niedziela, 29 marca 2015

Złamane :)

Półmaraton Pabianicki edycja piąta.
Moja druga, a mojego Maćka pierwsza.
Bieg, do którego w zasadzie osobiście się nie przygotowywałam, gdyż moim celem jest maraton w Łodzi.
Decyzja o tym, by pobiec, zapadła w dniu, gdy mój Maciek powiedział, że chciałby pobiec półmaraton.
No ale dość tego wstępu, pobudka o szóstej, śniadanko, kawa i oczywiście owsianka … to ja …
Maciek jedzie na bananie...
Ubrani, spakowani, gotowi do działania :)
Wychodzimy na tramwaj... idziemy spokojnie... ja pozornie jestem spokojna, cały czas od wczoraj zastanawiam się, jak mam pobiec, czy moje założenie, które gdzieś tam w głowie układałam, jest osiągalne... jedna wielka niewiadoma.
Jedziemy na dworzec PKS, zakupujemy bilety i czekamy na przyjazd autobusu, który zawiezie nas na miejsce...
Po 30 minutach wsiadamy do środka transportu.
Po kolejnych 30 minutach jesteśmy na miejscu.
Tu jeszcze krótki odcinek do przejścia i jesteśmy na miejscu :)
Na środku hali sportowej, w której umiejscowione jest biuro zawodów, spotykamy Janusza, Mariusza, Tomka i Grzesia.
Odpieramy pakiety startowe, które Kamilka od razu rozbiera i zabiera dla siebie kilka rzeczy.
Grupa ŁRT rozrasta się, pojawiają się nowi członkowie drużyny i coraz więcej uśmiechów, radości, słów wsparcia.
Pod maską radości i beztroski ukrywam cały czas swoje zdenerwowanie, z jednej strony pewnie dotyczące mnie, z drugiej... mój Maciek biegnie pierwszy półmaraton...
Wiem, że da radę, ale bardzo bym nie chciała, by gdzieś pobiegł za szybko i by mu się nic nie stało. Te obawy związane z moim Maćkiem i moje obawy dotyczące mojej formy nie dają mi spokoju. Idę do szatni i wkładam swój strój biegowy.
Na stadionie rozstawiamy swoje centrum dowodzenia :)
Mamy jak zawsze swoją flagę.
Czesio też dojechał, by nam kibicować i ogólnie jesteśmy super zorganizowani :)
Do startu pół godzinki.
Mariusz zabiera nas na rozgrzewkę, pokazuje nam ćwiczenia, które mają pobudzić mięśnie odpowiedzialne za bieganie, a zatem czas przeznaczony na pobudzenie naszych mięśni mija szybko i zostaje dziesięć minut do startu...
Ustawiamy się na starcie.
Tam spotykam kilku znajomych, z którymi witam się i przybijam piąteczkę :)
Do startu zostało kilka sekund, poszliśmy, wystartowaliśmy :)
Pierwsze kilometry są trudne, przeciskam się przez tłum ludzi, staram się utrzymać równe tempo, ale jest trudno..
Biegnę przed balonikami na 1:45 daję jakoś radę.
Plan jest taki, by próbować utrzymać takie tempo przez cały bieg, może się uda :)
Po drodze mijam Stasia, zamieniamy kilka słów i pokrzepiona tekstem, że dobrze mi idzie, wycinam do przodu...
Na 12 km dopada mnie zmęczenie i zwalniam, a na 13 czy 14 km doganiają mnie baloniki na 1:45... Słysze hasło:
- Witamy w pociągu na 1:45!
Przez głowę przelatuje mi myśl .. - Nie... no kurczę... nie po to walczyłam cały czas sama na trasie, zmagałam się z wiatrem, by teraz dołączyć do nich...
Nie żebym coś do nich miała, ale jakoś nie bardzo mieściło się to już w mojej koncepcji :)
Pomyślałam:
- Dobra... odpocznę chwilkę i zacznę ...na nowo..
16 km, atakuję albo polegnę albo się uda :) Ryzyk fizyk .
Biegnę, wracam do swojego tempa, kubek z wodą... jeden ląduje na asfalcie, drugi nie trafia wcale w moją dłoń, więc biegnę bez wody, jakoś dam radę, choć nie ukrywam, że przydałby się łyk wody.
Dobiegam na stadion i jest 1:44:10... czas marzenie :)
Udało się! Nawet nie myślałam o takim wyniku.
Przed startem obawiałam się, czy dam radę pobiec 1:45, a tu taka niespodzianka :)
Na mecie medal, gratulacje i wielka, wielka radość :)
Teraz czekam na mojego Maćka :)
Gdy przybiegają zające na dwie godzinki, zaczynam się niepokoić.
Postanawiam iść na trasę i zobaczyć, gdzie on utknął... dochodzę do bramy, zamieniam kilka słów z Sylwią, i wypatruję męża.
W pewnej chwili wydaje mi się, że widzę go, podbiegam i kawalątek biegnę z nim.
Wbiega na stadion sam, dumny z osiągniętego celu :)
Brawo !!! Pierwszy półmaraton zaliczony :)
Oczywiście wszyscy odmeldowali się na mecie, zadowoleni :)
Po przywróceniu każdemu zawodnikowi cywilnego ubrania nastał czas na podzielenie się wrażeniami i posiłek regeneracyjny :)
Było ciasto, soki i uśmiechy... przede wszystkim był czas spędzony z ludźmi, którzy dzielą tę samą pasję :)
Bieg zakończony był kilkoma miłymi akcentami dla naszych klubowych koleżanek i dla naszego klubu....
Jadzia Wiktorek otrzymała nagrodę dla najstarszej uczestniczki biegu, Magdalena Ziółek trzecia w K -30, a drużyna ŁRT 1 zajęła drugie miejsce wśród wszystkich drużyn zgłoszonych do zawodów.
Jednym słowem bieg był super, trasa przygotowana lepiej niż w zeszłym roku, jeden minus... dziewczynki rozdające wodę na punktach żywieniowych i jedzonko były totalnie nieprzygotowane do działania :)
To należałoby dopracować.
Impreza super :)
Dzięki Łukasz Brzeźnicki za podwiezienie do domu. Mariusz Wasilewski serdeczne dzięki za cierpliwość i czas poświęcony na klepanie naszych treningów, analizowanie i cenne wskazówki :) Janusz mam nadzieję, że przekażesz to naszemu trenerowi :)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz