sobota, 26 sierpnia 2017

Debiut

To już ten dzień!
Rano pobudka o 7 rano, kawa i bułka z dżemem na śniadanko...
Po posiłku ubranie, zapakowanie potrzebnego sprzętu do samochodu i... ruszamy ku nowej przygodzie.
Dla mnie to debiut, pierwszy bieg górski, 21,5 km.
Nie wiem czego się spodziewać na trasie, w zasadzie to nic nie wiem.

A nie... przepraszam... jedno wiem.
Jestem tak zestresowana, jak bym miała zainwestować przynajmniej milion w niepewny interes.
Dojechaliśmy na miejsce, w czasie gdy do startu Ultra zostało jakieś pół godzinki.
Poszliśmy na start pokibicować tym, co męczyć się będą na odcinku 50,5 km....
Ale dystans!


Gdy ultramaratończycy znaleźli się już na trasie, ja odwiedziłam kilkakrotnie toaletę, Mezzo na scenie życzył nam powodzenia i nadszedł czas na nasz start.
Stanęliśmy na starcie... głośne odliczanie i pobiegliśmy.
Pierwsze kilometry łykane były bardzo łatwo...
Do dwunastego kilometra biegło się fajnie, później podbieg po wąskiej, kamienistej i korzeniami usłanej ścieżce pomiędzy krzakami jagód... malowniczo, ale tu biec było trudno, śliskie korzenie i kamienie nie dawały szans na bieg... za to na górze nagroda!
Czekała na nas woda!
I CO NAJWAŻNIEJSZE - KAWAŁEK RÓWNEGO!


Teraz zbieg, a za chwilkę znów lekko pod górkę...
Później, po wykańczającym psychicznie podbiegu, na którym moja prawa noga stwierdziła, że teraz to dobry moment na skurcz... piękny, długi, niezbyt ostry zbieg...
Ale się leciało, taka moc że woow....!!!
Po prawej widać polanę Jakuszycką, ale nie...

To jeszcze nie koniec, teraz zakręt i w górę!
Do mety zostało jeszcze sześć i pół kilometra.
Masakra!
Biegnę powoli, ale jakoś daję radę!
Trzy kilometry do mety.
Piękny zbieg... lecę, dobiegam do asfaltu i do dziewiętnastego kilometra - wydawałoby się, że jest pięknie.. tylko jeden skurcz.
Oczywiście na tym kilometrze moja ulubiona koleżanka kolka zasadziła się w prawym boku pod żebrami i w jej objęciach dobiegłam do mety.
Małpa ustąpiła dopiero na mecie, kiedy położyłam się na trawie i wyciągnęłam...

Na mecie czekała Kamilka, która w dniu dzisiejszym podjęła się roli naszego fotografa i technicznego wsparcia.
Ręce i nogi miałam tak spuchnięte, jakbym pracowała na stojąco przynajmniej trzy doby.
Na mecie, w debiucie biegu górskiego, zameldowałam się z czasem 2:07:47 , w K40/ 8, a jako kobieta 33.


Bieg zorganizowany rewelacyjnie!
Trasa pięknie oznaczona, Polana Jakuszycka to jedno wielkie miasteczko biegowe.
Impreza na szóstkę z plusem...
Piękna, wymagająca trasa, cudowni ludzie i biegowa atmosfera...
To wszystko można znaleźć w Jakuszycach!

Gdy już wszyscy ukończyli zmaganie z trasą, zjedliśmy regeneracyjny posiłek, odzialiśmy się ciepło i deszcz wygnał nas do domu.

Po powrocie oczywiście ciepłe jedzonko i spacer po Szklarskiej w celu obłaskawienia Ducha Gór!

Dzień, jak każdy tu, był udany i prawie w całości słoneczny...
Było cudownie... może jeszcze kiedyś skuszę się na bieg górski...? ;)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz