poniedziałek, 18 sierpnia 2014

Miasto Pabianice...

23 marca 2014 roku to data półmaratonu ZHP w Pabianicach.
Biegu, na który czekałam całą zimę...
Ale od początku.
Pobudka z rana... trzeba być zdrowo szurniętym, by w deszczową niedzielę wstać o szóstej rano, z całą rodzina wsiąść do pociągu i jechać na bieg... ale to już inna historia.
Wsiedliśmy do pociągu, na dworcu kolejowym Łódź Kaliska, jechaliśmy do metropolii Pabianice jakieś osiemnaście minut. Byłam zestresowana, a zarazem bardzo szczęśliwa.
Gdy opuściliśmy piękny nowy pociąg na stacji w Pabianicach, dostrzegłam z rodzinką grupkę biegaczy.
Ponieważ nie miałam pojęcia, jak dostać się do biura zawodów, postanowiliśmy podejść do nich i zapytać. Chłopcy udzielili nam informacji... Okazało się, że to dość daleko, postanowiliśmy zapytać jeszcze pana kierującego autobusem miejskim, no cóż za szczęście mieliśmy.
Właśnie tym autobusem dojedziemy do biura zawodów... super !
Za dziewięć polskich złotych dojechaliśmy na miejsce.
Tam tradycyjnie zakręcona Kaśka jak domek ślimaka, poleciała gdzieś, nie wiadomo dokąd, w biegu podając rękę Januszowi i Cześkowi.
Wpadłam do budynku... i nie ma biura zawodów!?
Okazało się że dziś biuro zawodów jest na zewnątrz, w namiocie.
Dzięki Bogu był ze mną mój Maciuś.. stanął w kolejce, a ja wypełniłam jakieś oświadczenie
Pakiet startowy odebrany!!!
Kamisia zajęła się przeglądem tego, co w nim jest, a ja udałam się do szatni.
Szatnia w piwnicy, szara zakurzona, no powiem tak: - Szału nie było...
Nawet nie było jednej ławki, by można położyć swoje rzeczy... wszystko na podłodze.
Prysznic jest, no to tyle dobrze. Przebrałam się, poszłam do WC, kolejna wpada organizatorów... łazienki nieoznakowane, niezamykane... szok!
Jak najszybciej opuścić to niezbyt przyjazne miejsce. Szatnia na tym biegu pozostawiała wiele do życzenia...
Do startu zostało jeszcze trochę czasu, cały czas coś leci z nieba i jest zimno...
Jak ja nie cierpię takiej pogody!
Stoimy witamy się ze znajomymi, rozmawiamy... ogólnie jest sympatycznie.
Parę minut przed biegiem udaję się na stadion by się rozgrzać.
Stamtąd też będziemy startować.
Wszyscy stoją na starcie… odliczanie i… poszli, to znaczy wybiegli na trasę.
Trasa nie była trudna, poza jednym dość wymagającym podbiegiem, ale zabezpieczenie trasy i oznakowanie to już inna historia.
Kilometry nisko wypisane, trudne do zobaczenia, po naszej trasie jeździły rowery, rolkarze a nawet w kilku miejscach samochody... To niestety kolejna wpada organizatorów.
Po upływie 21 km... wbiegłam na super nawierzchnię... stadion, bieżnia... jakbym biegła po glinie.
I diabli wzięli moje przyspieszenie na ostatnich metrach.
Nawierzchnia stadionu zaskoczyła mnie niemiło, klejąca, śliska breja, która kleiła się do obuwia i nie pozwalała na finisz... ale i tak bieg uważam za udany.
Nie wiem jak wy, ale bieg był fajnym pomysłem i super zabawą , natomiast organizacja pozostawia jeszcze trochę do życzenia!!!
Niestety, to nie koniec naszej przygody przygody w pięknym mieście Pabianice...
Chcieliśmy dostać się na dworzec.
Okazało się że żaden człowiek w Pabianicach nie wie, jak dostać się na dworzec... autobus jadący w stronę dworca nie jedzie na dworzec, tramwaj jeżdżący co godzinę więc co zostało... zadbanie o Achillesa i spacerek na dworzec!!!!
Powrót do domu i odpoczynek.
Gdyby nie te kilka rzeczy, o których tu napisałam, bieg był by świetny (oczywiście nie mam na myśli tu ludzi, których spotkałam, poznałam i z którymi biegłam - wy jesteście super!!!!!), a tak niestety jako imprezy świetnie zorganizowanej nie mogę polecić!!!
Chciałabym zauważyć że to moje, być może subiektywne odczucia!!!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz