więc - jak widać - odpowiedź na pytanie „po co” wcale nie jest łatwa... bo tych „po co” jest milion powodów, a każdy następny jest lepszy od poprzedniego...
Kocham bieganie.
Biegam dla ludzi, dla moich dzieci, które z dumą mówią:
- To moja mama.
Biegam dla dopingujących, czasem dla kogoś...
Biegam by sobie udowodnić, że można, jeśli się tylko chce, i to jest piękne... biegam dla słów, wypowiadanych przez mojego męża na mecie: - Jestem z ciebie dumny ….
Dla uśmiechów ludzi... dla mnie, dla wszystkich, by widzieć u siebie i innych przysłowiowego „banana” na twarzy...
Dziękuję wam wszystkim za to, że jesteście....
Dziękuje aniołku,że mnie zaraziłaś <3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz