niedziela, 17 maja 2015

Aktywnie

Biegowy weekend w naszym łódzkim :)
W sobotnie popołudnie na Zdrowiu zrobiło się bardzo kolorowo. Przy ulicy Srebrzyńskiej stanął wielki balon z napisem START i META.
Tak wyglądał początek biegu ''Po nowe”
Pierwszy bieg charytatywny, organizowany przez Młodzieżowy Ośrodek Socjoterapii nr 3 w Łodzi.
Uczestnicy biegu mieli do wyboru dwa dystanse, a opłata za numer startowy wynosiła minimum 5 polskich złotówek.
Na starcie biegu wstawiło się kilkuset biegaczy, dokładnie nie wiem ilu, ale myślę, że w poniedziałek będą oficjalne wyniki, to się dowiemy.
Dystans 5 km cieszył się większą popularnością niż dyszka.
Na starcie dychy stanął nasz klub w super składzie :)
Pan Grzegorz ,Łukasz, Mateusz, Maciek i ja.
W biegu na pięć km, reprezentowały nasz klub dziewczyny Sylwia i Kamila :)
Troszkę zamieszania przy wydawaniu numerów, ale poszło sprawniej, niż w profesjonalnej firmie.
Numery odebrane, czas na spacer po parku i próbę poznania trasy.
Na zegarze zbliża się godzina 15.00 i należy udać się na start :)
Spotykamy tu Ambitne Tygrysice, Michała z rodzinką i inne znajome uśmiechnięte twarze.
Uczestnicy biegu na 5 km. wystartowali, a my piętnaście minut po nich.
Ruszyliśmy... biegnę sobie spokojnie, mijam pomnik, wbiegam w piaszczystą alejkę parku, po kilkunastu metrach dobiegam do alejki, którą znam jak własną kieszeń.
Biegnę pod górkę... teraz z górki, i pierwsze kółeczko zaliczone. Jest gorąco, nawet bardzo, w ustach zaschło... szkoda że nikt nie pomyślał o wodzie na piątym kilometrze.
Drugie kółeczko jak zawsze jakoś szybciej się kończy...
Jeszcze ostatni zbieg i do mety prosto....
Jest meta!
Oczywiście zmęczona, ale zadowolona - 47:04 na dyszkę może być :) (czwarta kobieta na mecie, ale byłam na siebie zła)
Po biegu, w którym Łukasz zajął II miejsce, wszyscy udaliśmy się na rodzinny piknik.
Grill, pierogi, zupa.... no, wyżerka niesamowita. Wszystko pyszne i świetnie przygotowane.
Nagrody i pakiety startowe jak na bieg charytatywny super :)
Organizatorzy biegu sprawili się na medal :)
Wszystko na piątkę :)
Niedziela to IX Bieg Wdzięczności za Pontyfikat Jana Pawła II.
Rano wstaliśmy i udaliśmy się na Zdrowie, by wsiąść w tramwaj. Udaliśmy się w podróż do Konstantynowa Łódzkiego.

Do biura zawodów dotarliśmy tuż po dziewiątej. Zapisaliśmy nasza młodszą córkę na bieg 1200m, a później udaliśmy się po odbiór numerów startowych.
Zadowoleni, że bez kolejki odebraliśmy pakiety, udaliśmy się na powietrze.
W oczekiwaniu na bieg dla dzieci snuliśmy się po obiekcie, nie mogąc znaleźć sobie miejsca.
Nie mogliśmy za daleko odejść, bo Panie w biurze wymyśliły sobie, że numery startowe dla dzieci wydadzą piętnaście minut przed startem.
I tak się stało, gdy dzieciaki powinny się rozgrzewać, stały w biurze, by odebrać numer startowy :)
No dobra czepiam się :)
Prosto z biura na start, strzał z pistoletu i ruszyły dziewczynki.
Po kilku minutach na mecie pojawiły się pierwsze zawodniczki, a między nimi w połowie stawki nasza córka.
Po odebraniu dyplomu na mecie, chwilka odpoczynku.
Spoglądam na zegarek i dochodzę do wniosku, że powinnam iść się przebrać.
Idziemy do szatni.
Tradycyjnie szatnie nie opisane, na chybił trafił - gdzie męska , gdzie damska :)
Ale w Konstantynowie to już tradycja :)
Okazuje się, że musimy z Maćkiem iść do biura zawodów, gdyż to, że odebraliśmy numery startowe bez kolejki znaczyło, że musimy uzupełnić dane... numer startowy nie zgadzał się z numerem czipa.
No, ale czego można wymagać od Inessport.
W zasadzie powinniśmy się przyzwyczaić, że zawody organizowane przy współpracy z Inessport to zawody pełne niespodzianek.
Gdzieś dokładnie nie wiem jak....a nie wiem, gdy podawałam swój numer czipa, na hali spotkałam Tomka i Jagodę.
Numery z czipami ogarnięte, rozgrzewka zrobiona, można startować.
Stajemy na starcie.
Gotowi do biegu. Każą się ustawiać zgodnie z kolorem numeru startowego, ale każdy staje, jak mu wygodnie.
Odliczanie, życzymy sobie powodzenia i startujemy …
Biegnę.
Nie biegnę szybko, ale czuję zmęczenie... przez głowę przebiega myśl: - Po co biegłaś wczoraj dychę?
O cóż nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem, trzeba skończyć, skoro się zaczęło.
Pierwsze kółeczko za mną, na półmetku speaker wyczytuje moje nazwisko.
Lecę dalej … drugie kółeczko, a ja zaczynam czuć brak mocy... oj, niedobrze...
Na czwartym kilometrze czuję na nogach ołowiane buty... biegnę, ale ciężko.
Ciągnę nogami po asfalcie.
Wyprzedzają mnie dwie dziewczyny, a ja nie mam siły by przyspieszyć :(
Dobiegam do mety jako 17-ta kobieta z czasem 22:37.
Prawda jest taka,że pobiegłam lepiej, niż rok temu.
Na twarzy uśmiech i radość.
Nie zawsze wynik jest ważny :)
Czasem ważniejsza jest lekcja, jaką daje nam życie :)
Bieg oczywiście świetny, świetni ludzie, atmosfera i organizacja, choć w tym zakresie możnaby troszkę popracować nad kilkoma sprawami.
Pomiar czasu i wydawanie numerów startowych... czas chyba przeszkolić pracowników i poważniej traktować ludzi, którzy biorą udział w biegach.
Oczywiście my się tym bawimy, mamy satysfakcję i radość, ale biegamy, by się odstresować, a takie sytuacje, gdy nie ma nas na liście startowej pomimo uiszczenia opłaty na dwa miesiące przed biegiem, albo brak numeru startowego, albo właśnie bieganie do biura i podawanie numeru startowego i numeru czip chyba nikomu nie są potrzebne.
Dwa dni aktywne z niebywałą dawką endorfin :)
Dziękuję wszystkim, którzy w tych dwóch dniach rywalizowali na ścieżkach biegowych, towarzyszyli mi i dopingowali :)
Jesteście świetni :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz