Po
raz trzeci Uniejów jest gościnny dla nas, a już dziewiąty rok dla
biegaczy. Bieg do Gorących źródeł to chyba obowiązkowy punkt w
kalendarzu biegowym wszystkich pasjonatów biegania. Bieg jest
wyjątkowy, gdyż trasa biegnie po pięknych, jesienną paletą
malowanych ścieżkach Uniejowa.
Każdy
biegacz może podziwiać uroki jesieni, korony drzew pędzlem
pociągnięte, brzeg rzeki i trawy tam rosnące... Jednym słowem
piękno polskiej złotej jesieni.
Dziś
dopełnieniem jesiennego widoku był jeszcze deszcz i niebo, otulone
szarymi ciężkimi chmurami, które nie pozwoliły słońcu na
pokazanie swego oblicza.
Do
miejsca przeznaczenia dotarliśmy dzięki uprzejmości Krzysztofa
Borysa.
Dojechaliśmy
na miejsce, udaliśmy się już do dobrze znanej wszystkim hali
sportowej po odebranie pakietów.
Tu
z aparatem szalał już Doktorek.
Tam
spotkaliśmy Grzesia.
Grzesio
jak zawsze w bojowym nastroju. Gdzieś mignęła Marta, Madzia, która
zabrała moje dzieci do Uniejowa, i kilku jeszcze klubowiczów.
Po
dokonaniu zmiany odzieży cywilnej na biegową oficjalną
postanowiliśmy coś zjeść i zanieść rzeczy do samochodu. Kilka
poprawek w ubraniu.
Dyskusja
nad tym, czy biegniemy w krótkim rękawku, czy lepiej jakaś
bluza....
Podejmuję
decyzję, że biegnę w krótkim, ale rękawki przysługują.
Na
rynku czekają dziewczyny z Bartkiem... robię rozgrzewkę, gdy
kończę, dobiegając do rynku, spotykam biegnących Martę i Maćka.
Dobiegam do mojej obsługi technicznej, zostawiam bluzę, kurtkę i
szukam Maćka.
Tymczasem
do startu zostało 10 minut.
Na
miejscu spotykamy jeszcze Olę...
Stoimy
i czekamy.
Nagle
potężny huk wystrzału z armaty powoduje, że podskakuję. Sygnał
startu dość osobliwy, ale jedyny w swoim rodzaju.
Biegniemy...
na początku przyjemnie z górki, choć bardzo ciasno, ktoś popycha,
ktoś kopie, ale jakoś się przemieszczamy.
Jedna
długa prosta z górki, zakręt i pierwszy most.
Z
mostu skręcamy i dobiegamy do pięknego kompleksu
sportowo-rekreacyjnego z klombem lawendy.
Trzeci
kilometr, a mnie łapie kolka... nie dość że kolka, to jeszcze
kaszel, ale nie poddaję się i biegnę.
Pewnie
wolniej, ale biegnę.
Dobiegamy
do term.
Po
prawo termy, po lewo piękny kolorowy park.
Z
daleka pozdrawia biegaczy biała dama.
Most...
ten most to przekleństwo.
Nie
dość, że w czasie biegu wprawiamy go w drgania (amplituda około
10 cm.), to jeszcze ktoś mądry pomalował go w wzór, który efekt
drgań wzmaga.
Biegnę,
ale uczucie jest koszmarne.
Stawiam
nogę i nie wiem gdzie ją stawiam i czuję się tak, jakby ktoś
podcinał nogi.
Nie...
nie wiem w zasadzie, jak opisać to uczucie, ale uwierzcie, jest
koszmarne.
Zbiegam
z mostu, a tam Alek pstryka fotki.
Na
piątym kilometrze pomiar czasu 24 minuty - nie najgorzej - ale
należałoby przyspieszyć, myślę: - ...kolka jednak zrobiła
swoje.
Szósty
kilometr pod górkę.
Biegnę,
zerkam na zegarek: 4:45 tempo nie najgorsze, ale może by szybciej,
może szybciej... poganiam się … nie wiem, czy mi wychodzi, gdyż
postanawiam nie zerkać już na zegarek.
Biegnę
siódmy kilometr i kolejny atak zmory dzisiejszego dnia. Kolka w
prawym boku niweluje konsekwentnie moje starania, choć nie poddaję
się. Biegnę - nie staję - uciskam tylko bok i podążam do przodu.
Do mety mam jeszcze dwa kilometry, czuję jeszcze trochę kolkę w
boku, ale jakoś tak już mniej doskwiera.
Biegnę
trochę jest z górki,tu po prawo znów stoi Alek i robi zdjęcia.
Wybiegam przy pomniku papieża i zostaje jedna długa prosta,
Meta
w zasięgu wzroku, tu nagle pojawia się Krzysiek i krzyczy: - Dawaj
Kaśka! Dawaj!
Biegnie
szybko, wydaje mi się, że nie jestem w stanie go dogonić, ale
próbuję - gonię mojego klubowego kolegę. Finiszuję na mecie z
czasem 47:20 i tempem 4:14 ! Woow! Czas od roku na tej trasie,
poprawiony o ponad minutę. Może to niewiele, ale dla mnie to jakiś
sukces jest :)
Na
mecie pojawiają się Magda, Maciek, Marta i inni.
Każdy
z nas dostaje medal pamiątkowy i jest zadowolony.
Idziemy
się przebrać w suche ubrania, deszcz zaczyna padać coraz mocniej.
Idziemy
do hali, skąd Madzia zabiera moje dzieci do domu, podczas gdy my
jeszcze zostajemy na chwilkę.
Oglądamy
najlepszych tego biegu, stających na podium.
Tu
też Jadzia Wiktorek zdobywa drugie miejsce w swojej kategorii
wiekowej.
W
losowaniu nagród miał szczęście Krzysio :)
A
my cieszyliśmy się z ukończonego biegu i super towarzystwa.
Bieg
jak zawsze z super atmosferą, cudownymi ludźmi i pięknym medalem.
Wracam
za rok na jubileuszowy, X Bieg do Gorących Źródeł.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz