Rok
dobiega końca, niedługo magiczne święta na kuli ziemskiej, a mnie
się wzięło na wspominki :)
Rok
w zasadzie można zaliczyć do zakręconych i takich, w którym to
czas się nie dłuży...leci jak szalony w swym ultra maratońskim
biegu.
Sukcesów
zawodowych jakoś w tym roku nie odnotowałam, choć wykiełkował
jeden pomysł, padł na podatny grunt i zaczyna z niego coś
rosnąć... jednak za wcześnie, by wiedzieć, czy owa sadzonka się
przyjmie i wyda owoce...
Mam
nadzieję ze się rozrośnie i zaowocuje na maxa. Ale jeszcze za
wcześnie, by o tym mówić :)
Z
drugiej strony - dwa lata wcześniej nigdy bym nie pomyślała, że w
tym roku bieganie sprawi mi tyle niespodzianek, pozwoli się
rozwijać...
Często
zadawane pytanie, z jakim się spotkałam i wy pewnie jako biegacze
też się z nim spotykacie, to „po co?” Albo - czemu ty to
robisz?
Odpowiedź
jest z jednej strony bardzo prosta, a z drugie znów wcale nie jest
tak oczywista...
Po
co?
No
tak się nad tym zastanowić to... bieganie daje nam poczucie
wolności.. ale nie tylko ja powiem wam, co mnie osobiście dał
ostatni rok biegania i trenowania...
Po
pierwsze nauczyłam się wykorzystywać czas na maksa.. do końca
każda minutkę każdą sekundę...
Bieganie
stało się szkieletem. To wokół treningu układane były inne
zajęcia .. Jak trening był zaplanowany, to musiał być zrobiony.
Czy
rano, w czy w porze obiadu - nieważne, nawet gdy było ciemno, a
trening był nie zrobiony, to trzeba było iść i wykonać to, co
założone zostało..
Ten
rok zmienił też moje podejście do biegania... biegam i trenuję.
Biegam
dla przyjemności, z ludźmi, których uwielbiam i nie zamieniłabym
na nikogo innego. Bardzo się cieszę, że do tego grona należy też
mój Maciek. Ale trenuję również w samotności, bo tak lubię.
Nie
lubię, gdy ludzie widzą mnie na treningu, czasem nie mam ochoty
czegoś robić, wcale mi nie idzie. Czasem nie mam siły i wtedy wolę
być sama, zmagać się ze sobą osobiście … dać sobie kopa w
dupę... to motywuje do innych wyzwań...
Czasem
na trasie też jesteś sam i musisz, po prostu musisz, się
zmotywować …
Dla
mnie takim biegiem był półmaraton Słowaka... dał mi w kość
mocno, ale też udowodniłam sobie, że jeżeli chcę, to mogę i dam
radę.
Bieganie
pomogło mi uwierzyć we własne możliwości, pokazało, że pracą
i systematycznością mogę coś osiągnąć. Wiem - brzmi to jak
słaby kawałek amerykańskiego filmu, ale tak jest.
Bieganie
pozwoliło mi przede wszystkim poznać wspaniałych ludzi...Ludzi,
którzy potrafią dzielić z tobą twój smutek, twoją radość.
Ludzi, którzy podają rękę, wtedy gdy jej potrzebujesz :)
Ludzi,
z którymi po biegu, którego wynik cię zaskakuje, wracasz do domu
samochodem i sączysz piwo :)
Ludzi
niesamowicie zakręconych, szalonych, ale o wielkim sercu.
Którzy
potrafią pomagać nie tylko swoim znajomym, ale też ludziom,
których nie znają … ludziom w potrzebie, takim których los
doświadczył...
Okazuje
się, że w tych ludziach drzemią pokłady miłości i współczucia
tak wielkie, że nie udźwignął by ich niejeden samarytanin.
Okazuje
się, że społeczność biegowa potrafi pomagać dorosłym,
dzieciom, każdemu, kto tego potrzebuje.
Bieganie
daje poczucie przynależności do tej zakręconej społeczności... i
powiem tak: - Z dumą i podniesioną głową powiem, że tak -
należę do tej zakręconej łódzkiej społeczności biegaczy.
Więc
- jak widać - odpowiedź na pytanie „po co” wcale nie jest
łatwa... bo tych „po co” jest milion powodów, a każdy następny
jest lepszy od poprzedniego...
Kocham
bieganie.
Biegam
dla ludzi, dla moich dzieci, które z dumą mówią:
-
To moja mama.
Biegam
dla dopingujących, czasem dla kogoś...
Biegam
by sobie udowodnić, że można, jeśli się tylko chce, i to jest
piękne... biegam dla słów, wypowiadanych przez mojego męża na
mecie: - Jestem z ciebie dumny ….
Dla
uśmiechów ludzi... dla mnie, dla wszystkich, by widzieć u siebie i
innych przysłowiowego „banana” na twarzy...
Dziękuję
wam wszystkim za to, że jesteście....
Dziękuje
aniołku,że mnie zaraziłaś <3
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz