wtorek, 22 sierpnia 2017

Góry

Wakacje czas zacząć...
W niedzielę rano zapakowaliśmy Pimpka Emilki i Błażeja, wsadziliśmy ciała człowieków i ruszyliśmy w góry...
Droga - wcale nie taka długa, jak mi na wstępie się wydawało - upłynęła szybko i w radosnej atmosferze.
Dojechaliśmy na miejsce.
Nasza kwatera położona jest obok szumiącego strumyczka, mieszkamy sobie na piętrze i mamy je w zasadzie całe dla siebie.
Zapoznaliśmy się z naszą gospodynią i ruszyliśmy zwiedzić okolice.
By wiedzieć, gdzie co jest...

Miasteczko urokliwe.
Wędrując uliczkami odnaleźliśmy wszystko to, co u nas w Łodzi, ale uroku temu miejscu dodaje panorama gór, która rozciąga się w zasadzie wszędzie, gdzie by się nie spojrzało. Dzieło dopełnione jest przez mnóstwo małych straganów z pamiątkami.
Restauracja jedna przy drugiej, ale nie ukrywam,że to również ma swój urok.
Pierwszy dzień upłynął na zakupach i odwiedzinach stadionu....
Zwiedzając Szklarską Porębę ujrzeliśmy nawet znajome twarze z Łodzi...

Dzień, zakończony na tarasie pod niebem usłanym gwiazdami, był długi i dość wyczerpujący,.

Drugiego dnia wstałyśmy z Emilką, zaparzyłyśmy sobie kawę i wypiłyśmy ją na tarasie.
Niebo nie zapowiadało zbyt pięknej pogody, ale w zasadzie wcale nam to nie przeszkadzało, a kawa w tych pięknych okolicznościach przyrody tak nam smakowała, jakbyśmy piły ambrozję.
Zaczęło się przejaśniać i słoneczko nieśmiało wyszło zza chmurek. Naszykowaliśmy śniadanie, załadowaliśmy baterie i ruszyliśmy w góry...

Każdy z nas z plecaczkiem, gotów do drogi.
Pierwsze nasz postój w schronisku Kamieńczyk.
Tam widok odebrał dech w piersiach, a bardzo urokliwe trzy sówki siedzące na kamieniu postanowiły pozować razem z nami do zdjęć. Prawda jest taka, że były one zwykłymi kutymi sowami z żelaza, ale tak pięknymi, że skradły kawałek mojego serca.
Będę je zawsze wspominać.
Zapadły głęboko w mojej duszy.

Po Kamieńczyku naszym następnym postojem było schronisko na Hali Szrenickiej. Tu gorąca herbata okazała się mega wsparciem...
Pieczątka na kartkę i wracamy na szlak...

Szlak jest tak widowiskowy, że w zasadzie nie potrafię go opisać.
W zasadzie dużo kamieni, korzenie, ale to, co jest piękne, to głazy.
Takiej ilości i różnorodności kształtów głazów nie widziałam nigdy.
Widoki jak z bajki... raz wydawało by się że to przyjazny las z Gumisi, innym razem mroczna puszcza z Tolkiena.
Dotarliśmy do schroniska na Szrenicy.
Tam Kamilka zakupiła sobie kolejną kartkę i zdobyła pieczątkę. Znaleźliśmy się na wysokości 1362m n.p.m.
Gdzie nas licho poniosło?!

Następny przystanek to Śnieżne Kotły.
Nie wiedziałam, że na ziemi może być tak pięknie i strasznie jednocześnie. Po pierwsze wiatr wiał tu taki, że można byłoby spokojne rozłożyć ręce i poleciałoby się.
Widok iście malowniczy.
A jak dla mnie - jeszcze straszny.
Góry są jednak cudowne!
Skały tworzące śnieżne kotły wyglądają, jakby ktoś przyszedł i kawałek po kawałku wycinał w nich całe płaty.
To coś niesamowitego.


Wyglądają trochę jak skały krzemowe, schodzące w dół... nawet nie umiem tego opisać , to trzeba zobaczyć.
Kolejny przystanek to schronisko pod Łabskim Szczytem.
Gdybym wiedziała, jaki szlak prowadzi do niego, to gwarantuję - nikt nie byłby w stanie mnie namówić, cobym tam wlazła.
Oczywiście dobrze o tym wiedziała też Emilka z Błażejem i słowem nie powiedzieli, że będziemy wędrować po kamieniach.
Prawda, że stabilnych i szerokich, ale z mojej lewej strony to gruntu za dużo też nie było...
Z duszą na ramieniu podjęłam podróż po szlaku... możecie mi wierzyć lub nie, ale moja ulga po zejściu z kamieni była tak wielka, że poczułam się o dwadzieścia kilo lżej.
Ale gdybym tam nie wlazła, to nie widziałabym tych pięknych kamieni, pokrytych nieziemskimi zielonymi porostami ….
Widok trochę jak z filmów fantasy...
Nie wierzyłam że takie miejsca mogą być na wyciągnięcie ręki...
Dobra - może przesadziłam...


Trzeba jednak trochę się ruszyć.
Gdy dotarliśmy do schroniska, słonko wyszło zza chmur i ogrzało nasze zmęczone już twarze.
Gorąca herbatka na stoku i ...wracamy na szlak, zrobiło się zimno.
Na niebie pojawiły się ciemne ciężkie ołowiane chmury. Zaczął padać deszcz...
Szlak prowadzący do domu był kamienisty, ale piękny.

Zmarzłam jak diabli, ale było warto!!!
Prawie cała trasa naszej wycieczki biegła przez Park Narodowy !!!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz