Biegowy weekend w naszym łódzkim :)
W sobotnie popołudnie na Zdrowiu
zrobiło się bardzo kolorowo. Przy ulicy Srebrzyńskiej stanął
wielki balon z napisem START i META.
Tak wyglądał początek biegu ''Po
nowe”
Pierwszy bieg charytatywny,
organizowany przez Młodzieżowy
Ośrodek Socjoterapii nr 3 w Łodzi.
Uczestnicy
biegu mieli do wyboru dwa dystanse, a opłata za numer startowy
wynosiła minimum 5 polskich złotówek.
Na
starcie biegu wstawiło się kilkuset biegaczy, dokładnie nie wiem
ilu, ale myślę, że w poniedziałek będą oficjalne wyniki, to się
dowiemy.
Dystans
5 km cieszył się większą popularnością niż dyszka.
Na
starcie dychy stanął nasz klub w super składzie :)
Pan
Grzegorz ,Łukasz, Mateusz, Maciek i ja.
W
biegu na pięć km, reprezentowały nasz klub dziewczyny Sylwia i
Kamila :)
Troszkę
zamieszania przy wydawaniu numerów, ale poszło sprawniej, niż w
profesjonalnej firmie.
Numery
odebrane, czas na spacer po parku i próbę poznania trasy.
Na
zegarze zbliża się godzina 15.00 i należy udać się na start :)
Spotykamy
tu Ambitne Tygrysice, Michała z rodzinką i inne znajome
uśmiechnięte twarze.
Uczestnicy
biegu na 5 km. wystartowali, a my piętnaście minut po nich.
Ruszyliśmy...
biegnę sobie spokojnie, mijam pomnik, wbiegam w piaszczystą alejkę
parku, po kilkunastu metrach dobiegam do alejki, którą znam jak
własną kieszeń.
Biegnę
pod górkę... teraz z górki, i pierwsze kółeczko zaliczone. Jest
gorąco, nawet bardzo, w ustach zaschło... szkoda że nikt nie
pomyślał o wodzie na piątym kilometrze.
Drugie
kółeczko jak zawsze jakoś szybciej się kończy...
Jeszcze
ostatni zbieg i do mety prosto....
Jest
meta!
Oczywiście
zmęczona, ale zadowolona - 47:04 na dyszkę może być :) (czwarta
kobieta na mecie, ale byłam na siebie zła)
Po
biegu, w którym Łukasz zajął II miejsce, wszyscy udaliśmy się
na rodzinny piknik.
Grill,
pierogi, zupa.... no, wyżerka niesamowita. Wszystko pyszne i
świetnie przygotowane.
Nagrody
i pakiety startowe jak na bieg charytatywny super :)
Organizatorzy
biegu sprawili się na medal :)
Wszystko
na piątkę :)
Niedziela
to IX Bieg Wdzięczności za Pontyfikat Jana Pawła II.
Rano
wstaliśmy i udaliśmy się na Zdrowie, by wsiąść w tramwaj.
Udaliśmy się w podróż do Konstantynowa Łódzkiego.
Do
biura zawodów dotarliśmy tuż po dziewiątej. Zapisaliśmy nasza
młodszą córkę na bieg 1200m, a później udaliśmy się po odbiór
numerów startowych.
Zadowoleni,
że bez kolejki odebraliśmy pakiety, udaliśmy się na powietrze.
W
oczekiwaniu na bieg dla dzieci snuliśmy się po obiekcie, nie mogąc
znaleźć sobie miejsca.
Nie
mogliśmy za daleko odejść, bo Panie w biurze wymyśliły sobie, że
numery startowe dla dzieci wydadzą piętnaście minut przed
startem.
I
tak się stało, gdy dzieciaki powinny się rozgrzewać, stały w
biurze, by odebrać numer startowy :)
No
dobra czepiam się :)
Prosto
z biura na start, strzał z pistoletu i ruszyły dziewczynki.
Po
kilku minutach na mecie pojawiły się pierwsze zawodniczki, a między
nimi w połowie stawki nasza córka.
Po
odebraniu dyplomu na mecie, chwilka odpoczynku.
Spoglądam
na zegarek i dochodzę do wniosku, że powinnam iść się przebrać.
Idziemy
do szatni.
Tradycyjnie
szatnie nie opisane, na chybił trafił - gdzie męska , gdzie damska
:)
Ale
w Konstantynowie to już tradycja :)
Okazuje
się, że musimy z Maćkiem iść do biura zawodów, gdyż to, że
odebraliśmy numery startowe bez kolejki znaczyło, że musimy
uzupełnić dane... numer startowy nie zgadzał się z numerem czipa.
No,
ale czego można wymagać od Inessport.
W
zasadzie powinniśmy się przyzwyczaić, że zawody organizowane przy
współpracy z Inessport to zawody pełne niespodzianek.
Gdzieś
dokładnie nie wiem jak....a nie wiem, gdy podawałam swój numer
czipa, na hali spotkałam Tomka i Jagodę.
Numery
z czipami ogarnięte, rozgrzewka zrobiona, można startować.
Stajemy
na starcie.
Gotowi
do biegu. Każą się ustawiać zgodnie z kolorem numeru startowego,
ale każdy staje, jak mu wygodnie.
Odliczanie,
życzymy sobie powodzenia i startujemy …
Biegnę.
Nie
biegnę szybko, ale czuję zmęczenie... przez głowę przebiega
myśl: - Po co biegłaś wczoraj dychę?
O
cóż nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem, trzeba skończyć,
skoro się zaczęło.
Pierwsze
kółeczko za mną, na półmetku speaker wyczytuje moje nazwisko.
Lecę
dalej … drugie kółeczko, a ja zaczynam czuć brak mocy... oj,
niedobrze...
Na
czwartym kilometrze czuję na nogach ołowiane buty... biegnę, ale
ciężko.
Ciągnę
nogami po asfalcie.
Wyprzedzają
mnie dwie dziewczyny, a ja nie mam siły by przyspieszyć :(
Dobiegam
do mety jako 17-ta kobieta z czasem 22:37.
Prawda
jest taka,że pobiegłam lepiej, niż rok temu.
Na
twarzy uśmiech i radość.
Nie
zawsze wynik jest ważny :)
Czasem
ważniejsza jest lekcja, jaką daje nam życie :)
Bieg
oczywiście świetny, świetni ludzie, atmosfera i organizacja, choć
w tym zakresie możnaby troszkę popracować nad kilkoma sprawami.
Pomiar
czasu i wydawanie numerów startowych... czas chyba przeszkolić
pracowników i poważniej traktować ludzi, którzy biorą udział w
biegach.
Oczywiście
my się tym bawimy, mamy satysfakcję i radość, ale biegamy, by się
odstresować, a takie sytuacje, gdy nie ma nas na liście startowej
pomimo uiszczenia opłaty na dwa miesiące przed biegiem, albo brak
numeru startowego, albo właśnie bieganie do biura i podawanie
numeru startowego i numeru czip chyba nikomu nie są potrzebne.
Dwa
dni aktywne z niebywałą dawką endorfin :)
Dziękuję
wszystkim, którzy w tych dwóch dniach rywalizowali na ścieżkach
biegowych, towarzyszyli mi i dopingowali :)
Jesteście
świetni :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz