To
już ten dzień!
Rano
pobudka o 7 rano, kawa i bułka z dżemem na śniadanko...
Po
posiłku ubranie, zapakowanie potrzebnego sprzętu do samochodu i...
ruszamy ku nowej przygodzie.
Dla
mnie to debiut, pierwszy bieg górski, 21,5 km.
Nie
wiem czego się spodziewać na trasie, w zasadzie to nic nie wiem.
A
nie... przepraszam... jedno wiem.
Jestem
tak zestresowana, jak bym miała zainwestować przynajmniej milion w
niepewny interes.
Dojechaliśmy
na miejsce, w czasie gdy do startu Ultra zostało jakieś pół
godzinki.
Poszliśmy
na start pokibicować tym, co męczyć się będą na odcinku 50,5
km....
Ale
dystans!
Gdy
ultramaratończycy znaleźli się już na trasie, ja odwiedziłam
kilkakrotnie toaletę, Mezzo na scenie życzył nam powodzenia i
nadszedł czas na nasz start.
Stanęliśmy
na starcie... głośne odliczanie i pobiegliśmy.
Pierwsze
kilometry łykane były bardzo łatwo...
Do
dwunastego kilometra biegło się fajnie, później podbieg po
wąskiej, kamienistej i korzeniami usłanej ścieżce pomiędzy
krzakami jagód... malowniczo, ale tu biec było trudno, śliskie
korzenie i kamienie nie dawały szans na bieg... za to na górze
nagroda!
Czekała
na nas woda!
I
CO NAJWAŻNIEJSZE - KAWAŁEK RÓWNEGO!
Teraz
zbieg, a za chwilkę znów lekko pod górkę...
Później,
po wykańczającym psychicznie podbiegu, na którym moja prawa noga
stwierdziła, że teraz to dobry moment na skurcz... piękny, długi,
niezbyt ostry zbieg...
Ale
się leciało, taka moc że woow....!!!
Po
prawej widać polanę Jakuszycką, ale nie...
To
jeszcze nie koniec, teraz zakręt i w górę!
Do
mety zostało jeszcze sześć i pół kilometra.
Masakra!
Biegnę
powoli, ale jakoś daję radę!
Trzy
kilometry do mety.
Piękny
zbieg... lecę, dobiegam do asfaltu i do dziewiętnastego kilometra -
wydawałoby się, że jest pięknie.. tylko jeden skurcz.
Oczywiście
na tym kilometrze moja ulubiona koleżanka kolka zasadziła się w
prawym boku pod żebrami i w jej objęciach dobiegłam do mety.
Małpa
ustąpiła dopiero na mecie, kiedy położyłam się na trawie i
wyciągnęłam...
Na
mecie czekała Kamilka, która w dniu dzisiejszym podjęła się
roli naszego fotografa i technicznego wsparcia.
Ręce
i nogi miałam tak spuchnięte, jakbym pracowała na stojąco
przynajmniej trzy doby.
Na
mecie, w debiucie biegu górskiego, zameldowałam się z czasem
2:07:47 , w K40/ 8, a jako kobieta 33.
Bieg
zorganizowany rewelacyjnie!
Trasa
pięknie oznaczona, Polana Jakuszycka to jedno wielkie miasteczko
biegowe.
Impreza
na szóstkę z plusem...
Piękna,
wymagająca trasa, cudowni ludzie i biegowa atmosfera...
To
wszystko można znaleźć w Jakuszycach!
Gdy
już wszyscy ukończyli zmaganie z trasą, zjedliśmy regeneracyjny
posiłek, odzialiśmy się ciepło i deszcz wygnał nas do domu.
Po
powrocie oczywiście ciepłe jedzonko i spacer po Szklarskiej w celu
obłaskawienia Ducha Gór!
Dzień,
jak każdy tu, był udany i prawie w całości słoneczny...
Było
cudownie... może jeszcze kiedyś skuszę się na bieg górski...?
;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz