niedziela, 3 maja 2015

Padłeś , powstań!

Weekend majowy... każdy czeka na niego, gdyż wolne dni mnożą się.
W tym roku wielkiego majowego szaleństwa nie było, ale za to pogoda nienajgorsza.
Pierwszy dzień maja zimny, drugiego maja – praca (czas minął w niej jak na dobrej zabawie) i trzeci maja...
Święto całego narodu - uchwalenie Konstytucji …
Powinniśmy jako Polacy być dumni z tego historycznego dnia, miał dla nas, jako narodu niebywałe znacznie.
Byliśmy pierwszym krajem w Europie, a drugim na świecie, który miał taki dokument.
Trzeciego maja w Wiączyniu Dolnym odbywa się piknik sportowy, a dzięki uprzejmości naszego klubowego Dzika – Tomasza Wybora, udało nam się tam trafić :)
Dziewiąta.
Zbiórka w kwaterze głównej, czyli u nas...
Wystartowaliśmy...
Jedziemy sobie samochodem na piknik, każdy w super humorze. Pogoda dopisała, a słupek rtęci pokazuje 25 stopni... troszkę to złudne, bo słoneczko świeci, ale taka temperatura daje powód do lepszego samopoczucia.
Na Brzezińskiej tankujemy nasz wehikuł czasu.
Całą drogę uważamy, by nie łamać przepisów ruchu drogowego, gdyż podróżujemy .. a z resztą to wiemy my, jak podróżujemy :)
Powiem tylko, że wszyscy byliśmy trzeźwi :)
Dojechaliśmy na miejsce, a zaraz za nami podjechała Madzia z Alkiem i dzieciakami.
Ucieszyłam się, jak zobaczyłam Madzię... dawno się nie widziałyśmy.
Tu na parkingu Doktorek pstryknął nam fotki i już wszystko na swoim miejscu...
Muszę się wam do czegoś przyznać.. gdy ląduję w takim miejscu, gdzie jest mnóstwo ludzi pozytywnie zakręconych, to dla mnie trochę jak przeniesienie się w inny wymiar.
Nigdzie na świecie nie ma tylu pozytywnie nastawionych ludzi, jak na zawodach biegowych.
Udaliśmy się odebrać pakiety startowe i opłacić bieg.
Gdy z naszej strony formalności zostały zakończone, Kama postanowiła zapisać się na bieg, w związku z tą sytuacją została wszczęta procedura wciągnięcia młodej osoby na listę startową. Wszyscy z własnymi numerami startowymi udali się w poszukiwaniu ekipy, która przed biurem zawodów zdążyła już lekko się rozproszyć.
Gdy misja odnalezienia ekipy została zwieńczona sukcesem, udaliśmy się podziwiać konie...
Piękne są te zwierzęta... emanuje z nich niesamowita siła, ale widać również opiekuńczość.
Spojrzałam na zegarek - pół godziny do startu...
Trzeba się przygotować.
Nagle pojawia się prezes i Ania Patura.
Przyjechali na rowerach - taka tam wycieczka :)
Po przebraniu krótka kilometrowa rozgrzewka i powrót na start.
Gdy wbiegam w okolice startu, dzwoni mój telefon.
To Asia Stus - Gabinet Urody Joanna na majówce.
Nie do wiary !
Jak postanowiła, tak zrobiła. Zabrała całą swoją rodzinkę i proszę!
Jest :)
Po powitaniu i gorących uściskach razem z Maćkiem zostajemy ofotografowani i udajemy się na start.
Tu nagle pojawia się Asia i pstryka kolejną fotkę :)
Nadeszła chwila startu.
Ruszyliśmy.
Pierwszy kilometr przez wąskie gardło lasu, pobocze niebezpiecznie nachylone, pośrodku jakiś gruz, ale biegniemy.
Pierwszy kilometr łyknięty...
Dobrze mi się biegnie, słoneczko przedziera się przez jeszcze nie ubrane konary drzew, ogrzewając nasze twarze.
Na trzecim kilometrze zaliczam upadek... Monika Strobin pyta czy wszystko oki... jakiś kolega z boku pyta, czy pomóc.
- Nie... dzięki... biegnijcie! Dam radę.
Wstaję otrzepuję się próbuję biec.. mogę.
Jest dobrze. Mogę biec …
Biegnę dalej, kolano jedno i drugie podrapane, dłoń piecze... ale dam radę.
Przydałoby się trochę wody, by wypłukać usta, ale nie ma co na nią liczyć.
Bolą kolana, ale nie poddam się. Biegnę troszkę wolniej, krew na kolanach.
Podejmuję nierówną walkę: ona krzepnie, a ja zginając kolana cały czas jej starania niweluję.
Jest woda na szóstym... nie... chyba pomiędzy piątym a szóstym kilometrem.
Łapię kubeczek, płuczę usta... biegnę dalej.
Cały czas staram się biec, nie myśląc o ciągnącym, piekącym bólu .
9 kilometr, już blisko.... dam radę.
Nie jestem zmęczona biegiem - jestem zmęczona bólem.
Na ostatnich metrach wyprzedza mnie kolega z klubu i krzyczy: - Biegnij, młoda …
Biegnę, przed metą Ambitne Tygrysice dodają energii na finisz, wbiegam na metę …
Jest! Udało się !
Na mecie Monika znajduje ratownika, by opatrzył moje kolana, Asia wyciąga chusteczki, bym mogła je obetrzeć, Kamilka się tuli i pyta, czy boli, a ja mówię cały czas... :
- Idź na metę i czekaj na tatę …
Pojawia się młody ratownik medyczny i choć niewiele ma do roboty, na jego twarzy maluje się niepewność i lęk.
- Co się stało? - pyta...
Na co ja z godnie z prawdą odpowiadam, że o korzeń się potknęłam... i przewróciłam...
Wykształcony młody człowiek opryskuje mi jedno i drugie kolano, po czym wyciąga gaziki i zaczyna przemywać...
Wytrzymałam 3 sekundy.
Poprosiłam o gazik i samodzielnie dokonałam aktu oczyszczenia ran.
Wzrok pana ratownika bezcenny...
Właśnie na metę wbiega Maciek!
I w zasadzie reszta ekipy...
Zawody sportowe okazały się cudownym lekarstwem na poprawę humoru.
Cel - mocny trening - osiągnięty, do tego przypieczętowany krwią …
Teraz zostało poczekać na biegi dla dzieci.
I tu nasze młodsze słoneczko pokazało hart ducha i pobiegło 800 m.
Jestem z niej dumna :)
A... zapomniałam jeszcze... po biegu odbył się piknik na parkingu pomiędzy dwoma samochodami klubowymi.
Były napoje, ciastka i mnóstwo dobrego humoru :)
Jednym słowem dziękuję wszystkim za cudowny majowy piknik w tak doborowym towarzystwie.
Mam nadzieję, że moja rodzinka jest dziś szczęśliwa i zadowolona.
Impreza super, doskonały pomysł na spędzenie wolnego czasu :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz