Drugi dzień naszych urlopowych wojaży…
Rano, po śniadanku, poszliśmy po wodę do sklepu… bidony zaopatrzone w życiodajny płyn i do boju
Pierwsze metry pokonujemy biegnąc… później już się nie dało… Pierwsze
podejście na Skrzyczne dość trudnym, niebieskim szlakiem. Droga nie
jest prosta ani łatwa, choć może się tylko tak mnie wydawać. Na szlaku
spotykaliśmy ludzi, którzy wracali z gór… maleństwo marudziło po
drodze, ale szło… odrobina motywacji od Emilki i nawet jakoś poszło…
dotarliśmy do połowy trasy - tam gdzie przesiadają się ludzie na
wyciągu.
Biegniemy dalej … szlak wcale nie jest łatwy. Tu nie da
się biegać tak dosłownie, choć są momenty, że można, ale bieganie
nabiera nowego znaczenia. Jednym słowem przemieszczamy się do przodu .
Docieramy do szczytu… to co prawda drugi dopiero mój szczyt, ale radocha
jest wielka. Teraz rozpoczynamy podróż powrotną. Szlak dość
kamienisty, ale staramy się zbiegać, mamy jeden hamulec w postaci
naszego dzieciątka.
Jednak jakoś nam się udaje…
Dotarliśmy na Małe Skrzyczne. Tam sobie robimy mały postój. Ale widok jest boski.
Widoki są niebotyczne - wszystko co mnie otacza, jest tak przejmujące,
tak piękne i tak budzące respekt, że nie potrafię tego wyrazić. Zawsze
powtarzałam, ze góry należy szanować, należy czuć do nich respekt i
tego się dziś trzymam.
Z Małego Skrzycznego udało się zbiec i
podbiec pod skałę Malinowską. Tam naprawdę biegłam i czułam, że jest
super. Stamtąd mam super fotki, ale to zobaczycie później, a może za
chwilkę…
Widok z tego miejsca jest ujmujący, coś wspaniałego. Nogi już czują kilometry, ale nadal jest pięknie.
Stamtąd podejmujemy podróż do następnego miejsca przeznaczenia,
czyli do przełęczy Salmopolskiej i do Białego Krzyża . Tam postój na
picie i jedzenie….
Na liczniku mamy jakieś 13 km, ale w nogach
wydaje się, jak bym zrobiła maraton, oczywiście nie poddajemy się -
napieramy dalej . Po krótkim odpoczynku i świetnym cieście jagodowym i
drugim -miodowo orzechowym - biegniemy dalej.
Docieramy do Kotarza…
po drodze spotykamy crossowców. To niebywały widok , naprawdę . Młodzi
ludzie jeżdżący na motocyklach po lesie w górach ….coś niesamowitego -
pełen szacunek.
Dotarłyśmy na Kotarz, bo chłopcy byli pierwsi.
Teraz podążamy na Beskid Węgierski . Docieramy tam po dość kamienistym
szlaku, ale zadowoleni i uśmiechnięci.
Jednym słowem Brawo my i brawo Kamilka
Teraz zostało nam już tylko zejście do domu i zrobienie zakupów na upragnionego zapewne przez wszystkich grilla
Po ponad czterech godzinach udaje nam się dotrzeć do końca szlaku Lądujemy w mieście , a na licznikach mamy 21 kilometrów….
Góry są piękne, są wymagające i cudowne.
Szacunek do gór jest wskazany, ale też pełen podziw do nich jest potrzebny jak powietrze…
Powiem tak to mój drugi dzień w górach , jestem zachwycona widokami, trasami…
Masaż stóp mam zapewniony na dwadzieścia lat do przodu
Dziękuję Emilce i Błażejowi za te cudne chwile spędzone dziś w górach
i wyrażam pełen podziw dla mojego dziecka – Kamilki za pokonanie 21
kilometrów po wstaniu z kanapy i odłożeniu telefonu – Córcia BRAWO TY
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz