poniedziałek, 18 sierpnia 2014

Pustynia Gobi w… Grodzisku Wielkopolskim

O tym biegu dowiedziałam się od Magdy i Alka… naszych klubowiczów. I dziś mówię, że wcale nie żałuję tego, że postanowiłam w nim wziąć udział… 
Ale po kolei…DSC_0294
Rano, ej.. nie śmiejcie się – naprawdę rano, bo o 5:30, cała nasza grupa była gotowa do podróży. Pod McDonaldem umówiliśmy się z Maćkiem. Ruszyliśmy w drogę, przed McD czekał w samochodzie Maciek. Zakupiliśmy jeszcze śniadanko dla Kamilki, dwa placki dla małego placka i w drogę…
Jechaliśmy bardzo szybko, nasz kolega ma „ciężką nogę”, ale …. dotarliśmy na miejsce już o godzinie 8:00. 10473367_789687451064385_5544603274695239810_nDo biura zawodów trafiliśmy bez kłopotu, świetnie oznaczona trasa i wolontariusze, którzy precyzyjnie potrafili pokierować na miejsce. Odebraliśmy pakiety startowe, bez żadnych kolejek i problemów. Sprawnie i szybko. Rozpoczęliśmy zwiedzanie terenu. Mój Maciuś zamienił się w fotoreportera, a ja chodziłam nie mogąc znaleźć sobie miejsca.
 W końcu po drugim bananie postanowiłam zobaczyć, jak się biega…. Poszliśmy wspólnie z Maćkiem przebiec się kawałeczek, naprawdę kawałeczek. Z nieba leci żar, a jest godzina 9:30, a my startujemy o 11:00.Woow, nie wiem, jak to będzie, ale pewnie ciężko…
Z zadumy wyrwał mnie telefon… patrzę… Madzia dzwoni, pyta gdzie jesteśmy, znalazłyśmy się. Pobiegłam do Madzi, a tam o jaka niespodzianka, Magda Z., Maciek vel Jagoda, Madzia i Alek ukrywają się przed słońcem w cieniu drzew… Chwilkę pogadaliśmy, ale… jak to przed startem, każdy skupiony, każdy myśli, jak będzie się biegło w takim upale….
Nagle zostaliśmy wezwani, by rozpocząć defiladę przez całe miasto, dwa kilometry pokonaliśmy idąc ulicami tego pięknego miasta, ludzie z okien bili nam brawo, tylko to słońce….Dotarliśmy na start, chwilka, „słowo na niedzielę” od burmistrza … strzał z pistoletu – i ruszyliśmy… Ustawiliśmy się na 1:45, biegniemy, ale mam wrażenie, jakbym biegła wolniej, niż powinnam…
Gonię baloniki, a one mi uciekają w zaskakującym tempie. Biegnę, jest ciężko, ale daję radę.
Na drugim kilometrze, punkt chłodzący i woda do picia… i biegniemy dalej… Mijają kolejne kilometry, a ja mam wrażenie, jakby te moje kilometry były dłuższe… są kurtyny wodne, ludzie ze swoich ogródków powyciągali węże i leją na nas wodę…
- Oj… dzięki ci, dobry człowieku – myślę… ale kiedy mijam kolejnego, to już nie myślę, tylko krzyczę: Dzięki!
Piąty kilometr, a ja czuję się jak bym w nogach miała ze 20! Co najmniej!!!
Oj… przez myśl przebiega myśl.. nie dam rady, kurczę, nie dam rady dziś… Mówię do Maćka, by biegł swoje, ja zwalniam, bo to nie moje tempo. Ruszył do przodu, a ja… zostałam z myślami o poddaniu się. Jest woda! Zmoczyłam głowę, stanęłam na chwilkę i podjęłam decyzję: Biegnę jeszcze kilometr, jeśli dalej nie rozbiegam się, to schodzę z trasy…. trudno, nie wszystkie biegi trzeba ukończyć!
Mija kolejny kilometr i kolejny, wiem że biegnę, ale wiem też, że coraz wolniej, ale to nie jest już ważne, walczę ze sobą, już teraz i z kilometrami nie z czasem… Każda kurtyna wodna jest moja, każdy punkt z wodą mój, na 15 km, dochodzi jeszcze kolka – no nie… to już koniec!
Biegnę dalej – do 18 km biegnę z kolką, nareszcie kolka odpuszcza, mam trochę siły, więc zaczynam przyspieszać …
Kończę bieg z czasem 2:01:23…
Nie jest to rekord, ale dla mnie to JEST rekord. Bieganie po pustyni Gobi nie dla mnie. Na mecie dostaję medal, najcenniejszy jak dotychczas, nie ze względu na czas, jaki uzyskałam, ale na walkę stoczoną z samą sobą i słońcem, rozlewającym na biegaczy żar bezlitośnie. Jestem cała mokra, ale też bardzo szczęśliwa, bo jednak nie poddałam się.
Dałam radę!
Na mecie – dużo przede mną – zameldowała się Magda Ziółek z czasem 1:33:54 (K/35-I; K-10; Weterynarze -II), sekundę wcześniej na mecie pojawił się Maciej Jagusiak z czasem 1:33:53 (M30/21), następnie Alek z czasem 1:38:25 (M40/31;Weterynarze-5), no i oczywiście ja z Madzią, żoną Alka. Dla Madzi to wyjątkowy półmaraton, gdyż pokonała ten dystans po raz pierwszy i to w tak ekstremalnych warunkach, z czasem 2:20:48. Gratki !!!
Wszystkim uczestnikom serdecznie gratulujemy ukończenia dystansu w takich warunkach. Gdy kiedyś ktoś zapyta mnie, jak jest w piekle, to powiem mu, by zapisał się na półmaraton „Słowaka”.
Bieg był zorganizowany według najlepszych wzorców… Piątka z plusem za organizację …!!!!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz