sobota, 15 listopada 2014

Biegajmy...

Kolejna ścieżka biegowa w Łodzi została oficjalnie otwarta :)
Łagiewniki – ponad pięciokilometrowa trasa o godzinie 11 wypełniła się uśmiechniętymi i rywalizującymi ze sobą biegaczami.
Ale po kolei.
Marta zadeklarowała, że pojedziemy razem do Łagiewnik :)
Stwierdziła, że jedzie samochodem, więc podjedzie po nas.
Po drodze zabierzemy jeszcze Łukasza.
- Rano 9:20 Kwadrat. Tak brzmiał komunikat odczytany na fb napisany do mnie od Marty :)
- OK- pomyślałam :)
Rano wstałam, ubrałam się i obudziłam Maćka.
Tym razem wybieraliśmy się sami na bieg, bez naszych dziewczyn.
Na kwadrat dotarliśmy pięć minut wcześniej. Rozpoczęliśmy oczekiwanie, ale Marty nie docierała, a mnie się przypominało, że nie zabrałam bluzy.
Maciek stwierdził, że nie zabrał „pierzynki”, czyli swojej bardzo zimowej kurtki. Więc postanawiamy : Ja zostaję, Maciek wraca do domu po pierzynkę i bluzę :)
Maciek przyniósł nasze odzienie, a w tym samym momencie podjechał wehikuł czasu Marty :)
Na miejsca i po Łukasza, na Zdrowie w miejsce zbiórki nr
Co prawda Łukasza nie zastaliśmy, ale za to Ola dotarła :).
Dodzwoniliśmy się do niego i okazało się, że wczoraj wieczorem Łukasz poinformował wszystkich na FB ,że dotrze na miejsce samodzielnie :)
Ruszyliśmy w drogę. Maciek kierował Martę i dotarliśmy na miejsce. Docieramy do Arturówka, ale miejsce sprawia wrażenie raczej wyludnionego... i jakoś pusto.
Zapytałam Martę, czy to na pewno tu?
Z pełnym przekonaniem usłyszałam odpowiedź: - Tak, tak. To tu.
Brak biegaczy?
- Hmmmmmm?
- Czemu tu nie ma nikogo?
Parkujemy samochód, szykujemy dokumenty i idziemy do biura zawodów. Wchodzimy i pytamy panią w okienku, gdzie jest biuro zawodów.
Pani zerka na nas, dziwnie i mówi:
- Biuro zawodów otwarte... będzie, ale później.
Spoglądam na nią i mówię : - Jak to później? Miało być czynne od ósmej rano. :)
- „Nie...dziś, ale trochęźniej, a jutro od 8şş - mówi do nas Pani.
- Ale jak to, jutro?
- No... bieg jest jutro.- oznajmia nam pani.
Patrzymy po sobie, jedno na drugie i chórem mówimy:
- Nie! To dziś o 11şş :)
- Nie. Jutro jest bieg DOZ-u
- Ależ nie... to dziś jest otwarcie ścieżki biegowej .
Pani patrzy na nas podejrzanie, a za pleców dochodzi głos: - To nie tu...
Wszyscy jak na komendę odwracamy się i patrzymy z niedowierzaniem na pana, stojącego na schodach.
A on ze stoickim spokojem spogląda na nas i powtarza: - To na Wycieczkowej, a tu jest Skrzydlata.
Trzeci raz nie trzeba było nam powtarzać. Biegiem do samochodu. Wsiadamy, ustawiamy GPS, by już nie zbłądzić.
Jedziemy.
Ola nas prowadzi. Nagle przed nami wyrasta góra gruzu.
Droga zasypana.
Nie do wiary... droga zasypana.
Skręcamy w prawo i lecimy dalej.
Z górki … na pazurki i jesteśmy na Wycieczkowej.
Jupiiiii !!! Udało się :)
Po prawej parking, Marta chce zaparkować.
Ale Sonia mówi, by jechała dalej.
Jedziemy jeszcze dwa kilometry, docieramy na miejsce, parkujemy samochód.
Na parkingu spotykamy Łukasza, witamy się i udajemy się do biura zawodów.
Odbieramy pakiety startowe.
Każdy z nas sprawdza swój numer startowy, przypinamy je i wychodzimy. Zostawiamy resztę naszych rzeczy w samochodzie i udajemy się na rozpoznanie toalet.
Czas na rozgrzewkę.

Pytam Maćka czy idzie, mówi że tak, ale jak zaczynamy biec, Maciek zostaje z dziewczynami.
Na koniec okazuje się, że w końcu Łukasz i ja biegniemy sami.
Po dwóch kilometrach wracamy i ustawiamy się na starcie :)
Tam Magda Fiszer ciągnie mnie do przodu... - ...dawaj! - mówi.
- Chodź, tu będzie luźniej.
Na początku było luźniej, ale za chwileczkę było tak ciasno, jakby na starcie stało milion osób, a nie trzystu zawodników.
Strzał z pistoletu oznajmił nam, że należy podjąć walkę z trasą, czasem i samym sobą. :).
Wystartowaliśmy.
Biegniemy pięknymi alejkami Łagiewnik :)
Trasa wcale nie jest łatwa, ale za to piękna, malownicza :)
W zasadzie trasa przygotowana przez organizatorów miała mieć 6 km.
Tak podano na stronie, ale na czwartym kilometrze (z hakiem) dowiedziałam się od Roberta – Badyla, naszego mistrza, że trasa ma 5,40 km.
No... nie ukrywam, że trochę mnie to zirytowało :)
Gdy ja myślałam, że mam jeszcze troszkę czasu, by przyspieszyć, zobaczyłam w oddali metę.
Nie udało mi się już dogonić Magdy, za którą cały czas biegłam.
Na metę wbiegłam gdy zegar pokazywał 26:56.
Oficjalny czas z zawodów 27 minut i trochę sekund.
Dziwnie ten czas jest mierzony, ale nie wnikam :)
Pogratulowałyśmy sobie z Magdą na mecie.
Łukasz - jak obiecał - był z moją bluzą i kurtką :) , za co mu bardzo dziękuję :).
Staliśmy na mecie i czekaliśmy na resztę naszej czad drużyny :)
Po kolei na mecie meldowali się Sonia, Maciek, Ola i Marta :)
Każdy miał super wejście, gdyż pan spiker czytał każdego wbiegającego na metę:) Super ! Jupiiiiiii!
Jesteśmy niesamowici.
Łukasz był 6 na mecie :)
Gdyby zjadł śniadanie, byłby może pierwszy :)
Szkoda też, że organizatorzy nie są precyzyjni :)
Chodzi o dystans i pomiar czasu, ale my oczywiście nigdy nie zawodzimy i zawsze świetnie się bawimy :)
Gdy już wszyscy z naszej super odjechanej drużyny odmeldowali się na mecie, poszliśmy się przebrać do naszej mobilnej szatni (w Samochodzie). Później zupka fasolowa, no poważnie zupa fasolowa i ciepła herbata. Herbata była tak ciepła, że wyginała łyżeczki plastikowe (dowód zdjęcie łyżeczki ).
Udaliśmy się do jadalni, w spartańskich warunkach (patrz. Zdjęcia ) na posiłek mistrzów:).

Pogratulowaliśmy Dorocie Gapys drugiego miejsca :)
Zrobiliśmy kilka zdjęć i z uśmiechami na twarzy wróciliśmy do domu odstawieni przez Olę.
W ramach dobrej zabawy zaprosiliśmy Ole na kawę i oczywiście, jak wszyscy, którzy przekraczają próg naszego domu, Ola
wpadła w trójkąt bermudzki :)
Impreza Super!!!
Ludzie! Co ja będę robić, jak nie będzie zawodów ?
Z kim ja i mój Maciek będziemy się zaśmiewać i tak dobrze bawić ?
Dzięki, że jesteście :)
Jesteście mega pozytywnie zakręconymi wariatami.... i dobrze mi z wami :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz