niedziela, 29 maja 2016

Igrzyska śmierci

Wielkie święto w Łodzi.
Ponad pięć tysięcy biegaczy o 19.00 stanęło na starcie biegu ulicą Piotrkowską.
...ale zacznijmy od początku.
W czwartek pojechaliśmy rowerami, by odebrać pakiety startowe na już trzeci dla mnie bieg ulicą Piotrkowską, dla mojego Maćka to drugi.
W biurze zawodów spotkaliśmy Pana Jagodę. Wymiana zdań i chwila rozmowy.
Po odebraniu pakietów startowych pojechaliśmy sprawdzić jak nasze rowerki sprawdzają się w terenie - wylądowaliśmy w Zgierzu u Małgosi.
W piątek normalny dzień pracy, nie było lekko, ale daliśmy radę.
Nadszedł w końcu dzień próby...
Sobota rankiem - wizyta na Bałuckim Rynku dla odwrócenia myśli od biegu... Świeże pomidorki, kalafiorki - to przecież dodatkowe źródło witamin :)
Na bieg wybraliśmy się spacerkiem, a droga miała być potraktowana jako rozgrzewka.
Dotarliśmy pod Pomnik Aleksandra Kamińskiego.
Zebranie klubu przed biegiem, wspólna fotka, na której znaleźli się prawie wszyscy.
Do startu pozostałą godzina.
Krótka wymiana uprzejmości, zaliczenie kibelka no i oczywiście małą rozgrzewka. Czas zająć miejsca w blokach startowych, czyli czas udać się do stref.
W strefie znalazłam się z Madzią która uciekła do końca z Błażejem i dwójkę jego znajomych.
Poszła pierwsza grupa, druga... i teraz my :)
Biegniemy.
Super. Żar z nieba, wody brak - jak na pustyni, ale wszyscy dzielnie biegną. Dobrze że przez Manu biegniemy na samym początku.
Rynek w Manu mija jakoś tak szybko... wybiegamy na ulice Łodzi.
Tu rozgrzany asfalt i niby równa prosta Łódź.
Biegniemy do ulicy Zachodniej, następnie Al. Kościuszki.
Tam skręcamy w lewo, w Al. Mickiewicza i zaraz w prawo w ulicę Piotrkowską – Piotrkowską, i biegniemy do naszej Katedry.
Tam po mokrej kostce, która jest ślizga jak lodowisko, próbujemy się nie wygrzmocić i złapać choć jeden kubeczek z wodą.
Przyrzekam wam - wcale to nie było proste. Wracamy na Piotrkowską.
Wydawałoby się, że to wcale nie jest trudna trasa... nic bardziej mylącego.
Bieganie naszą główną ulicą po prostu uwielbiam.
Jest super, ale w prażącym słońcu już takiej zabawy nie ma … może jest trochę mniejsza.
Na siódmym kilometrze biegnę z kolką, - skąd się przyplątała - nie wiem,
Jest tak silna, że muszę stanąć na chwilkę, gdy podejmuję bieg.
Nadal trzyma.
Biegnę wolniej, ale to nic, ważne że biegnę i nie dam jej wygrać.
Zbiegamy z Piotrkowskiej do naszego dzielnego Naczelnika, któremu machamy i dobiegamy do ulicy Legionów.
Tam kierunkowskaz w lewo, następnie w ulicę Zachodnią w prawo, dalej Ogrodową w prawo... i jest!
...w Nowomiejską!!!!
Jeszcze tylko jeden zakręt i jest META.
Na mecie wita mnie Maciek Tracz, słowami:
- Oj... nie wyglądasz dobrze , ale kolega przed tobą wygląda jeszcze gorzej :)
Odpowiadam: - Dzięki... i idę dalej po swój medal.
Może to nie był mój życiowy wyczyn, ale bardzo się cieszę, że udało się go ukończyć w takim czasie - 48:28 to fajny wynik :)
Bardzo dziękuję wszystkim kibicom: Emilce, Kamili, Sylwii, Konradowi , Tomkowi, Mateuszowi, Ani, za doping na ostatnich metrach i wszystkim kibicom na całej trasie.
Gdy wszyscy odmeldowali się na mecie, podziwialiśmy na Starym Rynku najlepszych tego biegu.
To uczucie, gdy na podium staje ktoś z twojego bliskiego otoczenia, twoja dobra koleżanka, twój kolega, jest bezcenne, a gdy ty sama zmierzasz w stronę tego miejsca, to na chwilkę, jeden mały momencik, świat jest tylko twój :)

Dziękuje wszystkim za doping, wsparcie i obecność na biegu.
Fajnie że Tuwim - taki leciwy gość - postanowił w tym roku pobiegać z nami... Bierzcie z niego przykład :)
Do zobaczenia na kolejnej imprezie biegowej i na ścieżkach naszego miasta.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz